Było 6:0, 5:0 dla Świątek w finale Wimbledonu. Niebywałe, co wtedy pomyślał Fissette

6 godzin temu
Minął już tydzień od wielkiego triumfu Igi Świątek w finale Wimbledonu. Nasza reprezentantka zaszokowała tenisowy świat i zupełnie niespodziewanie podbiła trawiastą nawierzchnię, z czym miała kłopot w czasach, gdy przyjeżdżała do Londynu w teoretycznie lepszej formie. Zdaniem wielu teraz tak naprawdę pierwszy raz w pełni ujawniły się efekty jej pracy z Wimem Fissette. Belg w rozmowie z Benem Rothenbergiem ujawnił, jak czuł się przed finałem oraz w jego trakcie.
W sezonie, w którym nie wychodziło to, co miało wychodzić, wyszło akurat to, czego nikt nie oczekiwał. Iga Świątek stała się w tym roku żywym dowodem na to, iż los uwielbia swoją przewrotność. Po bezowocnym okresie na swojej ulubionej mączce, stała się wielkoszlemową mistrzynią na trawie, gdzie nigdy jej przesadnie nie szło. Jednak w tym roku w jej trawiastym repertuarze widzieliśmy wszystko to, czego brakowało wcześniej.


REKLAMA


Zobacz wideo Jan Urban uderza w Michała Probierza?! "Też bym się wkurzył"


Świątek wygrała dla siebie i dla trenera. Fissette ujawnił, co czuł przed finałem
Lepszy serwis, lepsze przewidywanie zdarzeń na korcie i przede wszystkim znacznie lepsze poruszanie się na tej nawierzchni. Praca na nogach zawsze była podstawą sukcesów Polki. Na trawie miała z tym problemy, to i wyniki były gorsze. Udało jej się to poprawić, toteż efekty przyszły natychmiastowo. Zdaniem wielu ekspertów w końcu zaowocowało nawiązanie współpracy z Wimem Fissette. Po nieudanej mączce Belg był krytykowany, jednak w końcu dostarczył potężnych argumentów, iż Polka się nie pomyliła. W rozmowie z Benem Rothenbergiem szkoleniowiec ujawnił, jakie było jego nastawienie przed finałem z Amandą Anisimową.


- Przede wszystkim spodziewałem się trudnego meczu. Amanda zdecydowanie ma narzędzia do świetnej gry na trawie. Z drugiej strony Iga grała wcześniej naprawdę dobrze. Doskonale serwowała i returnowała. Więc pod tym kątem byłem pewny siebie. Poza tym wcześniej w finałach wielkoszlemowych miała bilans 5-0. Dla Amandy to był pierwszy finał. W dodatku Wimbledonu i to jeszcze z Igą - ujawnił Fissette.


6:0 oznacza spokój? Niekoniecznie
Nie oznaczało to jednak, iż trener był w pełni spokojny o wynik. choćby po 6:0 w pierwszym secie jego nerwom było daleko do ukojonych. - Wiesz, z drugiej strony masz świadomość, iż mecz może się odwrócić w każdej chwili. Wiesz, iż po 6:0 wcale nie tak rzadko zdarza się 0:6. Wszystko może się gwałtownie zmienić. Także do ostatniej piłki, no może do 5:0 w drugim secie, miałem z tyłu głowy, iż "okej, wyglądamy dobrze, ale tu jeszcze nic nie jest pewne" - powiedział belgijski trener.
Idź do oryginalnego materiału