1:1 z Rakowem Częstochowa i 0:0 z Jagiellonią Białystok - to dwa ostatnie wyniki Legii Warszawa w ekstraklasie. Mimo obiecującego początku drużyna Edwarda Iordanescu nie zachwyca: w pięciu ostatnich meczach ligowych zdobyła tylko pięć punktów i zajmuje dopiero siódme miejsce w tabeli ekstraklasy.
REKLAMA
Zobacz wideo Mendy podbije Ekstraklasę? Rzeźniczak: Pytanie, czy będzie mu się w ogóle chciało?
Legioniści tracą sześć punktów do lidera, Górnika Zabrze, od którego rozegrali o jeden mecz mniej. Cracovia i Jagiellonia, które mają tyle samo spotkań co Legia, wyprzedzają ją jednak o pięć punktów. Czy warszawiacy będą w stanie osiągnąć cel na ten sezon, jakim jest odzyskanie mistrzostwa Polski? O obecnej sytuacji i pierwszych miesiącach pracy Iordanescu rozmawiamy z byłym skrzydłowym Legii - Jakubem Koseckim.
Konrad Ferszter: Jak ci się podobała Legia w meczu z Jagiellonią?
Jakub Kosecki: Zacznę od tego, iż to był rozczarowujący mecz, w którym obie drużyny się męczyły. Teraz czas na coś mało popularnego i coś wbrew statystykom: Jagiellonia podobała mi się bardziej jako drużyna. Wiem, iż Legia miała więcej sytuacji bramkowych, iż z tego powodu zasłużyła, żeby ten mecz wygrać. Ale mam wrażenie, iż wszystko, co dobre w jej grze, wynikało z indywidualnych zrywów. Jagiellonia jako zespół była bardziej zorganizowana i dobrze wiedziała co, dlaczego i jak robi. Drużyna Adriana Siemieńca grała na wyjeździe, a o mały włos znowu nie wygrała na Legii. W końcu spalony w obu sytuacjach bramkowych był naprawdę minimalny.
Słyszę po twoim głosie, iż Legia cię rozczarowała.
- No tak, bo dużo obiecywałem sobie po letnich transferach. Legia to wciąż największy klub i marka w Polsce, która chce odzyskać też sportową dominację w lidze. Na razie jednak głośne i drogie transfery nie przekładają się na budowę zespołu. W tym momencie Legia to wciąż bardziej zlepek indywidualności i moim zdaniem to było mocno widoczne w meczu z Jagiellonią. Ktoś powie, iż goście mieli szczęście, bo Juergen Elitim trafił w słupek i świetnie bronił Sławomir Abramowicz, ale to były tylko pojedyncze zrywy.
Iordanescu powtarza, iż Legia wciąż jest w trakcie budowy. W ciągu całego lata drużyna przeszła bardzo duże zmiany.
- Rozumiem argumenty trenera, ale irytuje mnie jego wieczne narzekanie. Nie wierzę w to, iż kiedy przychodził do Legii, nikt nie mówił mu o planowanych zmianach. Zresztą sam mówił o konieczności sprowadzenia nowych piłkarzy. Chciał wzmocnień i je otrzymał. Chciał zmienić kształt drużyny i otrzymał niezbędne narzędzia. Nie każdy trener w Polsce ma taki komfort. Poza tym konieczność pracy pod presją czasu, z nowymi zawodnikami, jest wpisana w pracę w największych polskich klubach. Zawsze ktoś odejdzie i trzeba go zastąpić.
W Legii zmian było jednak sporo i drużynę trzeba budować od nowa. W końcu latem odeszli ważni zawodnicy: Jan Ziółkowski, Maxi Oyedele czy Ryoya Morishita.
