25:12! Koncert Polaków w ćwierćfinale LN! To była lekcja siatkówki

21 godzin temu
Japończycy mocno ruszyli na polskich siatkarzy w ćwierćfinale Ligi Narodów i robili co mogli, ale paliwa wystarczyło im jedynie na dwa sety. Dlatego najpierw Biało-Czerwoni przeżywali męczarnie, ale zakończyli je koncertem. Wygrali 3:0 (25:23, 26:24, 25:12), a głównym bohaterem był Kewin Sasak, przy którym niektórzy w tym sezonie kadrowym postawili już znak zapytania.
W środowych ćwierćfinałach faworyci - Włosi i Brazylijczycy - mieli większe lub mniejsze kłopoty, ale odnieśli zwycięstwa. Czwartkowa rywalizacja zaś zaczęła się od wielkiej niespodzianki - broniący trofeum Francuzi, mistrzowie olimpijscy z Tokio i Paryża, przegrali z grającą w przemodelowanym składzie ekipą Słowenii. Polacy, na szczęście, nie poszli śladem "Trójkolorowych".


REKLAMA


Zobacz wideo Reprezentacja siatkarzy ze złotem na uniwersjadzie! Trener Dariusz Luks podsumowuje


Wielki test cierpliwości. Kochanowski i Sasak dali sygnał
To miał być wielki test cierpliwości i był. Japończycy słyną z rewelacyjnej gry w obronie i dużej precyzji, a to sprawia, iż akcje w ich meczach są przeważnie długie, a momenty nieuwagi kosztowne. A jak do tego jeszcze dołożą mocną zagrywkę, to są już naprawdę bardzo groźni. Polacy przekonali się o tym ponownie teraz, w chińskim Ningbo.
O cierpliwość w grze do znudzenia apelował trener Nikola Grbić już podczas trzeciego turnieju Ligi Narodów fazy interkontynentalnej w Gdańsku. Polacy byli wtedy jeszcze ewidentnie na etapie zgrywania (wtedy dopiero dołączyła grupa czołowych kadrowiczów) i budowania formy. Dlatego też wiadomo było, iż nie ma co panikować po przegranych z Kubą i Bułgarią. Ale tym bardziej czekaliśmy na ćwierćfinał z Japończykami.
Zaczął się co prawda od wyrównanej rywalizacji, ale przez pół pierwszego seta Biało-Czerwonym wyraźnie brakowało dobrej zagrywki. Zdecydowanie lepiej radzili sobie zaś wtedy w tym elemencie rywale. Gdy obchodzącemu w czwartek 33. urodziny Wilfredo Leonowi piłka, którą chciał przyjąć, przeszła przez palce, to Japończycy prowadzili 10:9. Za chwilę dołożyli kolejny punkt, gdy Leon się uchylił, a stojący obok Tomasz Fornal nie sięgnął piłki. Grbić korzystał z przerw, ale Azjaci wciąż byli jak w transie i powiększyli przewagę do czterech "oczek" (16:12).


To, iż ta odsłona skończyła się zwycięstwem Polaków, to w dużej mierze zasługa duetu Jakub Kochanowski - Kewin Sasak. Obaj zrobili wielką różnicę właśnie mocną zagrywkę, którą wytrącili wreszcie z rytmu Azjatów i ułatwili swoim kolegom stawianie skutecznego bloku. Końcówka układała się już głównie po myśli wicemistrzów olimpijskich z Paryża, choć przeciwnicy nie chcieli łatwo rezygnować. Przy stanie 24:23 Grbić wprowadził za Leona Bartosza Bednorza, ale ten nie miał już okazji się wykazać, bo jeden z Japończyków zepsuł zagrywkę.


W dalszej części spotkania gra Polaków była coraz skuteczniejsza, a w ataku wciąż brylował Sasak. Świetnie funkcjonowała kooperacja z będącym jego klubowym kolegą rozgrywającym Marcinem Komendą. Warto przypomnieć, iż błyszczał on już na początku sezonu, ale po słabszych występach w Chicago niektórzy zastanawiali się, czy aby na pewno podoła grze o najwyższą stawkę w kadrze. W czwartek swoją grą zasygnalizował mocno, iż odpowiedź jest twierdząca.
Poza skutecznością ze skrzydła atakujący Bogdanki LUK Lublin dalej pomagał skuteczną zagrywką Biało-Czerwoni kontrolowali sytuację (7:3, 15:12). W pewno momencie w bloku wreszcie zapunktował Fornal, którego ręce wcześniej regularnie obijali rywale.
- To musiało się stać - stwierdził komentujący mecz w Polsacie Sport Wojciech Drzyzga.
Po chwili jednak Japończycy przypomnieli, iż nie można ich za gwałtownie skreślać. Gdy Jakub Nowak niemal zaliczył udany blok, a rywale wyraźnie odetchnęli z ulgą, to trudno było przypuszczać, iż to początek serii punktów dla Azjatów, którzy doprowadzili do remisu 16:16. Dwukrotnie blokiem zatrzymany został Leon i Grbić już dłużej nie czekał, wprowadzając w miejsce 33-latka Kamila Semeniuka. Po chwili Japończycy wygrali najdłuższą i najefektowniejszą akcję spotkania, którą kilku Polaków skończyło na kolanach. Finaliście poprzedniej edycji LN doszli Biało-Czerwonych ponownie w końcówce, gdy zablokowany został Nowak, ale ostatnie dwa punkty należały do faworytów.
W trzeciej odsłonie Japończykom zaczęło już wyraźnie brakować prądu. Drużyna Grbicia kontrolowała sytuację od początku do końca, a rywale byli bezradni. Blokiem punktował choćby rozgrywający Marcin Komenda.


- Gasimy Japonię jak chcemy - stwierdził towarzyszący Drzyzdze Tomasz Swędrowski.
Dokończenie tego meczu to była formalność. Polacy po raz szósty z rzędu wystąpią w fazie medalowej LN. W sobotnim półfinale zmierzą się z Brazylią.
Idź do oryginalnego materiału