To był mecz, po którym wszyscy siatkarscy kibice w Polsce mogli wstrzymać oddech. Kadra siatkarek we wrześniu 2023 roku walczyła o awans do turnieju olimpijskiego w Paryżu przed własną publicznością, w łódzkiej Atlas Arenie, i zaliczyła wpadkę, która postawiła pod znakiem zapytania to, czy Polki wrócą na igrzyska po 16-letniej przerwie.
REKLAMA
Kadra Stefano Lavariniego trafiła do grupy, w której faworytkami do awansu były Amerykanki i Włoszki. Wiadomo było, iż to z nimi trzeba będzie rywalizować i liczyć na zwycięstwa w meczach bezpośrednich, więc w pozostałych spotkaniach lepiej było się nie potknąć. Niestety, po wygranych ze Słowenią, Kolumbią i Koreą Południową, przyszło niepowodzenie w dramatycznych okolicznościach meczu z Tajkami zakończonego wynikiem 2:3 (18:25, 25:7, 22:25, 25:23, 15:12).
Zobacz wideo Kosecki ostro o piłkarzach Legii: Otworzyć im drzwi i podziękować jak Feio kibicom z Danii [To jest Sport.pl]
Najpierw 0:6 i wysoko przegrany pierwszy set, potem rekordowa druga partia Polek
Polki już od pierwszego seta wyglądały nieswojo. Ich dyspozycja na początku turnieju w Łodzi była daleka od idealnej, czy choćby takiej, która miała im pozwolić marzyć o igrzyskach. Ale 0:6 na sam początek spotkania. To był nokaut, po którym trudno było się już podnieść. Dlatego polska drużyna przegrała tę partię do 18.
Ci, którzy po pierwszym secie wyszli z hali, czy przełączyli w telewizorze na inny kanał, gdy zorientowali się, co działo się w kolejnym fragmencie spotkania, musieli doznać szoku. Te same Polki, które chwilę temu obrywały od Tajek i przegrały seta różnicą siedmiu punktów, teraz nie dawały im szans. Drużyna z Azji zdobyła tylko siedem punktów, to jedno z najwyraźniejszych zwycięstw polskiej kadry w jednym secie w meczach o stawkę.
"Złość Polek sprawiła, iż poziom gry wzrósł momentalnie. A Tajkom jakby ktoś wyjął wtyczkę. 20 procent skuteczności pozytywnego przyjęcia i zaledwie 26 procent skończonych piłek to był dla nich absolutny koszmar. Dla Stefano Lavariniego ten set był wręcz rekordowy - 25:7 to najwyżej wygrana partia przez Polki za kadencji Włocha. Wreszcie mógł odetchnąć" - pisaliśmy na Sport.pl w spostrzeżeniach po tym spotkaniu.
Smutek i rozczarowanie Polek. Chwilami grały wręcz niezrozumiale
To nie był jedyny zwrot akcji w tym meczu. Wydawałoby się, iż po tak wysoko wygranym secie Polki powinny przejąć inicjatywę i spokojnie je wygrać. Nie tym razem. Tajki po odpuszczeniu poprzedniej partii zgromadziły sporo energii i ją wykorzystały. Wyglądały dużo pewniej w kluczowych momentach, a gra - i przede wszystkim zagrywka Polek - znów była dużo słabsza. Chwilami wręcz niezrozumiała.
Przegrały trzeciego seta do 22. W końcówce goniły rywalki, ale tylko zmniejszyły stratę - z pięciu do trzech punktów. Wydawało się, iż może wystarczy im świetna zmiana Martyny Czyrniańskiej. Przyjmująca zmieniła Olivię Różański i do końca spotkania punktowała aż 17 razy. To pozwoliło Polkom na doprowadzenie do tie-breaka - w czwartej partii wygrały 25:23, ale nie na wygranie całego spotkania.
W decydującym secie zabrakło niewiele, ale to Tajki cieszyły się z wygranej 15:12 i 3:2 w całym meczu. A z twarzy Polek bił smutek i rozczarowanie. Niektórych choćby nie było widać - tak jak tej Czyrniańskiej, która w pewnym momencie, stojąc w kwadracie, naciągnęła na głowę koszulkę.
