Cały świat zobaczył, co zrobiły Polki po ostatnim gwizdku

7 godzin temu
Porażka, ale z podniesioną głową. Bez zdobytej bramki, ale z szansami. Smutek, ale też duma i nadzieja, iż w kolejnych meczach będzie lepiej. Debiut, ale bez frycowego. Mecz z Niemcami skończył się wynikiem 0:2, ale reprezentacja Polski nikogo nie oszukała. Sceny po meczu tylko to potwierdzają.
Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Polska przedstawiła się jako zespół zdeterminowany i waleczny. Taktycznie? Skrojony na miarę. Przed pierwszym gwizdkiem ekscytacja mieszała się z obawami. Debiut na wielkiej scenie, ale i rywalki najmocniejsze z możliwych. Sam awans był sukcesem, ale im bliżej było turnieju, tym rósł apetyt, by ten sukces odpowiednio skonsumować. Polki deklarowały tylko jedno: iż dadzą z siebie wszystko. W tak trudnej grupie była to zresztą jedyna obietnica, której mogły dotrzymać. I mimo porażki 0:2 nikt nie może czuć się oszukany. Czasem dajesz z siebie wszystko, a to nie wystarcza.


REKLAMA


Zobacz wideo Kobiety chcą zarabiać tyle samo co mężczyźni? Moura Pietrzak: Potrzebujemy dobrego wynagrodzenia, by móc po prostu grać


Pierwszy mecz w historii. W takich chwilach myśli się o całej drodze
- Poleci hymn i polecą łzy - mówi Lilianna Zieniewicz, mama Wiktorii. - Jak kiedyś koledzy pytali, co ta twoja córka trenuje, a ja mówiłem, iż piłkę nożną, to pukali się w czoło. Ale wiedziałem, iż jej się uda - dodaje Robert, ojciec prawej obrończyni reprezentacji Polski. Spotykam ich tuż pod stadionem, dwie godziny przed meczem. Spacerują razem z rodzicami Nadii Krezyman i nerwowo zerkają na zegarek. Mogłoby już się zacząć.
- To spełnienie marzeń. I dla nich, i dla nas. Wielkie przeżycie. Pękamy dzisiaj z dumy - mówią. - Kibicujemy, zawsze jesteśmy z naszymi córkami i i wierzymy, iż dadzą radę. A jak nie, to nic się nie stanie. Przytulimy i będziemy razem płakać. Ale wierzymy, iż będzie dobrze - mówią wymiennie mamy obu piłkarek. Ojcowie natomiast wspominają o początkach. To taki dzień, iż myśli się o całej drodze. O tym, jak 12-letnia Wiktoria wyjechała do bursy, zrobiła pierwsze pranie, kolorowe pomieszała z białym i koszulki magicznie zmieniły kolor na różowy. - Kiedy to dziecko miało się nauczyć? - pyta pani Lilianna. - Zostawialiśmy dziecko w bursie i płakaliśmy. Dużo było takich wyrzeczeń - dodaje pan Robert. Brakowało korków na ich małe stopy, brakowało klubów w okolicy, czasem brakowało też wsparcia w szkole. Ten mecz z Niemcami – na takim turnieju, w takich okolicznościach i w takiej atmosferze - jest nagrodą za wytrwałość.
Emocje narastały. Piłkarki pierwszą część rozgrzewki odbyły tuż przy trybunie, na której siedzieli ich najbliżsi - rodzina i przyjaciele. Później z głośników poleciał nieoficjalny hymn tej reprezentacji „Ramię w ramię" od Kayah i Viki Gabor. A gdy zawodniczki wyznaczone do gry w pierwszym składzie zbiegały do szatni, rezerwowe utworzyły szpaler i zagrzewały je do boju. Trudno o bardziej jaskrawy obraz zespołowości i jedności.
Niemki przyjechały po złoto. To widać
Nina Patalon i Christian Wueck byli zaskakująco zgodni, iż najważniejszy będzie początek meczu. Opanowanie emocji. Dla piłkarek gra na wypełnionym po brzegi stadionie, w tak podniosłej atmosferze, nie jest codziennością. W przypadku Polek dochodził jeszcze oczywisty aspekt – był to ich debiut na wielkim turnieju, pierwszy taki mecz w historii. Minął kwadrans, a pod polską bramką nie działo się zbyt wiele. Oczywiście - Niemki miały inicjatywę, częściej utrzymywały się przy piłce i generalnie spędzały ten mecz na połowie Polek. Ale to był najbardziej oczywisty scenariusz. Najważniejsze było to, jak w takim obrazie gry odnajdą się Polki. Nie brakowało im agresji i zadziorności. Walczyły o każdą piłkę i w większości akcji nadążały za Niemkami. Tremę i stres widać było, gdy już piłkę przejęły. Polowały na kontrataki, chciały jak najszybciej dograć piłkę do napastniczek, ale brakowało im dokładności. Kilka akcji rozbiło się też o najprostsze nieporozumienia – Ewa Pajor liczyła na podanie do nogi, a dostawała piłkę na wolne pole. Natalia Padilla-Bidas pokazywała się do gry, a piłkę dostawała nieprzygotowana Ewelina Kamczyk.