- Nie przesadzałbym, bo poza Morishitą z Legii nie odszedł żaden wielki lider. Oyedele ma duże papiery na granie, ale on w Warszawie był raptem parę miesięcy. Ziółkowski do niedawna też był bardziej zmiennikiem niż podstawowym piłkarzem. Marc Gual? OK, zdobywał bramki, ale i tak bardziej irytował, a Iordanescu ostatecznie postawił na inny typ napastnika. Ilja Szkurin? Nie żartujmy. To nie byli wybitni zawodnicy.
Ile czasu będzie potrzebował Iordanescu?
- To tak trudna i złożona sprawa, iż nie da się konkretnie odpowiedzieć na to pytanie. Każdy przypadek jest inny, a kiedy wymieniasz kilku graczy jednocześnie, nie możesz oczekiwać, iż wszystko od razu zacznie działać, jak trzeba. Z jednej strony pewne zachowania w piłce nożnej są uniwersalne, ale z drugiej każdy trener ma konkretny pomysł nie tylko na drużynę, ale też na poszczególnych piłkarzy. Dlatego trzeba czasu, żeby zawodnicy nauczyli się i zapamiętali, jak w konkretnej sytuacji, w danym systemie ma zachowywać się boczny obrońca, jak skrzydłowy, a jak ofensywny pomocnik. Dopiero kiedy piłkarze złapią luz, a te zachowania staną się dla nich naturalne, zaczną stawać się drużyną. Ile to potrwa? Chyba nikt tego nie wie.
W środę całą drugą połowę rozegrał Kacper Urbański. Mam wrażenie, iż jego wejście na boisko ożywiło grę Legii.
- Zdecydowanie, po samych jego ruchach i sposobie prowadzenia piłki widać było, iż to gracz z innego poziomu. Gołym okiem widać, iż on ma wielką jakość i potencjał. Ale liczymy na dużo więcej, a on też potrzebuje czasu. W ostatnich miesiącach nie grał wiele, do sezonu przygotowywał się sam. W meczu z Jagiellonią Urbański pokazał się z dobrej strony, ale na pewno to tylko niewielka część jego możliwości. Jestem przekonany, iż kiedy dojdzie do odpowiedniej dyspozycji, gwałtownie przerośnie tę ligę.
Przeciwko Jagiellonii Urbański grał na lewym skrzydle. Nie sądzisz, iż to zawodnik, który daje więcej w środku pola?
- Chyba tam czuje się najlepiej, ale mam wrażenie, iż Iordanescu ustawił go na skrzydle trochę z konieczności. Gdyby Urbański miał grać w środku pola, trener musiałby zdjąć albo kapitana Bartosza Kapustkę, albo jednego z najlepszych zawodników, czyli Elitima. Iordanescu ma tu zagwozdkę, którą będzie musiał rozwiązać po indywidualnych rozmowach z zawodnikami. Albo z kogoś zrezygnuje, albo będzie ustawiał Urbańskiego bliżej linii bocznej, gdzie nie będzie czuł się optymalnie.
Za Legią trudne mecze z Rakowem (1:1) i Jagiellonią (0:0). Oba niezłe, ale w obu bez zwycięstw.
- Po spotkaniu w Częstochowie byłem zły, bo Legia zasłużyła na zwycięstwo. Warszawiacy byli lepsi, zdominowali Raków zwłaszcza w pierwszej połowie. Wyraźnie widać, iż w drużynie Marka Papszuna coś się wypaliło. Mecz z Jagiellonią trochę mnie jednak rozczarował. Po dobrym meczu w Częstochowie w środę spodziewałem się po Legii więcej. Zwłaszcza iż grała u siebie.
Legia nie wygrała w Częstochowie m.in. po kontrowersyjnej decyzji sędziego, który podyktował rzut karny za zagranie ręką Petara Stojanovicia.
- Według mnie to była skandaliczna decyzja arbitra. Byłem zdegustowany, iż w dobie VAR sędziowie dyktują takie rzuty karne. Nie rozumiem tłumaczeń sędziego, w ogóle nie trafiają do mnie jego argumenty. Przecież w tak dynamicznej sytuacji, kiedy Stojanović skakał do pojedynku, wystarczy minimalny kontakt, by stracił równowagę. Jak w ogóle można mówić o przewinieniu ze strony legionisty? Nie rozumiem, po co nam VAR, skoro nie korzystamy z niego we adekwatny sposób.
