Felix Baumgartner w młodości trenował spadochroniarstwo w austriackiej armii, a z czasem zaczął specjalizować się w dokonywaniu rzeczy, które przeciętnemu człowiekowi nie przyszłyby choćby do głowy. Chociażby w 2002 roku wykonał pierwszy w Polsce skok BASE jump, z dachu Hotelu Marriott w Warszawie, ale olbrzymią światową sławę zyskał dziesięć lat później. To wtedy jako pierwszy człowiek wzniósł się balonem wypełnionym helem do stratosfery, a następnie zeskoczył z powrotem na ziemię, osiągając najwyższą w historii prędkość swobodnego lotu.
REKLAMA
Zobacz wideo Moura Pietrzak: Globalne firmy inwestują w kobiecą piłkę, a polskie już nie
Wychodzą szczegóły na temat śmierci Baumgartnera
Austriak zmarł 17 lipca 2025 roku, kiedy leciał paralotnią w okolicach Porto Sant’Elpidio we Włoszech. W pewnym momencie 57-latek stracił kontrolę nad maszyną i spadł do hotelowego basenu. Na miejscu przeprowadzono akcję ratunkową, ale Baumgartnera nie udało się już uratować.
ZOBACZ TEŻ: Oto szczegóły tragicznego wypadku Baumgartnera. "Nie wezwał pomocy"
Włosi podejrzewali, iż Austriak mógł stracić przytomność już podczas lotu, patrząc na to, iż nie wezwał pomocy, gdy tracił kontrolę nad kierunkiem szybowania. Jak podaje "The Independent": Miejscowa prokuratura przesłuchała właśnie świadków, którzy przekazali, iż Baumgartner przed upadkiem miał "obrócić się wokół własnej osi". To również wskazywałoby na to, iż doznał niespodziewanych problemów jeszcze w powietrzu. Jedna z teorii jest taka, iż Austriak miał atak serca.
Wiele wyjaśnić może nagranie z kamery umieszczonej na jego ciele, dzięki której 56-latek chciał zarejestrować swój lot. Włosi planują je obejrzeć najszybciej, jak to tylko możliwe. w tej chwili wciąż trwa sekcja zwłok i oficjalna przyczyna zgonu nie została jeszcze potwierdzona.