Poprzeczka w tym meczu była zawieszona jeszcze wysoko ponad dachem trybun. "Sueddeuche Zeitung" pisał wprost, iż Niemki przyjechały na to Euro, by poprawić wynik sprzed czterech lat – a wtedy przegrały dopiero w finale. Eksperci, pytani o faworytów, odpowiadają jednym tchem: Hiszpania i Niemcy. Nie tylko są rekordzistkami w liczbie triumfów – wygrywały Euro aż osiem razy, ale przyjechały do Szwajcarii w znakomitej formie. W tym roku strzelają średnio cztery gole w każdym meczu. Fruwając nad boiskiem, wygrały ostatnich pięć meczów z rzędu.
Musiał rozpocząć się trzeci kwadrans, by w grze Polek pojawiło się więcej spokój. I od razu pojawiły się sytuacje bramkowe: Padilla-Bidas miała sytuację sam na sam z bramkarką (był w tej akcji spalony), Ewa Pajor oddała groźny strzał z pola karnego, Paulina Tomasiak posłała kąśliwe dośrodkowanie na dalszy słupek, później jeszcze jedną okazję do strzału miała Pajor. Nie, to nie były doskonałe okazje. Ale na tyle dobre, iż wszyscy kibice podrywali się z krzesełek, by po chwili załamać ręce i zakląć pod nosem. Co najważniejsze – to te akcje pokazały, iż można Niemki zaskoczyć; iż nie za wszystkimi podaniami nadążą; iż nie są z kosmosu.
To była wymarzona okazja! I potencjalny punkt zwrotny
Z kosmosu nadleciał jednak strzał Jule Brand. W 52. minucie ta skrzydłowa obdarzona znakomitym balansem ciała zbiegła bliżej środka boiska i huknęła tuż sprzed pola karnego - prosto w okienko. Kinga Szemik nie miała szans na skuteczną interwencję. To jeden z tych strzałów, po których można tylko z uznaniem skinąć głową. Przemówiła jakość. Ale Polki nie zwątpiły w siebie i natychmiast ruszyły w poszukiwaniu wyrównującego gola. Najbliżej była Pajor, gdy po jednej z wielu akcji, w których musiała ścigać się z rywalkami, wpadła w pole karne, sprytnym zwodem położyła przeciwniczkę i znalazła miejsce do oddania strzału. Trafiła jednak w środek bramki, prosto w Ann-Katrin Berger.
Pajor zwykle takie sytuacje wykorzystuje. W lidze hiszpańskiej strzeliła 25 goli, przy współczynniku goli oczekiwanych (xG) na poziomie 23,9, co oznacza mniej więcej tyle, iż wykorzystywała wszystkie akcje, które według statystycznego modelu wykorzystać powinna. Tutaj chyba też górę wzięły emocje. Niestety, chwilę później Niemki podwyższyły prowadzenie, dzięki Lei Schueller. Trudno pozbyć się myśli, iż sytuacja Pajor była kluczowym momentem tego meczu. Potencjalnym punktem zwrotnym.


