Anna Twardosz ma 24 lata i leci, mając na plecach ciężar całych polskich skoków narciarskich kobiet. Radzi sobie coraz lepiej. Minionej zimy regularnie punktowała w Pucharze Świata i potrafiła doskoczyć do najwyższego w karierze miejsca w zawodach tej rangi – piętnastego. Ostatnio, latem, wskoczyła na podium Grand Prix, kończąc na trzecich miejscach oba konkursy w Rasnovie. Cieszył też jej wynik w próbie przedolimpijskiej w Predazzo, gdzie zajęła dziewiąte miejsce, i generalnie cieszą jej rosnące aspiracje. Bo czekaliśmy na takie sukcesy na najwyższym szczeblu kobiecych skoków od samego początku startów Polek - już 12 lat.
REKLAMA
Zobacz wideo Burza wokół olimpijskich skoczni. Jest reakcja po skandalu
Bardzo ważne – może najważniejsze – jest też to, iż Twardosz coraz mocniej wierzy w siebie. To najważniejsze dla dziewczyny, która niedawno zmagała się z bulimią i depresją.
Łukasz Jachimiak: Zacznijmy nietypowo: co masz wspólnego z Hannah Montaną?
Anna Twardosz: Zawdzięczam jej swój adres mailowy, a kiedyś zawdzięczałam też pseudonim.
Opowiadaj, proszę.
- Parę lat temu było nas tak dużo w kadrze, iż dziewczyny zaczęły do mnie mówić nie "Anka" tylko Hanka albo "Hannah Montana", no i to już tak zostało. Nie byłam jakoś niesamowicie zafascynowana tą postacią, ale dziewczyny wiedziały, iż jako dzieciak oglądałam serial na Disney Channel. Ale to było dawno temu. Teraz już takich rzeczy nie oglądam!
A co teraz oglądasz?
- Lubię fantastykę. I oglądać, i czytać. Bardzo podobał mi się "Wiedźmin".
Skoro lubisz fantastykę, to pewnie nie rozumiesz Roberta Lewandowskiego, który przyznał się niedawno, iż nie przepada za „Władcą pierścieni"?
- Szczerze? Ja też "Władcy pierścieni" nie lubię. Próbowałam czytać, próbowałam oglądać, ale nie dałam rady. Wolę trochę inne klimaty. Na przykład uwielbiam "Harry’ego Pottera". Ale wolę oglądać niż czytać. Niektóre filmy i seriale uważam za tak dobre, iż książki psują mi tę wizję, którą zobaczyłam.
Jaką masz wizję swojego pierwszego w życiu olimpijskiego sezonu? Patrząc na twoje wyniki z lata pewnie można trochę włączyć fantazję?
- Na pewno stres poszedł do góry przez to lato. Wiadomo, iż moje skoki się poprawiły, ustabilizowały. Chociaż ostatnio pojawiają się częściej takie męczące błędy. Właśnie głównie przez stres. Wiem, iż zaczęło mi coraz lepiej wychodzić i trochę o tym myślę.
Czyli twoje własne oczekiwania poszły w górę i trochę cię kusi, żeby przedobrzyć?
- Tak, właśnie o to chodzi. Moje i nie tylko moje oczekiwania poszły do góry i przez to chciałabym skakać jeszcze lepiej, niż skaczę.
Który moment najmocniej pobudził twoją wyobraźnię? Rasnov i pierwsze podium Grand Prix czy późniejsze miejsce w top 10 w mocnej obsadzie na przedolimpijskiej próbie w Predazzo?
- Pewnie top 10 z Predazzo to najbardziej wartościowy wynik, ale wiadomo, iż podium to podium. Po nim oczekiwania na tej mniejszej skoczni w Predazzo jeszcze bardziej wzrosły. Mimo iż moje skoki tam nie były już aż tak dobre, jak na przykład w Wiśle, w Courchevel czy w Rasnovie.
Co powiesz na opinie, iż w Predazzo była rzeźnia? Czy olimpijskie skocznie są źle zbudowane i przez to niebezpieczne?
- Są takie opinie, ale ja się nie bałam. Tam się spada z wysoka i to może być problem. Ale radziłam sobie.