Cud w Łodzi i lekcja w Paryżu
Sytuacja Polek zrobiła się bardzo trudna, bo, żeby na pewno awansować na igrzyska, musiały wygrać dwa z trzech kolejnych spotkań. A pozostały te najtrudniejsze: poza Włoszkami i Amerykankami jeszcze to wówczas najbliższe z Niemkami. Trzeba było liczyć na cud, bo choć każdy chciał, żeby Polki się pozbierały i wiedział, iż ten zespół dokonywał już niemal niemożliwych rzeczy, to naprawdę trudno było być do tego przekonanym, jak po tej porażce z Tajkami.
Ale cud jednak się zdarzył. Polki wygrały wszystkie trzy spotkania i w wielkim stylu awansowały na pierwsze igrzyska od występu w Pekinie w 2008 roku. To była niezwykła końcówka turnieju, o której niewielu pomyślałoby bezpośrednio po tym, co stało się w meczu z Tajlandią. Ta przegrana miała ważyć wiele, a stała się czymś, co pchnęło polskie siatkarki do gry, która dała im wielki sukces.
Na igrzyskach olimpijskich, gdy przyszedł trudny moment, niestety cudów już nie było. Polki w grupie zaprezentowały się całkiem nieźle - wygrały z Japonkami i Kenijkami, ale inną, gorszą twarz pokazały przy bolesnej porażce z Brazylijkami. Niestety, jeszcze bardziej bolało to, co stało się w ćwierćfinale. Polki wyszły na starcie z broniącymi tytułu Amerykankami i na boisku widać było, iż nie były gotowe na mecz o takiej stawce. Odpadły po porażce w trzech setach - do 22, 14 i 20. To była bolesna lekcja, ale mamy nadzieję, iż teraz kadra już po doświadczeniu tak przykrego gongu w turnieju, gdzie chciały powalczyć o najwyższe cele, będzie silniejsza i jeszcze dojrzalsza. W końcu czasem trzeba taką porażkę przeżyć, żeby później podobne już się nie przydarzały. Żeby można było je przepracować i zwyciężać.
Nowa era reprezentacji Polski
Po rozczarowaniu z olimpijskiego ćwierćfinału Polki przystępują teraz do nowego sezonu i niejako nowej ery. Bez jednej z najlepszych rozgrywających na świecie, Joanny Wołosz, która po igrzyskach w Paryżu zadeklarowała, iż w kadrze już nie zagra. przez cały czas są głodne sukcesów, ale przed nimi do rozwiania wiele wątpliwości i pozbycie się znaków zapytania. Kolejne ważne mecze po tym, co wydarzyło się na igrzyskach, nieco inny kształt kadry i to, czy w okresie klubowym zawodniczki Lavariniego grały na tyle dużo i na tyle dobrze jakościowo, żeby teraz przełożyć to na kadrę.
I na początek Tajki. Poza tym meczem z kwalifikacji olimpijskich w ostatnich dziesięciu spotkaniach Polki przegrały z nimi jeszcze tylko raz - też 2:3, też w Polsce. Na domowych mistrzostwach świata, w Gdańsku, w fazie grupowej. W pozostałych ośmiu starciach wygrywały, w tym aż siedem razy po 3:0.
To dobry prognostyk, ale przed obydwoma zespołami nieco inny sezon. Drużyna Stefano Lavariniego będzie budowała w pierwszych trzech turniejach Ligi Narodów formę na finały rozgrywek. Udziału w nich może być już pewna, bo zostaną zorganizowane w Łodzi. Cel na najbliższe tygodnie to zatem stopniowy wzrost formy i zgrywanie zespołu, ale bez presji - także tej dotyczącej ewentualnych problemów z wynikami i zagrożenia wypadnięciem z rozgrywek, bo w tym roku zmieniła się ich formuła. Choć bądźmy szczerzy, o to pewnie bardziej mogłyby się martwić Tajki. One mają jednak jeszcze ważniejszy cel od Polek - chcą godnie wypaść na domowych mistrzostwach świata na przełomie sierpnia i września. dla wszystkich zespołu to docelowy turniej tego sezonu, ale dla Tajek będzie wyjątkowy.
Spotkanie Polek z Tajkami będzie częścią pierwszego tygodnia turniejów Ligi Narodów. Zostanie rozegrane w National Indoor Stadium w Pekinie, o godzinie 9:00 czasu polskiego. Pozostałymi rywalkami Polek w tej części LN będą Chinki, Turczynki i Belgijki. Relacje z meczów Ligi Narodów siatkarek na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.