Kolejne pożegnania w kadrze. Grbić choćby nie próbuje owijać w bawełnę

4 dni temu
"Gang Łysego" bez Bartosza Kurka w roli kapitana? Nikola Grbić ma na początku sezonu do podjęcia istotną decyzję. - To dla niego zbyt duże obciążenie - mówi Sport.pl trener reprezentacji Polski. Opowiada też m.in. o wiadomości od siatkarza, któremu inną decyzją minionego lata złamał serce i odnosi się do tegorocznych wyborów, którymi wywołał największą dyskusję.
Reprezentacja Polski siatkarzy rozpoczyna nowy cykl olimpijski, a pierwszym akcentem była ogłoszona miesiąc temu lista powołanych na zbliżający się sezon. Lista, która tradycyjnie wzbudziła emocje i na temat której trener wicemistrzów igrzysk w Paryżu zabrał już kilka razy głos. My jednak zadaliśmy Nikoli Grbiciowi porcję pytań, na które wcześniej nie odpowiedział. W długiej rozmowie ze Sport.pl Serb opowiada o wielu ważnych zawodnikach, ale też wraca do kluczowych meczów igrzysk oraz odnosi się do przyszłości.


REKLAMA


Zobacz wideo JSW Jastrzębski Węgiel zdobywcą TAURON Pucharu Polski. Jakub Popiwczak: Wydarliśmy to


Agnieszka Niedziałek: Dodał pan zdjęcie profilowe na WhatsAppie, którego wcześniej nie było. Po to, by nowi kadrowicze - wzorem Jakuba Nowaka - mieli szansę zorientować się, iż wiadomość z prośbą o kontakt i podpisem "Nikola" jednak nie pochodzi od zaczepiającej ich nieznanej kobiety? Podobno właśnie dlatego 19-latek najpierw tę prośbę zignorował.
Nikola Grbić: choćby o tym nie wiedziałem (śmiech). Nie było jakiejś konkretnej sytuacji, po prostu kiedyś zdałem sobie sprawę, iż przy wiadomości od osoby spoza listy kontaktów to zdjęcie może być pomocne. Ale nie dodałem go specjalnie z myślą o powoływanych siatkarzach. To dobra historia.
Słyszałam też o tej dotyczącej innego tegorocznego debiutanta - Mateusza Czunkiewicza.
To było bardzo sympatyczne. Rozmawialiśmy normalnie przez telefon, podałem mu wszystkie potrzebne informacje, które przekazuję wszystkim i wtedy nie dał nic po sobie poznać. Pożegnaliśmy się, a po pięciu minutach wysłał mi wiadomość: "Przepraszam, byłem w szoku i nie zapamiętałem niczego, co trener powiedział. Czy mógłby mi trener napisać, co powinienem zrobić?". Ubawiło mnie to.
Z iloma zawodnikami rozmawiał pan przed ogłoszeniem tegorocznej listy powołań?
Wykonałem ok. 40 telefonów. Niektóre były bardzo krótkie, inne trochę dłuższe, ale uważam, iż to bardzo ważne, aby mieć tego typu kontakt. Usłyszeć od trenera, co mam zrobić, jak się przygotować, jaka będzie moja rola. By nie doszło do sytuacji, iż zawodnik o powołaniu czy terminie rozpoczęcia zgrupowania dowiaduje się z mediów.
Czy któraś z tych rozmów była dla pana trudna?
Która?