A co czułaś, widząc i słysząc, jak po okropnej kontuzji – zerwaniu więzadła i uszkodzenia rzepki w kolanie - z bólu zwija się i krzyczy Eva Pinkelnig?
- To było trochę traumatyczne. Akurat stałam na miejscu dla liderki. To było strasznie nieprzyjemne i mam nadzieję, iż nigdy więcej czegoś takiego nie doświadczę. Chociaż na pewno jeszcze gorzej miały dziewczyny, które po Evie musiały skakać. Strasznie Evie współczuję i mam nadzieję, iż dojdzie do siebie. Skocznia do momentu lądowania jest naprawdę fajna. Tylko jak już się ląduje, to jest wrażenie, iż się spada z bardzo wysoka i jest to takie nienaturalne, a przez to niebezpieczne.
Na ile twoim zdaniem niebezpieczeństwo wzrosło przez to, iż macie bardziej obcisłe kombinezony i szybciej lecicie i szybciej spadacie?
- Osobiście tego nie czuję, ale może tak jest. Pewnie tak, skoro inne dziewczyny o tym mówią.
To dobra wiadomość, iż za bardzo nie odczuwasz różnicy po zmianach w sprzęcie. Pisząc o skokach od lat, nasłuchałem się opowieści, jak to malutkie szczególiki potrafią wszystko rozregulować.
- Tak, ale to chyba trzeba już być na naprawdę wysokim poziomie, żeby takie rzeczy bardzo wpływały na czucie.
Poziom top 20 na świecie, na jaki już wskakiwałaś, nie jest wysoki?
- To jest niezły poziom, ale chciałabym być wyżej.
W takim razie zdradź proszę, jakie masz cele wynikowe na ten olimpijski sezon. Albo najlepiej powiedz, jakie masz marzenia.
- Wiadomo, iż tym celem głównym są igrzyska olimpijskie, a jeżeli chodzi o Puchar Świata, to chciałabym tak regularnie punktować, żeby moje wchodzenie w top 20 było już pewne, stałe. I żebym się zaczęła pojawiać w top 10, chociaż sporadycznie. A marzyłoby mi się jakieś podium.
Rozszerzysz trochę wątek igrzysk? Domyślam się, iż samo pojechanie na tę imprezę ci nie wystarczy, mimo iż to będzie twój pierwszy raz. Ale starty na igrzyskach masz przecież pewne jak w banku, o ile tylko zdrowie ci dopisze.
- Pewnie, iż nie podchodzę do tego tak, iż chcę na igrzyska tylko pojechać. Wiadomo, to jest wielki cel, żeby wystartować w imprezie, o której każdy sportowiec marzy. Ale jeżeli już się wszystko uda na tyle, iż tam pojadę, to myślę, iż takie top 15 będzie w moim w zasięgu, i iż jak na pierwszy raz to byłby dobry wynik.
Z czym ci się kojarzą skoki na igrzyskach? Miałaś dziewięć lat, gdy Adam Małysz zdobywał dwa srebrne medale w Vancouver i 13 lat, gdy Kamil Stoch brał dwa złota w Soczi. Co zapamiętałaś mocniej?
- Kamila pamiętam i bardzo bym kiedyś chciała poczuć się tak, jak on musiał się czuć w Soczi. Może kiedyś do tego dojdzie, iż będę stała na takim podium. A skoków w czasach pana prezesa Małysza jeszcze za bardzo nie oglądałam.
Kiedy zaczęłaś się nimi interesować i skakać? Wyczytałem, iż jako 12-latka już stałaś na podium po konkursie mikstów w nieoficjalnych mistrzostwach świata dzieci.
- O rety, ja już choćby nie pamiętam, z kim skakałam w tym mikście! To było strasznie dawno temu, a wspomnienia z pierwszych lat skakania nachodzą mi na siebie. Zaczęłam skakać, mając dziewięć lat.
Czyli właśnie wtedy, gdy Małysz dorzucał do swojej kolekcji te dwa wspomniane srebra olimpijskie w Vancouver.
