Legia Warszawa nie pozostało idealna, chwilami wciąż bywa naiwna i sama wkłada sobie kij w szprychy, ale patrząc na skalę zmian, które w niej zaszły i na panujący wewnątrz klubu bałagan, początek sezonu trzeba uznać za znakomity. To imponujące, z jakim rozmachem zmienia drużynę Edward Iordanescu. Jak gwałtownie i skutecznie to robi. Ma już Superpuchar Polski, dwa awanse w eliminacjach Ligi Europy i zwycięstwo w Ekstraklasie. W każdej formacji ma już przynajmniej jednego piłkarza, który pozytywnie zaskoczył formą. Nowy trener bez nowych piłkarzy tworzy w Legii nową drużynę. I to taką, która jednym zaimponuje charakterem - bo przecież w dwumeczu z Banikiem trzy razy przegrywała i za każdym razem potrafiła odpowiedzieć, innych przekona stylem gry - z coraz lepszym atakiem pozycyjnym i kontrolowaniem meczów z piłką przy nodze, a postronnym widzom zapewni interesujące mecze i spore emocje - rewanż z Banikiem trzymał w napięciu do ostatniej minuty.
REKLAMA
Zobacz wideo Urban nie wytrzymał! "Czy ja się nie przesłyszałem?!"
Dookoła bałagan, ale na boisku widać coraz większy porządek
Zwycięstwo 2:1 było tyleż wymęczone, co zasłużone. Wymęczone, bo po kwadransie rywale wyszli na prowadzenie, w 90. minucie zmarnowali rzut karny na wagę remisu i dogrywki, a w międzyczasie Legia zaprzepaściła co najmniej trzy znakomite okazje do strzelenia gola, przez co do końca drżała o awans. Z drugiej strony - na jej grę już dawno nie patrzyło się z tak dużą przyjemnością. Atakowała od początku meczu, była odważna, długimi fragmentami kontrolowała mecz i utrzymywała się przy piłce. Jeszcze w pierwszej połowie strzeliła dwa nieuznane gole - po pierwszym chorągiewkę podniósł sędzia liniowy, a po drugim spalonego wychwycił dopiero VAR. Po przerwie dorzuciła więc dwa kolejne i odwróciła wynik. I choć w dwumeczu z Banikiem, głównie z racji własnych błędów w defensywie, pierwszy raz wyszła na prowadzenie dopiero po 170 minutach, to zdołała awansować do III rundy eliminacji Ligi Europy, w której zagra z AEK Larnaka.
Nie chodzi o to, by na fali tego awansu idealizować teraz wszystko, co dzieje się w Legii. Przeciwnie - to właśnie jest najbardziej zaskakujące i godne uznania, iż mimo panującego dookoła bałaganu, akurat na boisku widać coraz większy porządek. Iordnescu zaczął pracować dopiero w połowie czerwca, nie dostał w porę nowych piłkarzy i od kilkunastu dni pracuje z kadrą, w której jest trzech lewych obrońców i tylko jeden defensywny pomocnik. On sam nie był faworytem dyrektora sportowego. Tak, jak faworytem na stanowisko dyrektora nie był Michał Żewłakow. Od tygodni faworytem do sprzedaży był z kolei Jean-Pierre Nsame, ale niespodziewanie stał się faworytem trenera na środku ataku. Legia jedzie bez mapy, ale we adekwatną stronę.
Jeszcze trzy miesiące temu nikt by jej w tym kształcie nie wymyślił. Nie z Żewłakowem w gabinecie, bo dyrektora sportowego szukano za granicą. Raczej nie bez Goncalo Feio, bo przecież Żewłakow chciał z nim dalej pracować. A gdyby Feio został w klubie, to najpewniej nie byłoby w nim miejsca dla Nsame. I tak docieramy do głównego bohatera pierwszych tygodni tego sezonu - Iordanescu, który zamiast szukać wymówek, znajduje rozwiązania kolejnych problemów. Dał zawodnikom czystą kartę, ocenia po swojemu. Nie narzeka, choć mógłby. Ryzykuje i trafia.