W wywiadzie na stronie PZPS opowiadał pan o pięciu wicemistrzach olimpijskich, którzy dostali wolne w te wakacje, ale też podkreślał duży wkład przez te wszystkie lata Karola Kłosa, którego nie było w Paryżu i nie ma go teraz na liście. Czy to była forma pożegnania doświadczonego środkowego?
Nie mówiliśmy o tym wcześniej wprost w mediach, bo nie chciałem odebrać Karolowi możliwości ogłoszenia tego, ale tak. Wiem, iż jest aktywny w mediach społecznościowych i pytałem, czy chce najpierw sam się do tego odnieść. Powiedziałem mu, iż chcę spróbować z młodymi zawodnikami, więc nie umieszczam go na liście. I iż to nie jest kwestia tylko tego sezonu. Bardzo doceniam go jako zawodnika i jako osobę, więc chciałem, by to on zarządził tą sytuacją. Był w reprezentacji wiele lat, to bardzo ważna część jego kariery i życia, więc to nie do mnie należy ogłoszenie tego. To jego sprawa. On powiedział zaś: "Nie martw się, nie dbam o to. jeżeli chcesz, to powiedz o tym, a jeżeli nie, to nie. Nie ma to znaczenia. Nie zrobię oficjalnego pożegnania czy imprezy, więc naprawdę mnie to nie obchodzi. Wszystko jest w porządku". Wciąż nie chciałem tego zrobić, ponieważ bardzo doceniam jego wkład. Wykonał świetną robotę z chłopakami, był cały czas dostępny, akceptował swoją rolę, bardzo nam pomagał. Niestety, ze względu na ograniczoną liczbę miejsc w składzie, nie był z nami na igrzyskach. Ale powtórzę - bardzo doceniam jego zasługi.
W Paryżu zabrakło też Bartosza Bednorza, którego wiele osób w olimpijskim składzie widziało. Czy rozmowa z nim przy okazji tegorocznych powołań była w jakiś sposób inna? Bo ta ostatnia ubiegłoroczna musiała być dla niego bardzo bolesna.
To było dla niego bardzo trudne. Pamiętam, iż jak przekazałem decyzję, to nie był w stanie trenować tego dnia. Ogłosiłem to przed ostatnim treningiem. Fizycznie był obecny, ale był tak rozczarowany, iż nie mógł normalnie ćwiczyć. Tydzień po powrocie z igrzysk dostałem od niego wiadomość.
Z gratulacjami?
Oczywiście. Ale napisał też w stylu: "Przepraszam, iż wysyłam ci tę wiadomość po tygodniu, ale męczyłem się z tym. Nie wiedziałem, jak się z tym czuć, ponieważ wiedziałem, jak blisko byłem, by tam być i zdobyć ten medal. Ale rozumiem i mam nadzieję, iż będzie dla mnie miejsce w drużynie narodowej w przyszłości". A ja pomyślałem: "Wow, to najlepsze uporanie się z trudną sytuacją, jakie kiedykolwiek widziałem". Odpowiedziałem mu, iż oczywiście będzie z nami, iż go nie skreślam. Teraz jesteśmy w kontakcie, by ustalić, jak dużo czasu będzie potrzebował po sezonie, by uporać się z problemami zdrowotnymi.
Jego kłopoty z łydką bardzo pana martwią?
Martwią mnie wszystkie urazy. Martwię się o plecy Bartka Kurka, kolano Mateusza Bieńka, plecy Marcina Janusza (rozmowa odbyła się przed tym, jak urazu doznał Jakub Popiwczak - red.).


Dwaj ostatni dostali wolne lato, by o siebie zadbać.
Tak, ale trudność dotycząca chronicznych kontuzji polega na tym, iż to nie jest długość przerwy, która by rozwiązała problem. Powiedzmy, iż za każdym razem, gdy podnoszę ramię, to boli mnie bark. Gdy nie robię tego przez dwa miesiące, to jest w porządku, nie czuję bólu. Ale jak potem wznowię granie, to dolegliwości wrócą. Ale wiem, iż kilka miesięcy poza boiskiem może zapewnić cenną regenerację, na którą nie ma czasu, gdy grasz non stop. Grałem systemem klub-kadra 16 lat z rzędu. Zakończyłem karierę reprezentacyjną w 2010 roku i gdy na przygotowania do następnego sezonu klubowego stawiłem się po trzech miesiącach wolnego, to byłem jak nowo narodzony. Wypoczęty, zmotywowany, chętny do treningu. To było bardzo cenne dla mojego zdrowia i wiem, iż na 100 procent dobrze też zrobi teraz moim zawodnikom. Również mentalnie. Ale wiem też, iż to nie rozwiąże na stałe ich problemów zdrowotnych.