- Faktycznie, to był rok 2010. Ale nie pamiętam, żebym to oglądała. Oczywiście od zawsze wiedziałam, kto to jest Adam Małysz, bo tego się nie dało nie wiedzieć. Ale skoki mnie zainteresowały dlatego, iż mój starszy brat je zaczął trenować.
W ramach kombinacji norweskiej?
- Najpierw wybrał skoki, potem poszedł w kombinację. Jako dziecko jeździłam z nim na te treningi i w końcu poczułam, iż też chciałabym spróbować skakać. Spodobało mi się i zostałam. Jak widać, na lata.
O Małyszu powiedziałaś "pan prezes" i to naturalne, iż nie będziecie na "ty" przy różnicy wieku, która wynosi 24 lata, i wobec relacji prezes – zawodniczka. Ale jestem ciekaw, jak się czujesz przy Stochu i jak się odnosisz do niego. Z nim chyba nie jesteś na "pan", skoro bywa, iż razem w jednym konkursie reprezentujecie Polskę?
- Tak, zdarzyło nam się razem skakać w Pucharze Świata w mikście i mocno mnie to stresowało. Już choćby nie dlatego, iż naturalnie chciałam mu mówić na "pan", tylko bardziej dlatego, iż jak się skacze z tak wielkim zawodnikiem, to trzeba nie zawieść, nie zepsuć mu konkursu. W towarzystwie wielkich nazwisk chce się szczególnie oddać ten swój najlepszy skok, pokazać, na co cię stać, dać się zapamiętać z dobrej strony.
A pamiętasz, jak przy okazji mikstów na MŚ Seefeld 2019 wobec Stocha zachowywała się Kamila Karpiel?
- Nie.
Stojąc pod skocznią byliśmy zaskoczeni, gdy widzieliśmy, jak na prezentacji drużyn nieznana nastolatka łaskotała wielkiego mistrza. Później Karpiel tłumaczyła nam, iż zamiast się stresować, czerpała wielką frajdę ze wspólnego startu z nowym mistrzem świata Dawidem Kubackim i z wicemistrzem Stochem.
- Ja bym tak nie umiała! Ja mam taki szacunek i taki respekt dla nich, iż dużo bliżej mi do mówienia im na "pan" niż do jakiegoś żartowania z nimi.
Ale nie mów, iż do Stocha zwracasz się per "panie Kamilu"!
- Teraz już nie, ale kiedyś tak było. Nie wyobrażałam sobie, żeby nie zacząć z formą grzecznościową.
I w końcu Kamil musiał ci powiedzieć, żebyś przestała?
- Pewnie tak było, ale szczerze mówiąc, już nie pamiętam czy tak powiedział, czy po jakimś czasie przy którejś kolejnej okazji sama się ośmieliłam.
Już ustaliliśmy, iż na skoczni po raz pierwszy stanęłaś nie dzięki Stochowi i nie dzięki Małyszowi, tylko dzięki swojemu bratu. A pamiętasz dokładnie ten dzień, ten pierwszy skok?
- Pamiętam, iż zaczęłam w Gilowicach, ale nie pamiętam już, czy to była skocznia K-12, czy K-15. Nie pamiętam też, ile metrów skoczyłam za pierwszym razem, ale na pewno mało. I pamiętam, iż nie zrobiłam sobie krzywdy.
To te same Gilowice, w których zaczynał Krzysztof Biegun i z których jest Tomasz Adamek?
- Tak, tylko iż ja stamtąd nie jestem. Ale zaczynałam w Olimpijczyku Gilowice, więc sentyment mam.
Mówisz, iż nie zrobiłaś sobie krzywdy w pierwszym skoku, a miałaś w ogóle w swojej przygodzie ze skokami jakiś upadek, po którym zastanawiałaś się czy tego nie rzucić?
- Wiem, iż prawie każdy miał taki skok, ale ja nie. Nie miałam ani upadku, po którym bym się musiała długo przełamywać psychicznie, ani żadnej poważnej kontuzji. Ale wywaliłam się niedawno, pod koniec września, i chociaż praktycznie wcale się nie poturbowałam, to poczułam, iż jakaś taka blokada mi się powoli włącza. Taki strach.
