A awans do fazy pucharowej MŚ zyskał ktoś inny. Po tym, jak Belgowie rozpoczęli rywalizację na Filipinach, można było zakładać, iż dla Włochów nie będzie to spacerek. Ale iż przegrają i to po takim meczu? Ten turniej miał już kilka niespodzianek, a teraz dostaliśmy kolejną, być może choćby największą.
REKLAMA
Zobacz wideo Polskie medalistki mistrzostw świata w boksie wróciły do kraju!
Strach w oczach De Giorgiego. Jakby ktoś nagle wyłączył Włochów
W pierwszym meczu MŚ zawodnicy prowadzeni przez Emanuele Zaniniego pokonali 3:0 Ukraińców. I to pomimo tego, iż rywal wcale nie grał źle. To już zapowiadało, iż mogą być kandydatami do namieszania na tych mistrzostwach. Że mają niezły zespół, który może sprawić problemy faworytom. We wtorek nadarzyła się najlepsza okazja, żeby sprawdzić na boisku, czy tak właśnie będzie.
Włosi, czyli aktualni mistrzowie świata, przystępowali do tego spotkania po pewnej wygranej z Algierią - w trzech setach z pierwszym wygranym do 13. Można było jednak mieć obawy, czy zostali już odpowiednio sprawdzeni. Mieli być dla Belgów o wiele silniejszym rywalem niż Ukraińcy - bardziej doświadczonym, nie do przeskoczenia. Ale ta ich bezproblemowa wygrana i poziom, jaki pokazali, mogły budzić pewien niepokój. A ten niepokój zamienił się później w strach. Strach, który widać było w każdej akcji dwóch pierwszych setów meczu z Belgami w oczach trenera Ferdinando de Giorgiego.
Pierwszy set wtorkowej rywalizacji na początku był pod kontrolą Włochów. Prowadzili choćby trzema punktami (6:3) i nic nie zapowiadało problemów, które przyszły w połowie partii. To wtedy po trzypunktowej serii Belgowie objęli prowadzenie (8:10), a następnie znacznie je powiększyli (10:14). Aż do samej końcówki Włosi potrafili zmniejszyć straty do zaledwie jednego punktu - było już 13:14, 17:18, 20:21, a potem choćby 23:24, gdy Belgowie zyskali dwa setbole. Za każdym razem, gdy Włosi byli już blisko doprowadzenia do remisu, ich rywalom udawało się jednak odpowiedzieć. I to oni sensacyjnie wyszli na prowadzenie w meczu po błędzie dotknięcia siatki u drużyny De Giorgiego - skończyło się 23:25.
Mina Simone Gianelliego mówiła jednak, iż Włosi chcą potraktować ten fragment meczu jak wypadek przy pracy. Cóż, powiedzieć, iż się nie udało, to jak nie powiedzieć nic. Choć mistrzowie świata znów zaczęli bardzo dobrze (8:4), to nagle stracili przewagę (9:9), a inicjatywę przejęli Belgowie. Włosi nie poznawali samych siebie, nie wiedzieli, co się dzieje. Przygaśli, jakby na chwilę ktoś ich wyłączył. Nie potrafili podbijać piłek, kończyć ataków, byli blokowani. A rywale świetnie wykorzystali ten ich moment słabości. Ze stanu 14:14 zrobiło się 14:18 dla Belgów. W tym momencie każdy miał już pewność, iż to nie żarty: za chwilę Włosi zostaną postawieni pod ścianą. Siedem piłek setowych tylko to potwierdziło. Włosi obronili trzy z nich, ale tylko tyle byli w stanie zrobić. Wynik 20:25 był jak wyrok, stawiał ultimatum. Albo za chwilę zabiorą się do roboty, albo będziemy mieli do czynienia z ogromną sensacją.
Włosi mieli płomienie w oczach. W końcu mogli odetchnąć
Ci dobrze znani nam Włosi - z ogromną siłą na zagrywce, silnym atakiem i wykorzystywaniem różnych opcji w ofensywie - dojechali do hali w Quezon City dopiero na trzeciego seta. Tam pokazali pełnię swojego potencjału, grali na o wiele wyższym poziomie niż dotychczas. Wreszcie udawało im się zatrzymywać belgijskiego atakującego Ferre'a Reggersa, który w trzy sety zdobył aż 20 punktów. A po ich stronie coraz aktywniejsi byli Alessandro Michielletto i Mattia Bottolo. Pomogła też zmiana atakującego - Kamil Rychlicki spisywał się lepiej od Yuriego Romano, który po niezłym pierwszym secie nagle przycichł i nie potrafił pomóc drużynie.