Pierwotny plan nie zakładał całego sezonu bez tej piątki. Pojawiły się pewne obawy, gdy zdał pan sobie sprawę, iż ostatecznie będzie musiał sobie radzić tego lata bez tylu ważnych graczy?
Oczywiście, z nimi bylibyśmy silniejsi, wybierałem ich przez ostatnie trzy lata. Ale naszym celem są igrzyska w Los Angeles - następne mistrzostwa świata będą już istotne w kontekście kwalifikacji olimpijskich, a tegoroczne jeszcze nie są. To nie tak, iż lekceważę te MŚ - to jedyne trofeum, którego nie mam. Ale jeżeli chcę mieć najmocniejszą możliwie drużynę w 2028 roku, to teraz jest moment, by dać odpocząć niektórym zawodnikom. Tu trochę działa efekt domina. Ale też uważam, iż to świetna okazja, by dać przestrzeń zawodnikom, którzy zwykle nie grali zbyt dużo, a byli z nami oraz dać szansę młodym i zobaczyć, czy w przyszłości niektórzy z nich mogą konkurować z tymi graczami.
Nikt nie ma pewnego miejsca w składzie na igrzyska w Los Angeles, każdy musi na nie zasłużyć. Chcę mieć za trzy lata najmocniejszy zespół. Cokolwiek zrobiłeś przez ostatnie lata będzie ważne, ale jeżeli nie będziesz grał na tym poziomie, albo jest ktoś, kto gra lepiej niż ty, a nasz zespół będzie lepszy z nim, to ten gość będzie w składzie. Dlatego uważam za ważne, by dać szansę nowym zawodnikom. By zrozumieli, iż o ile będą grali dobrze, pracowali i rozwijali się, to mają szansę być z nami.
Czy ktoś - spoza tej piątki - pierwotnie chciał mieć więcej wolnego niż zwykle, ale potem zmienił zdanie?
Nie. Każdy z pozostałych zawodników pytał, kiedy ma się stawić. Tomek Fornal powiedział nawet: "Proszę, nie dawaj mi więcej niż dwa tygodnie wolnego, bo się roztyję". Olek Śliwka też chciał tylko chwilę, by uporać się z jet lagiem po powrocie z Japonii. Miło słyszeć takie słowa i wiedzieć, iż chcą wrócić, pracować i grać.


Mówi pan, iż nikt nie ma pewnego miejsca w składzie na kolejne igrzyska ani nikogo nie skreśla. Realistycznie patrząc: czy wyobraża pan sobie, by najstarsi kadrowicze - Kurek i Grzegorz Łomacz - byli w stanie wtedy grać na odpowiednio wysokim poziomie?
Szczerze mówiąc, to jest opcja, iż "Grega" tam nie będzie. Teraz Marcin Komenda i Jan Firlej oraz inni młodzi rozgrywający mają szansę, by się pokazać. jeżeli tego nie zrobią, a on będzie lepszy, to... Wrócę do tego, co mówiłem wcześniej, a to samo dotyczy "Kurasia", Pawła Zatorskiego czy "Bienia" - musisz zasłużyć na swoje miejsce. jeżeli grasz lepiej, to powinieneś tam być. A nie dlatego, iż ktoś jest stary, a ty młody. Georg Grozer ma 40 lat. Michał Winiarski nie zna się na siatkówce i dlatego na niego stawia?
Tylko pytanie, ilu jest takich Grozerów, którzy w wieku 40 lat potrafią grać na światowym poziomie?
Matthew Anderson, Kurek. Uważam, iż Anderson teraz gra najlepiej w karierze i iż za trzy lata też będzie prezentował wysokim poziom. On nie ma tendencji do problemów zdrowotnych. W zeszłym roku słyszałem, iż miał problemy z łydką i to wszystko, o czym wiem. A trenuje ciężko. Pamiętam jak w Perugii pracowaliśmy nad blokiem i jeden z zawodników przywalił mu mocno w palec. Wydawało się, iż wypadł wtedy na dobre, a on użył plastrów i wrócił do blokowania. Nie mówię, iż na pewno nic mu nie będzie dolegać w przyszłości, bo Davida Smitha też długo omijały kontuzje, aż nadszedł ubiegły rok. Nigdy więc nie wiadomo, zwłaszcza gdy mowa o starszym zawodniku, ale uważam, iż Anderson będzie mocny w Los Angeles. Choć będzie miał wtedy 41 lat.
Kurek, który jest rok młodszy, w tym sezonie pokazał, iż gdy gra, to błyszczy, ale problem polega na tym, iż coraz częściej przyplątują mu się urazy.
Dlatego nikt nie jest pewny miejsca w składzie nie tylko ze względu na prezentowany poziom, ale też z powodu potencjalnych kontuzji. jeżeli niesamowity zawodnik ma problemy zdrowotne, to już nie robi różnicy. Jak już mówiłem, chcę mieć do dyspozycji najlepszą możliwie drużynę. jeżeli "Kuraś" będzie miał 40 lat i będzie grał wciąż lepiej niż inni lub większość, to będzie z nami. Ale nie mam kryształowej kuli, by przewidzieć, jak będzie.
Trudniej go będzie zastąpić jako atakującego czy jako kapitana i lidera drużyny?
W tym drugim aspekcie. Jest wielu zawodników, którzy potrafią świetnie atakować i zdobywają dużo punktów, ale jego najważniejszą rolą w naszej drużynie jest rola lidera. Jest świetnym przykładem dla młodych chłopaków i nie tylko dla nich. On jest jak drugi trener w szatni. Podoba mi się, iż mamy bardzo podobny podgląd na to, jak grupa powinna funkcjonować i bardzo podobny system wartości. Zawsze miałem jego wsparcie przy wyjaśnianiu różnych spraw drużynie. Kiedy coś mówi, to reszta go słucha. Inni mają zaufanie, iż robi to, co jest najlepsze dla zespołu. I to jest prawdziwe przywództwo. Kiedy nie będzie go już w kadrze - co może nastąpić za rok, a może dopiero za pięć lat, nie wiem - to będzie... Nie mówię, iż nie mamy nikogo innego, ale myślę, iż on jest prawdziwym liderem tej drużyny.


