Przed sezonem na triumf siatkarzy Bogdanki LUK Lublin stawiali raczej tylko najbardziej zagorzali kibice. Cała reszta widziała ich najprędzej na miejscach 4-5. Tymczasem mający zaledwie 12-letnią historię klub w czwartym sezonie występów w PlusLidze pokazał wszystkim sceptykom, iż wszystko jest możliwe.
REKLAMA
Zobacz wideo Aluron CMC Warta Zawiercie doprowadza do stanu 2:1 w finale PlusLigi. Bartosz Kwolek zabrał głos
- Przyszedłem tu napisać historię - mówił przed sezonem Wilfredo Leon, który zadebiutował w PlusLidze. Gwiazdor reprezentacji Polski po raz kolejny pokazał się, iż rzuca słów na wiatr. Choć na początku sobotniego meczu zaskoczył wszystkich w hali.
Kibice i dziennikarze wypełniający halę Globus w Lublinie otworzyli szeroko oczy i uśmiechnęli się pod nosem, gdy na początku pierwszego seta przyjmujący posłał tzw. helikopter. Zaserwowana przez niego piłka poleciała dobre kilkanaście metrów na boiskiem i doleciała do wysoko umieszczonych trybun. Takie błędy się oczywiście od czasu do czasu zdarzają, choć zwykle nie liderowi klasyfikacji najlepiej zagrywających.
Leon jednak zrehabilitował się w najlepszy możliwy sposób - zaciętą pierwszą partię zakończył asem. Partię, w której gospodarze przegrywali już 20:22.
O Bogdance przez cały sezon mówiło się, iż to drużyna, która jak nikt inny w lidze ma wielką siłę rażenia w polu serwisowym. Złośliwi twierdzili, iż z innymi atutami jest już gorzej, ale teraz Leon i spółka dobitnie pokazali, iż pierwsze sformułowanie jest prawdą, a drugie można włożyć między bajki. Choć w trzecim meczu finałowym, który przegrali, rzeczywiście najbardziej uderzała słaba dyspozycja pod kątem serwisu.
W sobotę od drugiej partii do zawodników Aluronu bombardowali już regularnie także inni zawodnicy zespołu z Lublina. Przypominając, iż mają u siebie w składzie nie tylko Leona - liderka klasyfikacji najlepiej zagrywających ligi, ale też czwartego gracza tego zestawienia - Fynniana McCarthy'ego. To właśnie kanadyjski środkowy na początku drugiej partii dał sygnał do naporu, wypracowując znaczącą przewagę. Zawodnicy trenera Massimo Bottiego radzili sobie tak dobrze, iż kibicom po pewnym czasie znudziło się już podnoszenie do góry kartek z napisem "As".
A mający kłopoty kadrowe zawiercianie nie mieli na to odpowiedzi. Wielkie problemy z przyjęciem zagrywki przekładały się na słabszą skuteczność ataku. Potężny Georg Grozer, który dołączył do tego zespołu jako transfer medyczny przed drugim spotkaniem finału i mocno przyczynił się w środę do przedłużenia rywalizacji, tym razem co chwilę był blokowany. A z każdym kolejnym niepowodzeniem też coraz bardziej sfrustrowany.
Przed czwartym setem trener Michał Winiarski długo przemawiał do swoich zawodników. Potem oni sami jeszcze w swoim kręgu się jednoczyli. Ale kilka to dało, bo w ostatniej partii nie mieli wiele do powiedzenia. Rozgrywający Miguel Tavares przy stanie 14:22 próbował jeszcze mobilizować kolegów do walki, ale raczej nikt w zespole już wtedy nie wierzył w cud.
Aluronowi pozostało teraz przygotowywanie się do półfinału Ligi Mistrzów, który czeka ich za tydzień. A Leonowi i spółce fetowanie sensacyjnego triumfu.