Fissette wyjawia, co się stało Świątek przed US Open. O tym nikt nie wiedział

4 dni temu
Iga Świątek szykuje się do występów w Azji, a jej trener Wim Fissette udzielił długiego wywiadu dla Sport.pl. - Iga chce słuchać krytycznych rad. Nie zawsze jest z nich zadowolona, ale chce je usłyszeć. Zawsze mówi coś w stylu: "Hej, powiedz mi, czy muszę coś poprawić, jeżeli będzie tego za dużo, to ci powiem, ale proszę, powiedz mi, co mogę zrobić lepiej" - opowiada Belg.
Kilka dni temu Iga Świątek dotarła do ćwierćfinału wielkoszlemowego US Open, w którym przegrała z Amandą Anisimową 4:6, 3:6. w tej chwili wiceliderka rankingu przygotowuje się do występów w imprezach WTA w Azji, a jej trener Wim Fissette w rozmowie ze Sport.pl opowiada m.in. o kulisach startu w Nowym Jorku, problemach zdrowotnych Świątek, najtrudniejszym momencie w tym sezonie czy jak rozwija się relacja między nimi.


REKLAMA


Zobacz wideo Jak Iga Świątek! Englert, Daniec, Strasburger i wiele innych gwiazd błyszczy na korcie


Dominik Senkowski: Zacznijmy od US Open. Jak po kilku dniach ocenia pan tegoroczny występ Igi w Nowym Jorku?
Wim Fissette: Myślę, iż musimy spojrzeć na cały amerykański swing [cykl turniejów w Ameryce Północnej z US Open włącznie - red.]. Po Wimbledonie ciekawie było zobaczyć, jak Iga wypadnie w tych turniejach. Bardzo się cieszyłem, widząc, jak wraca na kort, jak bardzo jest ambitna i zależy jej, by zagrać jak najlepiej. Widziałem to już od pierwszego treningu w Montrealu. Jestem z tego bardzo zadowolony.
Montreal był dobrym okresem adaptacyjnym, to był dobry pierwszy turniej na szybkich kortach twardych. A potem przyszedł turniej w Cincinnati, który był dla nas świetny. Iga nigdy nie czuła się tam dobrze, to najszybszy [pod względem nawierzchni - red. ] turniej w całym sezonie. Znalazła dobry plan gry, pewność siebie w tym, jak chce grać i w swoim poruszaniu się. Tamtejsze zwycięstwo było ogromnym osiągnięciem.


Potem udaliśmy się na US Open. Mieliśmy pewne problemy przed startem turnieju, związane z pęcherzem na stopie. Musieliśmy być bardzo ostrożni. Teraz, myśląc o tym z perspektywy czasu, czuję, iż prawdopodobnie zachowaliśmy się w tej trudnej sytuacji najlepiej, jak potrafiliśmy. Myślę, iż cały team zrobił wszystko, co mógł, w tym Maciej [Ryszczuk - trener przygotowania fizycznego oraz fizjoterapeuta - red.], doktor Mateusz [Dawidziuk - lekarz Świątek - red.] oraz miejscowi specjaliści z US Open, w tym podolog.
Naprawdę, odnaleźliśmy się w tej trudnej sytuacji najlepiej, jak potrafiliśmy. Nie mogliśmy trenować między meczami, a Iga tego potrzebuje - czasami, żeby trochę poprawić technikę, a także nabrać pewności siebie, bo może powtórzyć ważne dla niej rzeczy przed niektórymi spotkaniami.