Może go pan potem zatrudnić jako asystenta.
(śmiech) Tak. Ale jako asystent już nie jesteś częścią samego zespołu. To inna relacja z drużyną.
Kurek jest teraz powołany, ale mówił pan jakiś czas temu, iż jeszcze nie podjął decyzji w sprawie funkcji kapitana.
Tak, bo dla Bartka ta rola to zbyt duże obciążenie. Odbiera ją jako wielką odpowiedzialność.
Wspominał pan o tym już dwa lata temu podczas mistrzostw Europy.
On jest zbyt odpowiedzialny. Ma podejście, iż reprezentacja i polska federacja dały mu tyle, iż chce zrobić wszystko, by się odpłacić. Dotyczy to np. wszelkich zobowiązań marketingowych. Zawsze się do nich zgłasza, bo czuje, iż powinien. A te kwestie dotyczą wszystkich i nie zawsze to musi być on. Ale traktuje to jako swój obowiązek, bierze na siebie zbyt dużo.
To od niego teraz wyszło, iż wolałby tej funkcji już nie pełnić? Sam uznał, iż to dla niego za dużo?
Tak. Powiedział, iż chciałby się bardziej skupić na tym, by być zawodnikiem. Nigdy nie prosiłem go, by na siebie tyle brał. Nie mówiłem, iż jest jakaś sytuacja, którą sam nie mogę się zająć. Ale on nie jest w stanie tego zmienić. Tak już jest zbudowany. Ma poczucie, iż musi to zrobić i tyle. Tak samo było ze "Śliwą", gdy zastępował nieobecnego "Kurasia" jako kapitan podczas kwalifikacji olimpijskich. Wygraliśmy z Belgią 3:2 i jakiś dziennikarz skrytykował naszą grę. Olek zwariował. Graliśmy potem z Kanadą, która obok nas była jedyną niepokonaną drużyną w stawce. To był bardzo trudny mecz, wygraliśmy 3:2. Dzień później mierzyliśmy się z Meksykiem, a każdy kontakt z piłką "Śliwy" kończył się błędem. Zdjąłem go szybko, a ponieważ znałem go już wcześniej z Zaksy, to spytałem: "Co się dzieje? Pozwól, iż powiem to za ciebie - czujesz się odpowiedzialny, ponieważ gdy jest z nami "Kuraś", to pokonujemy z łatwością wszystkich, a teraz go nie ma i męczymy się z Belgią i Kanadą?", a on na to: "Cóż, tak" (śmiech).