A propos strachu – czego się bałaś na mistrzostwach świata w Oberstdorfie w 2021 roku przed konkursem drużynowym? Łukasz Kruczek, który wtedy prowadził waszą kadrę, po zawodach powiedział mi, iż po serii próbnej poinformowałaś go, iż się boisz i nie chcesz wystartować.
- Faktycznie, tak było. To były moje pierwsze mistrzostwa świata i miałam tam trudny czas. Na małej skoczni miałam taki moment, iż się prawie wywaliłam. Na treningach dobrze skakałam, a w zawodach nie wyszło. Przez to pojawiło się duże napięcie, weszło mi to do głowy i z tym zostałam. A jeszcze w tej serii próbnej na dużej skoczni źle skoczyłam.
Wtedy chyba wszystkie cztery skoczyłyście tak, iż Polska miała zero punktów.
- Tak, było źle i wszystko się skumulowało. Czułam strach, iż sobie coś zrobię i też strach, iż będzie bardzo słaby wynik. Czułam, iż ja nie wiem, co mam na tej skoczni zrobić, nie wiem, po co tam jestem. Nie umiałam się wyciszyć i dlatego poszłam z tym do trenera.
Jak zareagował Kruczek? W krótkim czasie między serią próbną z konkursem pewnie nie było możliwości, żebyś mogła porozmawiać z psychologiem, jeżeli w ogóle był z wami?
- Żadnego psychologa nie było. Trener powiedział mniej więcej tyle, iż muszę skoczyć i już, iż mam się przełamać.
Co masz jeszcze do przełamania w skokach? Nie próbowałaś lotów narciarskich.
- Oj, mamutów to się boję! Jeszcze nie czułam i nie czuję się na tyle gotowa, żeby iść na mamuta.
Co cię konkretnie przeraża?
- Wiem, iż moim największym problemem jest faza lotu, a tam ten lot jest kluczowy. Dlatego o mamucie jeszcze nie myślę.
Nie jestem trenerem, ale widzę, iż w locie nie walczysz o przeżycie, jak wiele innych skoczkiń. Jestem ciekaw czy trenerzy podzielają twoją opinię, iż z fazą lotu masz największe problemy.
- Może już faktycznie nie walczę w locie o przeżycie, ale sama wiem i trenerzy też mi to mówią, iż teraz jest naprawdę coraz lepiej, aczkolwiek z lotem przez cały czas mam największe problemy. Pakuję klatką do przodu, przez co nie mam kontroli nad nartami i wytracam prędkość, ręka mi odchodzi, gdy przyjmuję pozycję V, mam też taki problem, iż nie umiem tak fajnie rozszerzyć tej "fałki", tylko ją zwężam. Nad lotem cały czas pracujemy i jeszcze mamy dużo do zrobienia.
Wy też jeździcie do tuneli aerodynamicznych? Nie jest tak, iż Sztokholm jest dla męskiej kadry, a na was PZN robi oszczędności?
- My też jeździmy do Sztokholmu i super, bo w tunelu można sobie popróbować choćby ustawienia rąk w locie i innych detali, które później w normalnych warunkach się przydają. Generalnie tunel nie daje takich warunków i odczuć, jakie są w locie na skoczniach, ale na pewno dzięki niemu można lepiej nauczyć się czuć powietrze.
A w ogóle tobie jako liderce kadry brakuje czegokolwiek w przygotowaniach do igrzysk? Może przydałby się jeszcze jakiś fachowiec w sztabie waszej ekipy? Może potrzebowaliście, a nie dostaliście pieniędzy na coś, na co dostaje je kadra męska? Nie szukam problemu, tylko zastanawiam się czy jest tak, iż musicie trochę zapracować na większe inwestycje, czy mimo iż osiągacie gorsze wyniki niż nasi skoczkowie, to macie warunki równie dobre jak oni?
- Przydałby się nam serwismen. Ale to chyba tyle. Wszystko inne mamy.
Dietetyka i psychologa macie?
- Tak, mamy do stałej dyspozycji w Polskim Związku Narciarskim.