Dlatego cieszę się, iż dotarliśmy do ćwierćfinału w tych trudnych warunkach. Myślę, iż gdyby Iga była w najlepszej formie fizycznej, moglibyśmy osiągnąć więcej. Ale cieszę się, jak wszyscy poradzili sobie z tą sytuacją.
Zgadza się pan, iż biorąc pod uwagę problem Igi ze stopą, ten ćwierćfinał pozostało większym sukcesem niż by się wydawało?
- Dla mnie zdecydowanie tak. Był moment, gdy pomyślałem: "Może nie będzie mogła grać". I to też jest trudna sytuacja dla zawodniczki. Iga nie należy do tenisistek, które mają wiele kontuzji, zwykle jest w świetnej formie i czuje się dobrze. To sytuacja, w której nigdy nie wiadomo, jak zawodniczka poradzi sobie mentalnie. Występowanie ze zdrętwiałą stopą sprawia, iż podchodzi się do meczów z dużo większą liczbą myśli niż do normalnego spotkania, co stanowiło duże wyzwanie. Jestem dumny z Igi, jak sobie z tym poradziła i myślę, iż możemy być zadowoleni z tego ćwierćfinału.
W ćwierćfinale z Amandą Anisimową Iga miała momentami problemy z serwisem. Nie podawała tak dobrze, jak na przykład w meczu z Jekateriną Aleksandrową w czwartej rundzie US Open czy w półfinale w Cincinnati z Jeleną Rybakiną. Gdzie widzi pan przyczynę problemów Igi z serwisem, który nie zawsze jest tak stabilny?
- Zgadzam się z tymi obserwacjami. Myślę, iż Wimbledon pod tym względem był bardzo dobry. A potem turniej w Cincinnati, gdy w większości meczów Iga serwowała naprawdę dobrze. W US Open głównym problemem był fakt, iż nie mogłyśmy trenować. W trakcie spotkań, w których panuje większy stres, skupiamy się oczywiście na wyniku. Czasami zdarza się tak, iż zwłaszcza technika serwisu trochę się pogarsza i trzeba temu zaradzić. Temu służą dni między meczami, gdy można poprawić technikę i braku tych treningów ewidentnie nam brakowało. Myślę, iż gdybyśmy mogli korzystać z tych dni, trenować, to Iga serwowałaby lepiej przeciwko Amandzie.
Ostatnie tygodnie były bardzo napięte. Cincinnati, potem turniej miksta w Nowym Jorku, następnie singla w ramach US Open. Iga przyznała później w mediach społecznościowych, iż ma problem ze stopą. Z perspektywy czasu - zagralibyście ponownie w mikście, czy jednak nie, by mieć więcej czasu w odpoczynek i treningi?
- Dobre pytanie. Nie jestem osobą, która może oceniać, czy mikst pogorszył sytuację. Rozmawiałam o tym z Maciejem [Ryszczukiem - red.]. Zapytałem go, czy to coś, czego nie powinniśmy byli robić, patrząc z perspektywy czasu. Jego zdaniem nie miało to większego znaczenia. Podstawą problemów okazał się turniej w Cincinnati, gdzie było naprawdę gorąco, co w przypadku Igi, jej ślizgów na korcie i intensywnego poruszania się, ma tym większe znaczenie.