Iordanescu prowadzi Legię od ponad trzech miesięcy. Widzisz postęp w tej drużynie?
- Nie będę oceniał trenera po takim czasie, to byłoby nie w porządku. Porozmawiamy o tym za kilka tygodni, gdy pierwsze poważne efekty jego pracy powinny być widoczne. Ale to, co rzuca mi się w oczy, to brak skrzydłowych, których pokochaliby kibice. Szybkich, z dobrą techniką i wykończeniem akcji. Gra Legii często jest prosta i opiera się właśnie na skrzydłach. A zawodnicy na tej pozycji wybierają najprostsze rozwiązania: albo wycofują piłkę na 16. metr, albo posyłają kolejne przeciętne dośrodkowania. Ani Wahan Biczachczjan, ani tym bardziej Stojanović, który miał przecież rywalizować z Pawłem Wszołkiem na prawej obronie, nie są dla mnie skrzydłowymi godnymi Legii. Może okaże się nim Noah Weisshaupt, ale on też jeszcze nie pokazał jakości z Bundesligi. Zakładam, iż zagraniczni piłkarze potrzebują choćby pół roku, żeby zacząć grać na miarę talentu i oczekiwań kibiców.
Czasu potrzebuje Iordanescu, czasu potrzebują nowi piłkarze Legii. A przecież jej kibice nie należą do najbardziej cierpliwych.
- Rozumiem to zwłaszcza teraz, kiedy na mistrzostwo Polski czekają już ponad cztery lata. Legia to największy klub w Polsce i kibice oczekują sukcesów. Chcą, żeby Legia znowu zdobywała dublety, a nie tylko Puchary Polski. Ale na zbudowanie drużyny nie ma innej recepty jak tylko czas. W tej chwili fani nie mają innego wyboru: muszą zaufać nie tylko Iordanescu i jego piłkarzom, ale też dyrektorowi sportowemu, który wziął na siebie odpowiedzialność za ten projekt. Odpowiedzi na najważniejsze pytania przyjdą niedługo.
Dużo mówisz o potrzebnym czasie, ale przecież Legia go nie ma. W niedzielę mecz z Pogonią Szczecin, tydzień później wyjazd do lidera - Górnika Zabrze. Już dzisiaj Legia traci do niego siedem punktów, do Cracovii i Korony po sześć, do Wisły Płock i Jagiellonii pięć, a przed nią w tabeli jest przecież też m.in. Lech Poznań.
- W tym momencie sezonu strata pięciu czy sześciu punktów to żadna strata. Spokojnie można powiedzieć, iż Legia jest zależna tylko od siebie, swojej gry i liczby zdobywanych punktów. Nikt przy Łazienkowskiej nie musi patrzeć na rywali i przejmować się ich rezultatami. Sporo mogą jednak zmienić najbliższe spotkania. Zwłaszcza jeżeli Legia nie zacznie wygrywać.
Wierzysz, iż Legia w tym sezonie odzyska mistrzostwo Polski?
- Bardzo bym tego chciał, ale czuję, iż to się nie wydarzy. Pewnie podpadnę tym kibicom i mam nadzieję, iż za kilka miesięcy będą mi przypominać tę wypowiedź, ale według mnie Lech czy Jagiellonia to zespoły lepiej poukładane i mocniejsze od Legii. Legia ma dzisiaj ciekawych piłkarzy i spory potencjał, ale nie ma jeszcze drużyny. Czuję, iż Iordanescu nie zdąży poukładać zespołu we właściwym czasie. Według mnie większe szanse Legia będzie miała w kolejnym sezonie, o ile oczywiście latem nie przejdzie kolejnej kadrowej rewolucji.