Spytałem, czy oszalał. Tłumaczyłem mu, iż to nie ma nic wspólnego z nim. Wygraliśmy przecież wcześniej Ligę Narodów i zdobyliśmy mistrzostwo Europy, więc było całkowicie normalne, iż byliśmy emocjonalnie wyczerpani. Straciliśmy perfekcyjną grę, którą prezentowaliśmy w ME, ale nie mówiłem nic chłopakom, bo wiedziałem dokładnie, dlaczego tak się stało. Bardzo lubię to porównanie do wyciskania cytryny. W pewnym momencie możesz ją dalej wyciskać, ale - mimo wszelkich starań - nic to już nie da. To nie miało więc nic wspólnego ze "Śliwą", ale on czuł się za to odpowiedzialny.
Kto więc teraz będzie kapitanem? Obstawiałam wcześniej, iż jako następcę Kurka będzie pan widział właśnie Śliwkę, ale skoro ma ten sam problem...
Tak i nie wiem, czy potrzebuję takiego obciążenia dla niego. Potrzebuję, by grał najlepiej jak potrafi. Nie potrzebuję, by żaden z nich tracił przez to aż tyle energii. To trudna sprawa, bo znacznie łatwiej sprawić, by ktoś o czymś pomyślał, niż by przestał o czymś myśleć. Nie ogłoszę tego, kto będzie kapitanem, teraz. Mamy na to jeszcze naprawdę czas. Będziemy o tym rozmawiać i potem podejmiemy decyzję.
Przyjęcie wydaje się być najmocniej obsadzone w tym roku - ma pan do dyspozycji wszystkich, których zabierał na najważniejsze turnieje w poprzednich latach oraz grupę, która stale była powoływana w przeszłości. W przypadku której pozycji powiedziałby pan, iż ławka jest najkrótsza, mając na uwadze przyszłość? Sama myślałam o rozegraniu...
Tak, zdecydowanie. Byłem jakiś czas temu na mistrzostwach Polski juniorów i to pozycja, na której mamy największe braki. Oczywiście, to się może jeszcze zmienić później. W przypadku rozgrywających też najtrudniej o to, aby klub dał szansę młodemu zawodnikowi na grę. Dużo łatwiej o to na innych pozycjach. Wiele klubów nie ma zaufania, by dać młodemu siatkarzowi poprowadzić grę drużyny w PlusLidze, ale nie można nikogo do tego zmusić. Faktem jest, iż to może być wyzwanie.
Pod kątem kadry to dobra okazja dla Marcina i Janka. Kiedy Marcin Janusz został pierwszym rozgrywającym reprezentacji, to też nie był wcześniej w niej zbyt ograny. Wiem, iż początki mogą być trudne, to oczywiste. Ale mogę tu pomóc - mam doświadczenie, sam byłem rozgrywającym, więc wiem, co się dzieje w twojej głowie, co może ci pomóc. Uważam, iż musimy potraktować tę sytuację jako szansę, a nie problem. To szansa dla tych dwóch chłopaków, by się pokazać. Może Marcin za rok będzie musiał walczyć o odzyskanie swojej roli? (uśmiech) Kto wie.


Spodziewać się, iż dopiero pod koniec LN zdecyduje pan, kto będzie teraz "jedynką" na tej pozycji?
Mam swoje pomysły, ale miałem też różne pomysły wcześniej i zmieniały się one wiele razy. Obaj zaliczają całkiem dobry sezon i będą mieli okazje do gry. Lubię najpierw zobaczyć zawodników w akcji zanim podejmę decyzję. Będziemy grali dużo, więc też nie jest tak, iż zapadnie decyzja co do wyjściowego składu i koniec. Jak zawsze powtarzam - wszyscy będą musieli być gotowi, by wejść, gdy będę ich potrzebował.
Wiem, iż w tym roku szczególnie lubi pan pytania o Karola Butryna i Bartosza Kwolka. Zacznijmy od pierwszego, z którego zrezygnował pan w tym sezonie, chcąc wypróbować nowych, młodszych zawodników. Ale też mówił pan w kilku wywiadach, iż wiek nie ma aż takiego znaczenia i iż patrzy m.in. na potencjał. Czy o potencjał chodziło w tym wypadku?
Po półfinale Pucharu Polski ktoś mógłby spytać, co sobie myślałem, rezygnując z Karola, ale moja decyzja nie ogranicza się ani do tego sezonu, ani do jednego meczu. Wziąłem pod uwagę wszystko - ostatnie sezony, grę, zachowanie, podejście do różnych sytuacji i do otrzymanych szans. Myślałem też o Los Angeles - Karol będzie miał wtedy 35 lat, a trafił do kadry jako 31-latek. To dobry klubowy zawodnik, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Ale kadra to co innego - inne okoliczności, przeciwnicy. Nie mówię, iż nie mógłby sobie poradzić lub iż nie mógłby być lepszy niż obecnie, ale omówiliśmy sytuację, wziąłem pod uwagę wiele rzeczy i podjąłem taką decyzję.
Przykładowo, widzę wiele potencjału w Kewinie Sasaku. Ma już 27 lat, ale to cztery lata mniej niż Karol, do tego ma nad nim przewagę warunków fizycznych i w pewnych aspektach jest lepszy. Widzę, ile jeszcze może poprawić i chcę to sprawdzić w kadrze. Chcę też zobaczyć w różnych sytuacjach Bartosza Gomułkę i Aleksieja Nasewicza. Nie potrzebuję na to dwóch lat obserwacji, a jedynie trochę czasu, by zrozumieć kilka rzeczy. Chciałbym zaznaczyć bardzo istotną rzecz - nie ma nic osobistego w mojej decyzji.
Ktoś na poważnie to sugerował?
Nie, ale ktoś może powiedzieć, iż skoro nie ma nikogo z Zawiercia, to Nikola ma coś przeciwko Zawierciu. Oczywiście, ludzie mogą mówić co chcą i zawsze będą wyrażać przeróżne opinie. I w porządku. Ale jest dla mnie ważne, by wszyscy wiedzieli, iż odkładam na bok osobiste sympatie. Mogę kogoś lubić bardziej lub mniej, ale jeżeli robi to, co jest dobre dla drużyny, gra na wysokim poziomie i pomaga kolegom z zespołu, to nie ma dla mnie znaczenia, czy go lubię, czy nie. Niektórzy mówili, iż "Śliwa" to mój ulubieniec, ale w najważniejszym turnieju nie grał, ponieważ "Forni" był lepszy. Ważne jest dla mnie, by wszyscy zrozumieli, iż moim priorytetem jest zwycięstwo polskiej drużyny. Z kim w składzie - to mniej ważne.