Myślę, iż to był po prostu pech. Zawsze są jakieś problemy, za każdym razem, gdy patrzysz wstecz, możesz pomyśleć: "Dobra, może to dałoby się trochę zmienić". Ale myślę, iż po prostu pewne rzeczy się zdarzają. Musimy to zaakceptować. Oczywiście staramy się wyciągać z tego wnioski, jak możemy działać lepiej, może częściej decydować się na otejpowanie, gdy jest naprawdę gorąco, gdy jest większe ryzyko pojawienia się pęcherzy, może częściej zmieniać skarpetki lub buty. Rozmawialiśmy o tym, jak tego uniknąć w przyszłości i miejmy nadzieję, iż to się nie powtórzy.
Macie teraz przed sobą turnieje w Azji, impreza w Seulu rusza w najbliższy poniedziałek. Czy rozważaliście możliwość pominięcia zawodów w Korei z powodu problemu Igi ze stopą?
- Tak, oczywiście. Powiedzieliśmy sobie, iż zagramy w Seulu jedynie, gdy Iga będzie w 100 proc. sprawna. Po powrocie z Nowego Jorku udała się do lekarza, a w sobotę dostałem od niej wiadomość: "Będę mogła znowu grać w tenisa od wtorku lub środy, a Seul nie będzie już stanowił problemu". Nie chcieliśmy ryzykować jej zdrowiem, wiedzieliśmy, iż ma wrócić do formy fizycznej w 100 proc.
Nad jakimi elementami gry Igi planuje się pan skupić na treningach w końcówce sezonu?
- Nie będziemy mieli dużo czasu w treningi, może przed Arabią Saudyjską znajdzie się go więcej. Myślę, iż w ostatnich miesiącach Iga pokazała świetny tenis na różnych nawierzchniach. Pokazała, iż potrafi grać naprawdę dobrze i odnosić sukcesy w każdych warunkach. Oczywiście, będzie to wymagało pewnego dopracowania, potrzebujemy dużo powtórzeń serwisu na treningach, ponieważ to klucz do jej gry. Miejmy nadzieję, iż będziemy mogli popracować nad tymi dodatkowymi elementami w trakcie okresu przygotowawczego w grudniu.
Który tegoroczny mecz uważasz za najlepszy w wykonaniu Igi Świątek?
- To trudne pytanie. Szczerze mówiąc, uważam, iż mecz z Rybakiną w Cincinnati był zdecydowanie jednym z najlepszych. Iga serwowała naprawdę dobrze i dobrze returnowała. Była bardzo silna w grze z linii końcowej na nawierzchni, która jest zdecydowanie lepsza dla jej przeciwniczki. Po prostu zaprezentowała świetny tenis.


A i Rybakina też prezentowała się świetnie.
- Tak, też grała bardzo dobrze. To był ogólnie świetny pojedynek, myślę, iż zdecydowanie pierwsza "trójka". Z kolei finał Wimbledonu był czymś - jak to określi Carlos Alcaraz i jego trener po ograniu Jannicka Sinnera w US Open - w rodzaju "perfekcyjnego wykonania". Dla mnie występ finałowy w Londynie był właśnie takim "perfekcyjnym wykonaniem". Iga serwowała bardzo dobrze, returnowała bardzo dobrze, była skuteczna z linii końcowej - to było po prostu "perfekcyjne wykonanie". Przyznam więc, iż finał Wimbledonu był dla mnie najlepszym jej meczem, ale spotkanie z Rybakiną w Cincinnati należy do ścisłej czołówki.
Gdy rozmawiałem z Igą Świątek w czerwcu przed Wimbledonem, powiedziała, iż chce urozmaicić swoją grę, stosować więcej slajsów – czyli robić coś, co widzieliśmy właśnie w Londynie. Czy w jej grze będzie też więcej dropszotów lub wolejów?
- Jestem w 100 proc. tego pewien. Od czerwca, gdy rozmawialiście z Igą, czuję, iż jest naprawdę otwarta i naprawdę podekscytowana rozwojem swojej gry. Ma ku temu umiejętności, ma "dobre ręce" do grania slajsów lub dropszotów. Krok po kroku powinno to stanowić część jej gry. Mam nadzieję, iż w 2026 roku będziemy mogli to częściej widywać.
Zapytałem też Igę o możliwość rozszerzenia zespołu, niektórzy zawodnicy w tenisie korzystają z konsultanta – na przykład Aryna Sabalenka mogła liczyć na wsparcie Maksa Mirny’ego podczas US Open. Co pan sądzi o takim rozwiązaniu?
- Nie mam nic przeciwko. Myślę, iż teraz wszystko jest ułożone dobrze. Mamy świetny zespół, ekspertów, którzy dokładnie wiedzą, co robić. Mają duże doświadczenie - również w pracy z Igą. Myślę, iż Iga jest zdecydowanie takim typem osoby, którą musisz lepiej poznać i nauczyć się, jak najlepiej ją trenować. Więc jeżeli zatrudnisz, powiedzmy, dodatkowego konsultanta, myślę, iż z Igą będzie trudniej to zorganizować niż z innymi tenisistami.
Czytaj także: Mistrz świata w piłce nożnej mówi "dość!"


