Sasak już w meczu z Japonią wyglądał bardzo dobrze i grał ze sporą pewnością siebie. Zdobył 15 punktów i miał 63 procent skończonych piłek w ataku. Wydawało się, iż już wszedł na swój najwyższy poziom. Ale Brazylijczykom pokazał swoją jeszcze lepszą wersję.
REKLAMA
Zobacz wideo "Nie dostał pracy za nazwisko". Syn Czesława Michniewicza poszedł w ślady ojca
Sasak został bohaterem Polaków. Wyjaśnił, jak udało mu się wejść na taki poziom
Mogliśmy się martwić, co będzie, jeżeli w jednym sezonie reprezentacyjnym od samego początku problemy z urazem ma Bartosz Kurek, który nie zagrał w Lidze Narodów i może wrócić dopiero na mistrzostwa świata, a przerwę od kadry ma jego dotychczasowy zastępca, czyli Łukasz Kaczmarek. Niektórzy pewnie kręcili głową, widząc, iż Kewinowi Sasakowi nie szło w turnieju LN w Chicago. Ale na finały rozgrywek w Ningbo dostaliśmy już kompletnego atakującego, za pomocą którego nie widać, iż w polskim zespole kogoś brakuje. "W maju Kewin Sasak dopiero przedstawiał się światu, a teraz trudno sobie wyobrazić, żeby nie pojechał na wrześniowe MŚ" - pisał po półfinale dziennikarz Sport.pl, Łukasz Jachimiak.
A swój sekret Sasak tłumaczy rozbrajająco. Bo w prostych, wręcz banalnych słowach. - Starałem się dzisiaj zachować spokój. Nie skupiałem się na tym, jaka jest ranga tego meczu. Chciałem zagrać podobne spotkanie i na tym samym poziomie jak poprzednie. Skupiałem się na spotkaniu akcja po akcji i myślę, iż to było najważniejsze - wskazuje zawodnik w wypowiedzi przesłanej dziennikarzom przez Polski Związek Piłki Siatkowej.
Sasak zdradza także, co po meczu siatkarzom mówił trener Nikola Grbić. - Tak naprawdę nie było to nic nowego. Myślę, iż trener zwrócił uwagę na to, iż to nie pozostało cel ostateczny. Fajnie, iż wygraliśmy i można się chwilę pocieszyć, ale od jutra zaczynamy misję finał. Myślę, iż wyłącznie to mamy w głowie - przekonuje atakujący.
Polacy już myślą o finale. Szansa na trzeci triumf w historii
Ale to nie tak, iż gra Polaków przez cały mecz wyglądała znakomicie. Była nierówna i nerwowa. Na szczęście jeszcze więcej problemów mieli Brazylijczycy. - Początkowo było trochę nerwowo, ale myślę, iż te nerwy były bardziej gdzieś po stronie Brazylijczyków, bo pierwszy ich atakujący, który w ćwierćfinale zagrał naprawdę bardzo dobre spotkanie, tutaj za bardzo nie rozwinął skrzydeł. gwałtownie został zdjęty z boiska, to nam pomogło, ale generalnie chyba nie rozwinęli się Brazylijczycy. A to, tak myślę, jest skutkiem naszej dobrej gry - opisuje Kamil Semeniuk.
- Wytrzymaliśmy trudne momenty w tym spotkaniu, bo było ich kilka. Nie daliśmy się złapać w serii na zagrywce, bo też zdawaliśmy sobie sprawę, iż Brazylia jest mocna w tym elemencie. I potrafi mecze rozstrzygać przez zagrywkę, ale ona w tym spotkaniu im nie pomogła - dodaje przyjmujący. - Cieszymy się bardzo, iż wygraliśmy bez straty seta kolejne spotkanie w Chinach, ale po tym, jak wyjdziemy już z szatni, każdy z nas będzie myślami przy jutrzejszym finale - zaznacza Semeniuk, który w sobotę zdobył sześć punktów, zmieniając Wilfredo Leona od połowy drugiego seta.
- Bardzo cieszy nas, iż gdzieś tam głowa nie odleciała nam od tych 20 punktów w każdym secie. Tylko dotrwaliśmy i Brazylia ma zero, a my trzy - mówi Jakub Nowak. - Dochodzimy do finału, którego tak bardzo pragnęliśmy. Jutro trzeba będzie się zmierzyć z Włochami i wyrównać warunki z Chicago, kiedy przegraliśmy - wskazuje środkowy.
W fazie interkontynentalnej przeciwko drużynie Ferdinando de Giorgiego, w drugim turnieju we wspomnianym przez Nowaka Chicago, Polacy przegrali po tie-breaku. Jednak wtedy to polski skład był dość eksperymentalny, a włoski wręcz najsilniejszy. Oby w Ningbo w niedzielnym finale wynik był jednak korzystny dla polskiej kadry. Siatkarze Nikoli Grbicia powalczą o drugi triumf w Lidze Narodów, po zwycięstwie z 2023 roku z Gdańska. Wygrywali te rozgrywki także jeszcze pod nazwą Ligi Światowej, w 2012 roku. Tylko raz, cztery lata temu przegrali finał.
Spotkanie Polaków z Włochami zaplanowano na godzinę 13:00 czasu polskiego. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.