Nie mówię, iż każdy wybór, którego dotychczas dokonałem, był dobry. Czy osiągnęlibyśmy lepszy wynik w Paryżu, gdybyśmy mieli w składzie jako rezerwowego Bartka Bednorza zamiast Bartka Bołądzia? Albo Bołądzia zamiast Łukasza Kaczmarka jako drugiego atakującego? Nie wiem tego, naprawdę. Ale wiem, iż moje decyzje są zawsze podyktowane wiarą w to, iż robię to, co najlepsze dla drużyny. I myślę, iż dotychczas efekty było całkiem OK.


Zawsze podkreśla pan, jak ważne jest, by zawodnicy byli gotowi, gdy ich pan potrzebuje. Dwa lata temu Bartosz Kwolek nie był. Czy dlatego tak długo, jak będzie pan trenerem reprezentacji Polski, on nie zagra w niej ponownie?
Nie chcę tu wchodzić w szczegóły, ale potrzebuję zawodników, którzy zrobią wszystko, żeby grać w reprezentacji. jeżeli masz problem z kontuzją, to daj mi znać, a postaramy się znaleźć rozwiązanie. Nigdy też nie prosiłem swoich siatkarzy, aby grali kontuzjowani. Wręcz przeciwnie - trzy lata temu Wilfredo Leon chciał wystąpić w mistrzostwach świata, ale nie był jeszcze gotowy, a ja nie chciałem ryzykować jego zdrowia, chociaż jest bardzo ważnym zawodnikiem dla naszej drużyny. "Kwolo" nie stawił się na czas na potrzebne badania lekarskie i później nie było już czasu, aby dołączył do drużyny. Jak mówiłem wcześniej, ważne jest dla mnie, aby od moich zawodników płynął przekaz: "Jeśli reprezentacja mnie potrzebuje, to jestem". I na tym chciałbym zakończyć ten temat.
To był jedyny taki przypadek odkąd został pan trenerem reprezentacji Polski?
Na szczęście tak. Poza tym zdarzało się w drugą stronę - niektórzy byli wkurzeni, iż nie znaleźli się na liście (uśmiech).
Widział pan wypowiedzi Dawida Wocha, któremu było przykro, iż mimo rozegrania najlepszego sezonu w życiu nie dostał powołania?
Sam ich nie czytałem, ale któryś z moich asystentów przekazał mi zaskoczony, iż jest dużo negatywnych komentarzy dotyczących braku powołania dla Wocha i dyskusja w mediach społecznościowych. Sądzę, iż wyjaśniłem sytuację, gdy umieściłem na liście dwóch Nowaków - 19-letniego Jakuba i 21-letniego Mateusza, którzy są wysocy i dobrze blokują. Oglądałem też oczywiście grę Wocha i nie dostrzegłem, by mógł być lepszy niż Jakub Kochanowski, Norbert Huber i "Bieniu" w Los Angeles. Ta trójka to topowi polscy środkowi i wyróżnia się na tle innych pod względem ataku. Kiedy oni są pod siatką, to gra drużyny jest mniej przewidywalna i rywale inaczej reagują. Po prostu nie widzę, by Woch mógł się poprawić na tyle, by stwarzać takie zagrożenie dla przeciwników. Nie mówię, iż nie zasłużył, by być z nami, ale chciałbym się skupić na wspomnianej trójce i przygotować ją w najlepszy możliwy sposób oraz dać młodym chłopakom szansę spróbować dotrzeć do ich poziomu, jeżeli potrafią. To jest moja koncepcja. To nic osobistego.