Korzystasz? Pytam, bo pamiętam twój wpis sprzed dwóch-trzech lat o depresji i bulimii. Później czytałem, iż sobie z tym poradziłaś, wiem też, iż nie lubisz do tego wracać, ale wiem również, jak dużo daje dzieciakom z problemami, gdy ktoś, kto sobie poradził, potrafi o tym opowiedzieć, dać przykład, podnieść w ten sposób na duchu.
- Masz rację, moja historia pewnie może komuś pomóc.
Na pewno. Kiedyś pisałem dużo o gimnastyczkach i wysłuchałem mnóstwa historii od dorosłych kobiet o tym, jak wciąż siedzi w nich to, co się działo, gdy były kilku- i kilkunastolatkami. Byłem w szoku, jak duże rany zostały w nich w sumie pewnie na całe życie po codziennym ważeniu, po niedojadaniu, po ciągłych komentarzach dotyczących kilogramów, wyglądu i czy się z taką wagą nadają do tego sportu.
- Te kwestie naprawdę zostają w człowieku. Bardzo ciężko z tego wyjść. I uwierz, iż później jeszcze trudniej się o tym mówi. Na tę chwilę mogę powiedzieć, iż problemy i z bulimią, i z depresją, są za mną. I mam nadzieję, iż to nie wróci. Cieszę się, iż tak jest, iż sobie poradziłam. I każdemu, kto ma problemy radzę, żeby poszukał fachowej pomocy.
Ty cały czas korzystasz z pomocy i dietetyka, i psychologa, tak?
- Po tylu latach pracy z dietetyczką już sama bardzo dużo wiem, jak się odżywiać, żeby móc osiągać wyniki w skokach, gdzie trzeba mieć niską wagę, i jak przy tym dbać o zdrowie. Nie mam teraz konkretnego planu żywieniowego, ale mam wypracowany swój system i to działa. Tylko co jakiś czas się z dietetyczką kontaktujemy. Cieszę się, iż waga zeszła i przy tym wszystko idzie w dobrą stronę.
Z rok temu Adam Małysz powiedział mi, iż ciągle jeszcze zdarza mu się zeskrobywać panierkę z kotleta. On wciąż łapie się na liczeniu kalorii, mimo iż odkąd skończył karierę, minęło 14 lat.
- O, czyli to zostaje na zawsze. Znam to dobrze. To są takie nawyki, takie rzeczy w psychice, które trudno wyrzucić, choćby mimo pracy z psychologiem.
Jak teraz wygląda twoja kooperacja z psychologiem?
- Już nie jest stała, ale niedawno potrzebowałam pogadania i się zgłosiłam.
To było po tym wrześniowym upadku?
- Tak. Przed obozem w Zakopanem, który mieliśmy w pierwszych dniach października, odezwałam się do psychologa pierwszy raz po rocznej przerwie. Przez rok nie czułam potrzeby, bo wszystko mi się ładnie układało, ale teraz poczułam, iż przyda się fachowa pomoc i miałam rację. Dostałam konkretne wskazówki i rady, i od razu wykorzystywałam to na skoczni. Potrzebowałam pogadania z psychologiem, żeby wszystko wróciło do normy. Pomogło.
Odezwałaś się do psychologa bardziej przez strach po upadku, czy bardziej przez to, iż coraz bardziej zaczęły cię przytłaczać oczekiwania po dobrych startach w Grand Prix?
- I przez upadek, i przez to, iż od miesiąca w mojej pracy na skoczni był taki błąd, z którego nie mogłam wyjść. Zaczynałam tracić czucie i wszystko mi się zaczęło mieszać. Czułam dużą presję, iż sezon zimowy się zbliża i to wszystko zaczęło się nakładać.
A powiedz mi a propos presji, czy jest już za tobą taki moment bycia pod szczególnym napięciem, iż musisz zarobić poza skokami, bo w nich nie zarabiasz? Wiem, iż przez jakiś czas skakałaś, studiowałaś i pracowałaś w sklepie.
- To jest ciężkie. To było chyba w 2022 roku, na pewno całkiem niedawno. Coś szło kosztem czegoś innego, bo inaczej się nie dało. Ale to się nie mogło udać.