Rumuński trener zdążył już wyjaśnić sytuację w bramce. Kacper Tobiasz, odkąd nie drży o swoją pozycję, zdążył wybronić Legii dwumecz z Aktobe w poprzedniej rundzie eliminacji i popisać się świetną interwencją w kluczowym momencie rewanżu z Banikiem - jeszcze przy wyniku 0:1. W dobrej formie na początku sezonu jest też Paweł Wszołek, który kwitnie w taktyce Iordanescu, wymagającej od bocznego obrońcy ciągłego wsparcia ataku. W czwartek, na oczach selekcjonera Jana Urbana i jego asystenta Jacka Magiery, świetny mecz zagrał Jan Ziółkowski. Juergen Elitim, któremu dotychczas brakowało w Legii asyst i goli, zaczął sezon od dwóch asyst i trafienia. W Nsame już mało kto w Legii wierzył, ale akurat w tej bardzo wąskiej grupie był Iordanescu, który chyba znacznie lepiej niż Feio zrozumiał, czego potrzebuje ten napastnik, by wykorzystać swoje największe atuty. Doskonale pokazał to dwumecz z Banikiem - dograj Nsame piłkę w pole karne, a on trafi nią do bramki. Tylko tyle i aż tyle. Kameruńczyk nie jest i nie będzie królem pressingu, nie zostanie też sprinterem, ale potrafi świetnie wykańczać akcje. W przypadku napastnika czasem nie ma sensu filozofować - dopóki strzela gole, jest przydatny.
Iordanescu wymyślił też lewe skrzydło dla Migouela Alfareli, a ten pięknym golem i asystą wygrał już Legii mecz z Koroną Kielce. Wejście w przerwie meczu z Banikiem już tak spektakularne nie było, ale jego ciągłe dryfowanie do środka pola i wymienianie się pozycjami z Ryoyą Morishitą i tak przyniosło Legii sporo dobrego. A Marco Burch jako defensywny pomocnik? Pewnie Iordanescu inaczej wyobraża sobie idealnego zawodnika na tę pozycję, ale skoro sytuacja finansowa Legii bardzo daleka jest od idealnej, to stwarza sobie kolejną alternatywę. Doprawdy, trudno nie docenić i jego kreatywności, i otwartej głowy.
Co za początek Legii Warszawa! Edward Iordanescu jeszcze nie przegrał
Można zastanawiać się nad kolejnymi decyzjami Iordanescu i wspomnieć choćby o wystawieniu w rewanżu z Banikiem Wahana Biczachczjana, który miał udział przy obu bramkowym akcjach oraz o cierpliwości do Morishity, który długo w tym meczu irytował, ale w końcu, w 74. minucie, wypracował gola na 2:1 i po chwili schodził z boiska oklaskiwany przez kibiców. Ale jeszcze bardziej imponujące jest to, iż Legia - znów: pomimo skali zmian i po raptem sześciu tygodniach pracy z Iordanescu - z każdym kolejnym meczem ma coraz wyraźniej zarysowany styl gry, jakiego oczekuje Rumun. Już nie jest, jak za Feio, drużyną faz przejściowych, a zespołem znacznie bardziej uniwersalnym, który i spróbuje pressingu, i zaatakuje z kontry, i poradzi sobie w ataku pozycyjnym.
Wciąż nie spełniła wszystkich założeń trenera, bo Iordanescu powtarza choćby to, iż woli wygrywać mecze spokojniej - 1:0 niż 4:3. Dopóki jednak Legia nie zacznie skuteczniej bronić przy stałych fragmentach gry (problem miała już w meczu o Superpuchar z Lechem Poznań, w spotkaniu w Ostrawie i w Kielcach on się powtórzył, a w rewanżu z Banikiem straciła w ten sposób gola), będzie trudno o spokojne zwycięstwa. Ale prawda jest taka, iż Legia mogła mieć na początku sierpnia znacznie większe problemy. Ma natomiast Superpuchar Polski w gablocie, dwa awanse w Lidze Europy i zwycięstwo w Ekstraklasie.