Wokół słów Wocha rzeczywiście zrobiło się głośno, ale on sam pana nie atakował. Wyraził tylko rozczarowanie decyzją o nieuwzględnieniu go.
I to jest świetne, podoba mi się takie podejście. Oczywiście, iż może być rozczarowany. Oczywiście, iż liczył na powołanie i chciał być w kadrze. Nie ma w tym nic złego.
Niektórzy żartowali, iż skoro wyraził publicznie niezadowolenie, to zredukował do zera szanse na powołanie.
Nie, nie, nie. Te wypowiedzi nie mają tu żadnego znaczenia i na pewno nie skreślają go. Odbieram jego rozczarowanie jako chęć i motywację i to jest świetne. Nie mówię, iż to koniec kadry dla niego, absolutnie. Jeszcze nie zgłosiliśmy choćby oficjalnie listy powołanych na ten sezon, wciąż jest możliwość dokonania zmian. Nie chcę nikomu dawać fałszywej nadziei na cokolwiek. Po prostu teraz widzę rzeczy w taki sposób, ale wszystko jest możliwe. I tyle.
Ile razy oglądał pan powtórki finału i półfinału igrzysk w Paryżu?
Finału kilka razy. Półfinału tylko raz - syn poprosił, byśmy obejrzeli go razem. Zrobiliśmy to niedawno. To było kolejne potwierdzenie, jak świetną robotę wykonaliśmy, jak niesamowity był ten mecz. Zatrzymywaliśmy wideo przy każdej akcji i analizowaliśmy nasz sposób poruszania się i rozwiązania taktyczne. Wiedzieliśmy, co zrobią Amerykanie, a mimo to i tak zdobywali punkty. To było naprawdę frustrujące. Rywale grali świetnie, ale przetrwaliśmy to i wygraliśmy. To było bardzo pouczające dla mojego 18-letniego syna.
Będąc jeszcze w Paryżu, oglądałem też chyba raz ćwierćfinał. Na początku przygotowań do tego sezonu prawdopodobnie znów obejrzę te mecze. Co prawda nie będzie z nami wielu zawodników, którzy tam grali, ale chcę przeanalizować, co możemy zrobić z niektórymi siatkarzami w przyjęciu czy obronie. Oni nie będą z nami od początku zgrupowania, więc mamy jeszcze czas, by dokładnie przeanalizować, nad czym powinniśmy więcej pracować.