Wspomniany przez nas wcześniej Krzysiek Biegun opowiadał mi, jak skakanie próbował godzić z wożeniem ludzi po Europie, ale był tak zmęczony, iż prowadząc miewał halucynacje i potrafił zatrzymywać się do kontroli policyjnej, gdy tak naprawdę widział foliową torbę na drzewie, a nie policjanta w białej czapce. A później taki styrany po weekendzie w pracy, jechał na trening na skocznię.
- U mnie aż tak może nie było, ale też skoki ucierpiały najbardziej. W najtrudniejszym okresie zostałam odrzucona, skreślona z kadry. I wtedy trenowałam oddzielnie, a w końcu treningi poszły w odstawkę. Niby nie pracowałam przez cały dzień, ale jednak na tyle długo, iż trudno było gdzieś wkleić trening w plan dnia.
Myślałaś wtedy, iż to koniec?
- Tak.
To co się stało, iż wróciłaś i wszystko potoczyło się tak, iż dziś jesteś liderką kadry?
- Nie nazwałabym się liderką.
Ale wyniki jasno pokazują, iż nią jesteś.
- Co się stało? W 2023 roku pojechałam na mistrzostwach świata do Planicy i cieszę się, iż tam pojechałam, ale byłam tym zaskoczona, bo tamtej zimy nie startowałam w ani jednych zawodach Pucharu Świata i chyba w ogóle w żadnych. Chyba to były dla mnie pierwsze zawody międzynarodowe tamtej zimy. Ale po mistrzostwach w Planicy trenerem naszej kadry został Harald Rodlauer i zauważył mnie, napisał do mnie wiadomość. Chciał wiedzieć, czy będę dalej skakać. Wtedy podjęłam decyzję, iż dobra, spróbuję chociaż ten ostatni rok i zobaczę, jak będzie.
Czyli to, iż PZN ściągnął zagranicznego fachowca dało ci do myślenia.
- Tak, pomyślałam, iż to jest jakaś szansa, iż będzie świeża krew i stwierdziłam, iż spróbuję, bo co mi szkodzi.
Rodlauer chwilę przed Polską prowadził Austrię i z tamtejszymi zawodniczkami osiągał ogromne sukcesy. Jak kibic skoków ma zrozumieć fakt, iż z nim w roli trenera zdobyłaś przez cały sezon Pucharu Świata 8 punktów, a po jego odejściu z trenerem Marcinem Bachledą wyskakałaś tych punktów 80? Bachleda rozwija myśl Austriaka czy znalazł do ciebie jakiś inny klucz?
- W zasadzie wszystko jest podobne. Wiadomo, iż każdy trener ma inną wizję na trening czy na skok, ale jeżeli chodzi o to, jakie rady słyszę na skoczni czy w trakcie treningów, to jest to bardzo podobne. Dzięki Harry’emu wzrosła moja pewność siebie i to wydaje mi się kluczowe. Dzięki pracy z nim coraz wyraźniej widziałam sens tego wszystkiego, coraz bardziej mnie to cieszyło i coraz mniej bałam się jeździć na zawody i startować wśród najlepszych dziewczyn. A po jego odejściu poszłam jeszcze bardziej do przodu i chcę to kontynuować.
Wracając do spraw przyziemnych, ale ważnych – od niedawna wreszcie utrzymujesz się ze skakania.
- Tak, na szczęście dziś już mam jakieś pieniądze ze skakania i mogę się zajmować tylko skokami. To jest bardzo ważne.
Te pieniądze masz dzięki temu, iż za dostajesz stypendium za ósme miejsce w mikście na tegorocznych MŚ w Trondheim.
- Tak, dzięki temu nie muszę chodzić do sklepu i sprzedawać ubrań, ale wiadomo, iż stypendium nie jest na całe życie, tylko tak naprawdę na chwilę. Zaraz trzeba będzie walczyć o kolejne.
Przed taką koniecznością staniesz na igrzyskach.
- Komfort byłby wtedy, gdyby pojawił się jakiś sponsor. Szukam, czekam, może to się stanie. Fajnie byłoby, gdyby ciężar finansowy zszedł mi z głowy.
A nie myślałaś o wojsku? Czy nie masz takiej możliwości?