Co prawda, Belgowie mieli swoją szansę w trzeciej partii - prowadzili 16:14, ale czuć było, iż tym razem groźniejszym i pewniejszym siebie zespołem byli Włosi. To oni zagrali lepszą końcówkę. Przez chwilę był w niej remis (20:20), ale później zyskali trzy piłki setowe i dzięki drugiej z nich wygrali 25:22.
W czwartym secie załamanie gry Belgów przyszło w podobnym momencie. Początek mieli bardzo mocny i wydawało się, iż to może być ich kolejna chwila w tym meczu - iż być może jednak sprawią wielką sensację. Prowadzili trzema punktami (6:9, potem 7:10), ale od stanu 13:14 gra znacznie się wyrównała. Była wręcz walką punkt za punkt, aż do końcówki, w której to Włosi odjechali rywalom na trzy punkty (22:19) dzięki serii udanych akcji. Po tym, jak piłka zbita znad siatki w boisko po stronie Belgów dała im wygraną do 21, widać było, iż niemal wszyscy w drużynie odetchnęli. Ale tylko chwilowo.
Wcześniej na boisku Włosi mieli wręcz płomienie w oczach. Widać było, jak bardzo zależy im na tym, żeby nie skomplikować sobie sytuacji i w tym trudnym spotkaniu poradzić sobie z wszystkimi przeciwnościami. Belgowie nie potrafili się im postawić już tak skutecznie jak wcześniej. Nic nie było jednak przesądzone - to, kto okaże się lepszy na przestrzeni całego spotkania miało się wyjaśnić w tie-breaku.
Niewiarygodne, czego w tie-breaku dokonali Belgowie. Dla Włochów to może oznaczać choćby koniec MŚ
Zaczęło się od kolejnego trzęsienia ziemi. Belgowie zdobyli dwa pierwsze punkty decydującej partii i już do połowy seta utrzymywali taką przewagę (6:8). Włosi mogli mocno zagrywać, starać się czytać grę rywali, ale nie potrafili ich zatrzymać. Nie byli jednak od nich na tyle daleko, żeby przeciwnik mógł się poczuć komfortowo. Jednak, choćby gdy Włosi odrobili straty (8:8), to za chwilę znów Belgowie nie pozwalali im uciec.
Obie drużyny ryzykowały i się myliły, obie miały wiele do stracenia. Czuć było presję, która nie opuszczała jednych ani drugich. Wydawało się, iż niektóre piłki wyrzucone w aut mogą kosztować Belgów szansę na sensacyjne zwycięstwo. Ale nic takiego się jednak nie wydarzyło. To oni zyskali pierwszego meczbola. Ferdinando De Giorgi zdążył jeszcze wziąć czas dla swojego zespołu, ale po chwili Belgowie obronili piłkę uderzaną przez Włochów, a skutecznie blok z prawego skrzydła obił Ferre Reggers. I wygrali 15:13 w decydującym secie, a 3:2 (25:23, 25:20, 22:25, 21:25, 15:13) w całym spotkaniu.
Belgowie zaczęli tańczyć i świętować na boisku. To ich najważniejsze zwycięstwo od lat i potwierdzenie tego, iż zespół odpowiednio się rozwija. Już sprawili na tych mistrzostwach świata wielką sensację, a mogą przecież namieszać i w fazie pucharowej. Właśnie do niej awansowali.
Za to taki wynik mocno komplikuje sytuację Włochów. Mogą choćby odpaść z mistrzostw świata jeszcze przed play-offami. Sprawa drugiego miejsca w grupie F dającego grę w 1/8 finału rozstrzygnie się w ich meczu z Ukraińcami. Ten odbędzie się już w czwartek, 18 września. Odpadnięcie obrońców tytułu już po trzech spotkaniach w fazie grupowej? Tak, to naprawdę możliwe. To może być koniec mistrzostw świata dla Włochów, choć przez cały czas wszystko mają w swoich rękach.