W końcówce Pajor miała jeszcze jedną sytuację. Tym razem wszystko zrobiła tak, jak należało. Jej strzał głową był mocny, skierował piłkę pod poprzeczkę, ale znakomicie interweniowała Berger.
Polska ma diament. Niech Barcelona go wyszlifuje
Choć piosenka Sylwii Grzeszczak "Małe rzeczy" kojarzy się ostatnio głównie z męską reprezentacją, to na debiutanckim Euro kobiet jest adekwatną instrukcją oglądania kadry. Polska debiutuje i trafiła do bardzo trudnej grupy. Warto szukać w jej grze drobnostek wartych powielenia. I jesteśmy przekonani, iż Nina Patalon je znajdzie. Polki nie pękły przed Niemkami, nie przytłoczyła ich też presja. Miały pomysł, jak ten mecz zagrać i okazje do strzelenia gola. Nie odpuściły. Przegrały, bo mierzyły się ze znakomitym zespołem. Jeszcze niejeden zespół z nimi na tych mistrzostwach przegra. Może choćby żaden z nimi nie wygra.
W tym kontekście warto też wspomnieć o występie Emilii Szymczak. Mówicie, iż ma 19 lat i niewielkie doświadczenie w seniorskiej piłce? Kompletnie nie było tego widać. Przecież to ostoja! Skoncentrowana, dobrze ustawiona, zdecydowana, silna i odważna. Niemal wszystko jej w tym meczu wychodziło: i ratunkowe interwencje, i spokojnie przejęcia, i prostopadłe podania. Nic dziwnego, iż niedawno portal Goal.com umieścił ją na liście "NXGN 2025" z najzdolniejszymi piłkarkami i piłkarzami na świecie. Wśród zawodniczek urodzonych po 2006 r. zajęła 12. miejsce, co uzasadniono "fantastycznym rozwojem w rezerwach Barcelony, gdzie jest jedną z wyróżniających się zawodniczek". A w Barcelonie szkolą przecież wybornie.
Brawa należą się też Ninie Patalon, która uwierzyła, iż Szymczak udźwignie tak ciężki mecz. Wystawiła ją w wyjściowym składzie, choć sami – przewidując wyjściową jedenastkę – spodziewaliśmy się, iż ostatecznie wybierze Oliwię Woś, która jest bardzo silna fizycznie i bardziej doświadczona. Gdy pojawiły się oficjalne składy, część kibiców i dziennikarzy zgadywała, iż występ Szymczak może wynikać z niedoleczonego urazu Woś. Ale Woś weszła w przerwie za kontuzjowaną Paulinę Dudek i wyglądała na w pełni przygotowaną do gry. Wydaje się więc, iż nie było w tej decyzji drugiego dna. Decyzja obroniła się w stu procentach. A teraz niech Barcelona nam ten diament szlifuje.


Dzięki za walkę!
Gdy mecz się skończył, nie było zwieszonych głów. Polki spotkały się na środku boiska, chwyciły się za ramiona, a w środku przemawiała Nina Patalon. Na koniec rozległy się brawa. Kibice schodzili w tym czasie na dół trybuny, by być bliżej piłkarek i im podziękować. Skandowali "dzięki za walkę" i "nic się nie stało". Po takich 90 minutach nie brzmiało to tanio.
A teraz - regeneracja. Za cztery dni kolejny mecz, tym razem ze Szwecją, która pokonała 1:0 Danię. Łatwo nie będzie, ale najtrudniejszy rywal już za Polkami.
Idź do oryginalnego materiału