- Jest dwóch skoczków w wojsku i zastanawiałam się czy też nie iść, ale wiem, iż Jarek Krzak i Szymon Jojko mają dużo szkoleń i różnych obowiązków i muszą to godzić ze skokami. Chłopaki dają radę, nie narzekają, ale ja czuję, iż na razie muszę i chcę skupić się tylko na skakaniu. Nie chcę się niczym rozpraszać. Chcę psychicznie być tylko w skokach.
A propos twojej psychiki – na ile to z jej powodu na MŚ w Trondheim wypadłaś wynikowo gorzej niż na pewno się spodziewałaś? Byłaś tam 29. i 36., a chyba było cię stać na top 20 w obu konkursach?
- To był dla mnie najtrudniejszy moment sezonu. Dużo się tam nauczyłam. Bardzo chciałam, wiedziałam, iż umiem, iż potrafię, dobrze skakałam na treningach, a w zawodach zdecydowanie nie poszło tak, jak chciałam. Poszło totalnie w odwrotną stronę i to mnie nauczyło, iż nie wolno się tak spinać i napalać.
Jak sobie radzisz po czymś takim? Mocno przeżywasz, iż ci nie wyszło?
- Najbardziej pomaga mi pobycie z najbliższymi: z chłopakiem i z rodziną. Oczywiście cały czas mam też kontakt z trenerami. A z psychologiem wtedy nie rozmawiałam. Generalnie nie jest tak, iż siedzę bardzo w tych porażkach. Nie przejmuję się tym aż tak bardzo, po prostu zostawiam to za sobą
Wypracowałaś to sobie z biegiem lat czy od zawsze tak miałaś, iż niepowodzenia cię nie dołowały?
- Chyba od zawsze. Czasami jest trochę ciężej, jak skoki są już lepsze, miejsca wyższe i nagle nie wyjdzie. Wtedy jest większa złość. Ale nie rozpamiętuję tego długo. Przyjeżdżam z zawodów czy z obozu, porozmawiam z rodzicami, zostawiam pracę w pracy i tyle.
Mieszkasz jeszcze z rodzicami?
- Tak, z rodzicami. Chwilę mieszkałam z koleżanką, ale wróciłam do rodziców, kiedy miałam gorszą sytuację finansową, a chciałam dalej trenować. I jak wtedy wróciłam, tak już zostałam.
Czujesz się młoda czy bardzo młoda?
- Bardzo to nie. Bez przesady, mam już 24 lata.
Jak Iga Świątek.
- O, właśnie. Wszyscy wiemy, ile już osiągnęła. Ale wiem, iż każdy człowiek jest inny, każdy ma swoje tempo.
Masz jakiś sportowy wzór?
- Od dziecka moim autorytetem, wzorem, jest Sara Takanashi.
A wie o tym? Powiedziałaś jej?
- Nie, nie, nie. Ale ostatnio były zawody, na których ją wyprzedziłam. Najpierw w Rumunii, a potem we Włoszech. To mnie bardzo ucieszyło. To jest takie wow, iż osobę, którą darzę największym szacunkiem już mogę pokonać.
Skoki zaczęłaś oglądać wtedy, gdy ona dominowała?
- Tak, chociaż najpierw oglądałam skoki mężczyzn, bo skaczących kobiet telewizje nie pokazywały. Ale jak już w końcu zaczęły, to w każdej transmisji słyszałam "Sara Takanashi, Sara Takanashi", no i gwałtownie zrozumiałam, dlaczego. Jest niesamowita, od dawna utrzymuje się w top najlepszych dziewczyn. I ciągle do niej należy wiele rekordów.
Ty jesteś taką osobą, iż nie podejdziesz, nie poprosisz o zdjęcia czy autograf? Wstydzisz się trochę?
- choćby bardzo. Wystarcza mi, iż Sara Takanashi podeszła i przybiła mi piątkę w bramce, przez którą przechodziła po mnie, a ja stałam tam jako liderka.
A w męskich skokach masz albo miałaś jakiś wzór?
- Chyba Kamila Stocha. Jego sylwetka w locie podoba mi się najbardziej. I w ogóle jego skoki. Też chciałabym tak umieć skakać. Może kiedyś.

3 tygodni temu












