To się nie mogło skończyć inaczej. Dwa i pół tygodnia temu Iga Świątek w kapitalnym stylu wygrała Wimbledon (6:0, 6:0 z Amandą Anisimovą w finale!), a teraz w pierwszym występie po tym wielkim sukcesie Polka nie miała trudnego zadania.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek przeszła do historii Wimbledonu! "Gwiazda na skalę wszechświata"
Hanyu Guo jest na 259. miejscu w rankingu WTA, najwyższym w swojej karierze. 27-latka z Zhengzhou przez lata grania w tenisa zarobiła pół miliona dolarów (dla porównania: Świątek zarobiła już o 39 milionów więcej). A te nagrody zebrała głównie z występów deblowych (jest 33. w światowym rankingu). Na Wimbledonie wygranym przez Świątek Guo dotarła do drugiej rundy turnieju deblistek. W rywalizacji singlistek nie występowała choćby w kwalifikacjach, bo na to była za nisko sklasyfikowana. Teraz do Montrealu przyleciała z myślą o deblu, ale znalazło się dla niej miejsce w eliminacjach singla. I Chinka wykorzystała szansę.
Komentator mówił wprost: Nerwowy początek Świątek
W meczu o awans do turnieju głównego Guo rozbiła 6:0, 6:0 Rumunkę Buzarnescu. A w pierwszej rundzie turnieju głównego (Świątek z racji wysokiego rozstawienia miała wolny los) Guo sprawiła sensację, pokonując 6:3, 6:3 Kazaszkę Julię Putincewą, 46. zawodniczkę światowego rankingu.
Dla Guo to był pierwszy w karierze singlowy mecz wygrany w cyklu WTA! To było też jej dopiero trzecie w karierze spotkanie z kimś z top 50 listy WTA. Zwykle Chinka występuje w turniejach ITF. A teraz grając przeciw trzeciej w tej chwili na liście WTA Świątek, przeżywała największy występ w życiu.
Ale szans z Polką tak naprawdę nie miała żadnych. - Nerwowy początek, trzeba się skalibrować, niezależnie od tego, kto stoi po drugiej stronie siatki – mówił co prawda komentujący mecz w Canal+ Dawid Celt po kolejnym podwójnym błędzie serwisowym Świątek w pierwszym gemie. To był już trzeci taki błąd Igi. Ale niedługo faworytka skończyła gema otwarcia asem.
Przy 1:0 dla Igi zanosiło się na 1:1. Guo prowadziła choćby 40:15 przy swoim podaniu. Ale mniej więcej w tamtym momencie realizator transmisji pokazał widzom wymowną statystykę. Otóż wtedy dowiedzieliśmy się, iż Świątek wygrała już 114 meczów w turniejach WTA 1000, a Guo odniosła jedno takie zwycięstwo.
Świątek nie wpadła w kłopoty, jakie przeżywała Coco Gauff
Po 115. wygraną w turniejach ustępujących rangą tylko imprezom wielkoszlemowym Świątek poszła spokojnym krokiem. Co prawda przy stanie 4:0 w pierwszej partii na moment się zacięła (Chinka zmniejszyła straty na 2:4), ale to nie miało znaczenia.
Joanna Sakowicz-Kostecka, która komentowała mecz razem z Celtem, słusznie podkreślała, iż krótko po wygraniu turnieju wielkoszlemowego mistrzyniom wraca się niełatwo. Jako przykład podała Coco Gauff. Zwyciężczyni tegorocznego Roland Garros dopiero teraz w Montrealu wygrała swój pierwszy mecz od paryskiego finału, czyli od prawie dwóch miesięcy. Dodajmy, iż zwycięstwo Amerykanka wymęczyła – w trzysetowym boju z Danielle Collins popełniła aż 74 niewymuszone błędy (a Collins 80!).
Świątek dobre zagrania w meczu z Guo przeplatała błędami, którymi czasami chyba zbyt mocno się przejmowała. Z drugiej strony: to typowe dla Igi, która jest perfekcjonistką. Ona zawsze wymaga od siebie bardzo dużo. Na pewno meczu z Chinką nie chciała tylko wygrać, chciała dobrze zagrać. A zagrała nieźle.
Po 40 minutach Świątek skończyła pierwszego seta świetnym forhendowym winnerem. Tę partię wygrała 6:3, miała w niej 10 uderzeń kończących i 10 niewymuszonych błędów (Chinka 4:5). W drugim secie Świątek dalej kontrolowała sytuację, ale Guo robiła wszystko, żeby jak najładniej przedstawić się światu. Imponowała, gdy w pierwszym gemie długo broniła się przed przełamaniem, grając na przewagi. Jeszcze bardziej mogła się podobać, kiedy wywalczyła przełamanie powrotne na 1:1. Chince trzeba oddać, iż potrafiła wykorzystywać słabszy serwis Polki. Ale już na returny Igi nie miała odpowiedzi. I generalnie gdy tylko Świątek przyspieszała, gdy wzmacniała swoje granie, po prostu brakowało jej argumentów. Dlatego wynik 3:6, 1:1 był dla Chinki chyba ostatnim miłym momentem tej rywalizacji. niedługo panie były już przy siatce i dziękowały sobie za walkę w meczu, który Polka wygrała 6:3, 6:1.
Warto podkreślić, iż w całym spotkaniu Świątek zagrała 21 uderzeń kończących przy 14 niewymuszonych błędach. A więc w drugim secie stosunek winnerów do niewymuszonych pomyłek miała bardzo dobry: 11:4 (Chinka 7:8 w całym meczu, w drugim secie 3:3). Te dane potwierdzają, iż Polka z biegiem gry czuła się coraz pewniej.
W trzeciej rundzie turnieju WTA 1000 w Montrealu Świątek zmierzy się z Anastasiją Pawluczenkową (30 WTA) albo Evą Lys (69 WTA).