W jednym z zagranicznych wywiadów z ostatnich miesięcy powiedział pan, iż wciąż próbuje analizować, co mógł zrobić lepiej podczas igrzysk. Jakieś wnioski?
Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy Marcin Janusz zagra. Musieliśmy poczekać do rozgrzewki, by zrozumieć, czy będzie w stanie. Może powinienem zadziałać tu inaczej. Bo kiedy wychodziliśmy (z szatni - red.), to zawodnicy pytali, kto zaczyna, a ja odparłem "Nie wiem, zobaczymy". Zamiast powiedzieć, iż niezależnie od wszystkiego zaczniemy z "Gregiem", a potem zobaczymy, czy Marcin zagra. Nie wiem, czy to by cokolwiek zmieniło, ale myślę, iż w tamtym momencie powinienem być bardziej pewien. choćby gdyby to nie była dobra decyzja. Myślałem jednak o tym, iż przygotowywaliśmy się przez trzy lata na to z Marcinem. Druga sprawa - jak ktoś ma problemy fizyczne, to nigdy nie czekasz dwóch setów, by go wpuścić na boisko. Musisz go wpuścić od razu, gdy jest rozgrzany. Bo inaczej ryzykujesz, iż jego stan się pogorszy. Dlatego czekałem z decyzją do ostatniej chwili. Nie wiem, czy to by coś zmieniło, ale to coś, co z perspektywy czasu zrobiłbym inaczej.
Coś jeszcze?
Powinienem był zmienić "Forniego" po tym, jak został dwa razy zablokowany przez Antoine Brizarda. Ale nie chciałem go tym dobić. Bo wyobraź sobie - zostajesz dwa razy zatrzymany w pojedynkę, a trener zaraz potem jeszcze cię ściąga z boiska. Nie chciałem tego zrobić.
Podkreślał pan zawsze, iż zależy mu na spędzaniu czasu z rodziną poza sezonem kadrowym, ale podobno brał pan pod uwagę powrót do pracy w klubie w kolejnym sezonie.
Myślałem o tym na początku. Ale po pierwsze, wszystkie kluby mają już trenerów na kolejny sezon...
Ale też niektóre kluby żegnają się z nimi już w pierwszej części sezonu.
Tak, ale nie będę do tego podchodził w ten sposób, iż będę czekał aż ktoś straci pracę. To nie jest dobra taktyka. Poza tym są też inni dobrzy trenerzy, którzy pozostają bez klubu.


Ale ogółem chciałby pan wrócić do pracy w klubie? Brakuje jej panu?
Od czasu do czasu tak. Czasem lubię ten pęd, stres i presję towarzyszące meczom oraz całą resztę. Ale też naprawdę cieszę się czasem spędzonym z rodziną. Przez długi czas go nie miałem, a teraz jest istotny etap w życiu moich synów. Są już nastolatkami i potrzebują mnie bardziej, niż kiedy byli mali. Ten wspólny czas jest też dla mnie bardzo ważny, bo jak zaczynam sezon kadrowy, to widzę bliskich raz w miesiącu.
Mieszkamy w Perugii, mój syn chodzi tam do szkoły. Gdyby więc np. zadzwoniono do mnie w przyszłym sezonie z Modeny, to prawdopodobnie byłbym tam bez rodziny. Tak więc myślę o pracy w klubie, ale jeżeli zdecydowałbym się na to teraz, prawdopodobnie byłaby to opcja, w której mógłbym być z bliskimi. Bardzo trudno przewidzieć, co przyniesie życie, ale jeżeli dane rozwiązanie nie będzie dobre dla mojej rodziny, to nie przyjmę tej oferty. Poza tym moje opcje nie są takie dobre. Jako trener reprezentacji Polski nie mogę pracować w polskich klubach i włoskich. Japonia? Oni też chyba nie chcą łączenia funkcji. Rosji nie rozważam z oczywistych powodów.
A co z Turcją? Dobre pieniądze i coraz więcej klasowych zawodników.
Nie wiem. Rozmawiałem jakiś czas temu z Andersonem, gdy okazało się, iż mój syn będzie grał i studiował w USA. Mówił, iż nie chciałbym pracować w Turcji (uśmiech). Zaznaczam - nie mam nic do tamtejszej ligi. Inwestują teraz dużo w siatkówkę, przychodzi tam wielu zawodników, więc oczywiście rozgrywki stają się silniejsze i mają coraz lepszy poziom.
W przyszłym sezonie do Turcji przeniesie się Fornal, a do Japonii Huber. PlusLigę opuścić ma też kilka innych gwiazd - m.in. Kurek, Stephen Boyer czy Luke Perry. Wiem, iż cieszy pana zmniejszenie liczby klubów, ale pewnie powrót do spadku jednej drużyny zamiast trzech, jak było teraz, oraz odejście wspomnianych graczy odbije się na poziomie rozgrywek.
Myślę, iż w następnym sezonie PlusLiga nie będzie tak mocna jak teraz. Wielkie zmiany z powodów finansowych czekają Jastrzębski Węgiel. Zawiercie będzie silniejsze lub utrzyma obecny poziom, Resovia może być mocniejsza, Zaksa i Skra będą słabsze.


Obniżenie poziomu ligi może mieć negatywny wpływ na reprezentację Polski?
Myślę, iż nie. Kadrowicze grają dobrze, a ci, którzy będą w zagranicznych ligach, są w mocnych klubach.
Idź do oryginalnego materiału