Ale nigdy nic nie wiadomo - Iga pozostało bardzo młoda. Może za kilka lat zatrudni kogoś, kto będzie dla niej stanowił dodatkową inspirację i motywację. Nie wiem, w jakim kierunku pójdziemy z jej tenisem, zobaczymy. Zawsze byłbym na to otwarty, ale w tej chwili myślę, iż zespół jest wystarczająco duży, z psychologiem sportowym podróżującym na większość turniejów oraz trenerem przygotowania fizycznego i fizjoterapeutą będącymi blisko Igi. Już teraz mamy dość rozbudowany team.
Jak ocenia pan rozwój swojej relacji z Igą, odkąd dołączył do zespołu w zeszłym roku?
- Myślę, iż to bardzo pozytywny, naturalny rozwój, gdy początek jest zawsze świeży i przyjemny, a potem następuje pewnego rodzaju zderzenie z rzeczywistością. W tym przypadku tenisistka odnosiła niesamowite sukcesy w zeszłym roku, w pierwszej połowie ubiegłego sezonu. Powiedzmy, iż chciała kopiować to, co działo się w tamtym roku, oczekując, iż rezultaty przyjdą same. Ale tak się nie dzieje, a gdy pojawia się nowy trener, to wraz z nim są nowe pomysły. Dla mnie ważne było, żeby poświęcić czas na jej poznanie. Znaleźć odpowiedni moment, aby przedstawić moje pomysły i zastanowić się, jak mógłbym pomóc Idze rozwijać jej grę bardziej, zbudować zaufanie do mojej wiedzy i oczywiście również do mnie jako osoby.


Takie rzeczy nie przychodzą same, nie da się ich wymusić. One przychodzą z czasem. Myślę, iż ciężko pracowaliśmy każdego dnia, żeby budować to zaufanie - a adekwatnie cały zespół pracował, bo tu nie chodzi tylko o mnie i o Igę. Po 10-11 miesiącach czuję, iż jestem bardzo dobrze zintegrowany z teamem. Mam bardzo dobre relacje ze wszystkimi. Komunikacja jest dobra. Wszyscy mają do siebie dużo zaufania. Naprawdę lubię tę pracę.
A czy coś pana do tej pory zaskoczyło w pracy z Igą?
- Jedyną rzeczą, która naprawdę mnie zaskoczyła i robi na mnie wrażenie każdego dnia, jest jej etyka pracy, jej pragnienie i ambicja, jej dyscyplina, by dawać z siebie wszystko każdego dnia. I nie wiem, jak ona to robi, w sytuacji, w której odniosła już tak duży sukces. Ale Iga daje z siebie wszystko każdego dnia i nie ma znaczenia, czy to trening w Warszawie, turniej WTA 500 w Stuttgarcie, czy półfinał Wielkiego Szlema. Zawsze widzę tę samą Igę. Pracuję jako trener w tym tourze od 15 lat, ale to jest naprawdę imponujące i czyni ją naprawdę wyjątkową.


