Według relacji serwisu nova.rs ostatnia rozprawa trwała aż sześć godzin. Maraton dotyczył rozstrzygnięcia pozwu Gorana Ivanisevicia, według którego Tatjana Dragović jest mu teraz winna ponad 2,4 miliona euro z powodu rzekomej pożyczki. Szczegółowy wgląd w tę sprawę przedstawił w mediach serwis Jutarnji.hr. Mistrz Wimbledonu zeznał w sądzie, iż wniósł pozew przeciwko Tatjanie, ponieważ "ukradła pieniądze". "To pieniądze, które nie są majątkiem małżeńskim i które zarobiłem. Mieliśmy umowę, iż zwróci mi pieniądze, ale do tego nie doszło i dlatego jesteśmy tu, gdzie jesteśmy dzisiaj" - oświadczył.
REKLAMA
Zobacz wideo To dlatego Świątek wygrała Wimbledon! Spełniła marzenie, o którym nam opowiadała
Umowa i finansowanie nowego partnera Tatjany Dragović
W 2012 roku małżeństwo zawarło umowę z inicjatywy adwokata, iż dopóki para będzie legalnie małżeństwem, Tatjanie będzie przysługiwała częścią dochodów byłego tenisisty. "Uzgodniliśmy, iż sprzedamy ziemię należącą do mojej matki i iż Tatjana otrzyma 40 procent, a ja 60 procent, ale po sprzedaży tej ziemi zatrzymała sobie całą kwotę. W 2014 roku urodziła dziecko z nowym partnerem, a ja kontynuowałem finansowanie jej, jej partnera i ich rodziny, a także mojej własnej" - zeznał w sądzie.
W pewnym momencie Ivanisević miał zauważyć, iż z ich wspólnego konta wciąż były wypłacane pieniądze, które jego była już partnerka przelewała na swoje konto. Pewnego razu zauważył, iż "przelała za dużo".
"Nie mogła przelewać tyle, ile chciała i kiedy chciała. Umowa była taka, iż mogła wziąć tyle, ile potrzebowała dla dzieci. Ale przelewała pieniądze na wszystko, czego potrzebowała w życiu. Od 2016 do 2021 roku obserwowałem, jak przelewała pieniądze. Nie wiedziała, iż mam pełnomocnictwo i iż mogę zobaczyć, ile wypłaca, ale, cóż, byliśmy formalnie małżeństwem, więc pozwoliłem jej to zrobić. Mieliśmy konkretną sytuację. Byliśmy w dobrych stosunkach. Poprosiła mnie o pomoc finansową i zrobiłem to, licząc na to, iż zwróci mi pieniądze" - podkreślił były tenisista.
Mistrz Wimbledonu zeznał, iż nie mógł doprosić się zwrotu pieniędzy
Mężczyzna nie mógł się doprosić o zwrot pieniędzy, bo - według jego zeznań - zawsze znajdowała wymówki. Jednak kiedy ostatni raz - w 2021 roku poprosił ją o oddanie środków, ta "zerwała z nim wszelaką komunikację".
Zobacz też: Collins nie zamierza odpuszczać Świątek. Oto co zapowiada
"Do tego momentu komunikacja była prawidłowa. Defraudacja zaczęła się od majątku, który Tatjana najpierw przekazała córce. Potem podpisała fikcyjną umowę z siostrą, iż jest jej winna półtora miliona euro, ale jej siostra nie miałaby tych pieniędzy, choćby gdyby urodziła się 50 razy. Wtedy zaczęłam wnosić pozwy, bo chcę odzyskać swoje pieniądze. W tym tkwi sedno tego i wszystkich innych pozwów – chcę pieniędzy, które Tatjana mi ukradła" - grzmiał w sądzie.
Reakcja Tatjany Dragović. "Mógł powiedzieć, iż to mu już nie odpowiada"
Tatjana Dragović w swoim oświadczeniu zaprzeczyła, jakoby kiedykolwiek zawarto jakąkolwiek umowę pożyczkową. "Byliśmy małżeństwem do 2016 roku. Umowę z 2012 roku zaproponował Goran, a nie ja. (...) To było moje jedyne źródło dochodu. Działałam na polecenie jego doradcy podatkowego i prawnika. Płaciliśmy też za nasze karty kredytowe, samochód, mieszkanie ze wspólnego konta… To nie były pożyczki, a nasza umowa. Mógł powiedzieć, iż to mu już nie odpowiada – tak jak zrobił to w 2021 roku" - odpowiedziała druga strona.
"Jego mama podarowała mu ziemię niedaleko Splitu w 2014 roku. Przekazał ją mnie w 2015 roku, a ja ją sprzedałam. Jego pożyczka została częściowo spłacona tymi pieniędzmi, a reszta trafiła na konto w Monako. Miał pełnomocnictwo. Podzieliliśmy się pieniędzmi - zainwestowałam w akcje" - dodała.
To nie pozostało koniec tej sprawy. Teraz sąd będzie wyczekiwał opinii biegłego finansowego w celu ustalenia przepływu pieniędzy. "Ivanisević musi zapłacić 500 euro w ciągu ośmiu dni" - czytamy w serwisie nova.rs.