Jak radzicie sobie z komunikacją, coachingiem podczas meczów? Czy Iga mówi panu na przykład przed konkretnym meczem, jaki sposób komunikacji woli danego dnia, iż jest to mniej lub więcej wskazówek? Czy decydujecie o tym w inny sposób?
- Nie, Iga po prostu motywuje zespół do pomocy i bycia dla niej krytycznym. Ona chce słuchać krytycznych rad. jeżeli może coś zrobić lepiej, to chce to usłyszeć. Tak samo jest w trakcie meczów: jeżeli czujemy, iż musi grać bardziej intensywnie - Iga chce to usłyszeć. Nie zawsze jest zadowolona z tych rad, które słyszy, ale chce je usłyszeć. Gdy musi zmienić strategię, jest bardzo zainteresowana wskazówkami. Zawsze mówi coś w stylu: "Hej, powiedz mi, czy muszę coś poprawić, jeżeli będzie tego za dużo, to ci powiem, ale proszę, powiedz mi, co mogę zrobić lepiej". Jest więc bardzo otwarta na takie rady i myślę, iż to też bardzo pozytywne.
Najtrudniejszy moment tego sezonu był w Rzymie?
- Tak, to był zdecydowanie najtrudniejszy okres. Dwa turnieje w Madrycie i Rzymie to były najtrudniejsze tygodnie. Ale myślę, iż to naprawdę dobrze, iż Iga mogła tak gwałtownie się po tym otrząsnąć, po tym spadku formy. Wielu tenisistów, posługując się pojęciem spadku formy, czy trudnego okresu, ma na myśli kilka miesięcy lub lat, a my mówimy o kilku tygodniach. Dla nas to był krótki okres - trudny, ale krótki okres, który może się zdarzyć w trakcie kariery. Powiedziałabym, iż taki czas zwykle trwa znacznie dłużej i jestem naprawdę dumny z tego, jak Iga sobie z tym poradziła i jak się potem rozwinęła.
I ostatnie pytania dotyczące bardziej pana pracy. Czy odczuwa pan presję jako trener drugiej zawodniczki świata, sześciokrotnej zwyciężczyni turniejów Wielkiego Szlema?
- Tak, oczywiście. Kiedy podejmujesz się pracy w roli trenera Igi Świątek, starasz się, by występowała jako numer jeden w rankingu. Chcesz tej pracy również dlatego, iż chcesz wygrywać Wielkie Szlemy i największe turnieje w danym sezonie. To również moja motywacja, żeby to osiągnąć. Ale jednocześnie oczekuje tego także cały świat i zawsze będziesz o tym pamiętać.
Jako trener patrzę na Igę z dłuższej perspektywy i zawsze byłem pewien, iż będzie dobrze. Na początku roku osiągnęliśmy kilka dobrych wyników, jak półfinał w Australian Open czy półfinał w Dosze. Byliśmy bardzo blisko w półfinale w Indian Wells. Kilka razy nie brakowało wiele i potrzebowaliśmy tylko odrobiny szczęścia albo odrobinę lepszego występu, żeby osiągnąć naprawdę duże sukcesy.


Gdy wykonujemy pracę i możemy skupić się na rozwoju, co zmieniło się jeszcze bardziej po Rzymie, Iga może stać się jeszcze lepszą tenisistką. jeżeli ktoś taki jak Iga, z jej talentem, potrafi naprawdę skupić się na tym, jak może stać się po prostu lepszą na korcie, to w pewnym momencie rezultaty przyjdą same. Gdy praca idzie dobrze, a zespół ma do siebie zaufanie i każdy wykonuje dobrze swoją pracę dzień po dniu, to wszystko samo się układa, co dało także i mi pewność siebie.
Kto jest pana wzorem do naśladowania jako trener? Kto pana inspiruje - może inspirował w przeszłości, a może i dziś?
- To trudne pytanie, bo patrząc na tenis, nie można skupiać się jedynie na wynikach, bo nie widzimy trenerów przy pracy, gdy trenują z zawodnikiem w okresie przygotowawczym, gdy starają się poprawić forhend czy serwis. Nie widzimy ich pracy, więc trudno ich oceniać.
W przeszłości miałem pewne doświadczenia z Nickiem Bollettierim, trenerem-legendą. Kilka razy byłem w jego akademii z różnymi tenisistkami. Obserwował nas przez pięć minut, a potem wchodził na kort, żeby udzielić kilku rad. Zawsze trafiał w sedno. Mam więc do niego wielki szacunek. To było naprawdę imponujące, jak potrafił reagować i zdecydowanie był jednym z najlepszych trenerów, jacy pojawili się na tourze. Mógłbym wskazać więc właśnie jego.
Idź do oryginalnego materiału