Niedziela gorsza od soboty. Polscy skoczkowie nie zachwycili

2 tygodni temu

Niedziela to tradycyjnie dzień wolny. I połowa polskich skoczków najwidoczniej uznała, iż warto z tego skorzystać, odpuszczając sobie drugą serię. W tej wystąpili bowiem tylko Dawid Kubacki, Kacper Tomasiak i Kamil Stoch. Dzisiejszy konkurs zapisujemy więc po stronie minusów, bo Biało-Czerwonym skakanie wyszło gorzej, niż miało to miejsce wczoraj.

Spis treści

  1. Polscy skoczkowie bez błysku. Poza Stochem
  2. Kamil wyżej niż wczoraj, ale szału nie ma
  3. Ryoyu jak Ahonen

Polscy skoczkowie bez błysku. Poza Stochem

Poprawa była pod kątem kwalifikacji – dziś weszli wszyscy, wczoraj nie udało się to Aleksandrowi Zniszczołowi. Ale ten wszedł… tylko po to, by zająć ostatnie, 50. miejsce, po fatalnym skoku. Potem w rozmowie z dziennikarzami tłumaczył się tym, iż niedługo przed skokiem zauważył w swoim kombinezonie dziurę.

Cztery numery przede mną poleciałem na dół i zapytałem, czy mogę skoczyć z taką dziurą. Kontroler przesłał zdjęcie Mathiasowi Hafele i dostałem zgodę, natomiast głową byłem w zupełnie innym miejscu. To bardzo stresująca sytuacja. Złapanie żółtej kartki oznacza ryzyko wykluczenia w dalszej części sezonu. Lepiej tego uniknąć – mówił skijumping.pl.

Cóż, Olek na pewno początku sezonu do udanych zaliczyć nie może, a standardowo warto tu przypomnieć, iż to Zniszczoł w dużej mierze lobbował za zmianą trenera pod koniec poprzedniego sezonu. Na razie nie wygląda, żeby się opłaciło.

Na pewno ta zmiana nie opłaciła się Pawłowi Wąskowi. Wczoraj nasz najlepszy skoczek poprzedniego sezonu wszedł do drugiej serii rzutem na taśmę i ostatecznie skończył zawody na 28. miejscu. Dziś taśma okazała się mocniejsza od Pawła – jego 125,5 metra wystarczyło na 36. miejsce. O jedną lokatę wyżej skończył zawody z kolei Piotr Żyła, który wczoraj skakał całkiem solidnie, a dziś sprawę zawalił. I wyszło, iż aż trójka Polaków pożegnała się z konkursem przed drugą serią.

Weszli do niej jednak dwaj najlepiej spisujący się jak na razie polscy zawodnicy – Kamil Stoch i Kacper Tomasiak – a towarzyszył im do tego Dawid Kubacki. Młody Tomasiak skoczył naprawdę solidne 130,5 metra, choć wyglądało to trochę tak, jakby w ostatniej fazie lotu nieco się przestraszył tego, gdzie może dolecieć, więc ostatecznie dało mu to 19. miejsce. Kubacki był niżej, bo 26. (128 metrów), natomiast zaszalał Kamil Stoch, który przypomniał wszystkim, iż polatać potrafi.

Wspaniały skok Kamila Stocha.

Po prostu WSPANIAŁY! #skijumpingfamily #Lillehammer pic.twitter.com/zvag9U9Gy4

— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) November 23, 2025

Polak huknął bowiem świetne 138,5 metra. Owszem, dało mu to tylko 8. miejsce, ale to był skok jak z dawnych lat, taki, który sprawił Kamilowi wielką radość. A o to chodzi – by Stoch w ostatnim sezonie skakał daleko i się tym wszystkim cieszył.

Niestety, tej euforii zabrakło nieco w drugiej serii.

Kamil wyżej niż wczoraj, ale szału nie ma

Kacper Tomasiak zepsuł skok w trudnych warunkach w drugiej serii. Nie było to co prawda zepsucie absolutne, po prostu skoczył stosunkowo słabo – 123,5 metra, przez co spadł na 22. miejsce. Ale dla niego liczą się kolejne doświadczenia i dopisywane do klasyfikacji generalnej punkty. O dwie lokaty wyżej skończył Dawid Kubacki, który na początku sezonu może przesadnie nie zachwyca, ale punktuje i skacze solidnie – zresztą znowu okazało się, iż najlepsze skoki oddał w drugiej serii konkursu.

I spoko, i dobrze, każde punkciki, każda regularność jest dla Polaków – zwłaszcza po poprzednim sezonie – ważna.

Ale najbardziej regularny jest na razie Kamil Stoch. Choć akurat jemu skok w drugiej serii też niespecjalnie wyszedł. Skoczył bowiem dokładnie tam, gdzie Tomasiak i po swoim lądowaniu był 5. Na górze zostawało jeszcze siedmiu skoczków i niestety, żaden nie wylądował za Stochem. A to oznaczało, iż Kamil poprawi się w stosunku do wczoraj – o jedną pozycję – ale nie wejdzie do TOP 10. A na tę dyszkę w konkursie Pucharu Świata trochę już czeka.

Konkretnie – od przedostatniego konkursu sezonu 2022/23. W kolejnych dwóch zimach kilkukrotnie był 11., ale do najlepszej „10” nie wskoczył. I przez cały czas brakuje mu czegoś – niewiele, ale jednak – by tam powrócić. Pozostaje jednak trzymać kciuki, by dobra forma z Lillehammer przeniosła się w przypadku Kamila i na Falun, gdzie konkursy już w ten wtorek i środę – w dodatku jeden na skoczni normalnej, a drugi na dużej. W Szwecji może więc być ciekawie.

I oby to „ciekawie” było też udziałem Stocha oraz reszty Polaków.

Ryoyu jak Ahonen

Konkurs ostatecznie wygrał Ryoyu Kobayashi, przed Domenem Prevcem i Felixem Hoffmannem. Dla tego ostatniego to pierwsze podium w karierze, a dla Kobayashiego – 36. zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata. A to oznacza, iż zrównał się pod tym względem z Janne Ahonenem. Ryoyu to już legenda tego sportu, najlepszy Japończyk w historii na skoczni, a przecież nie powiedział ostatniego słowa i swoje z pewnością jeszcze wyskacze.

Dziś zawiedli nieco Austriacy, którzy wczoraj zajęli całe podium. Co prawda wszyscy byli w dyszce, ale Stefan Kraft 5., Daniel Tschofenig 7., a Jan Hoerl 8. I fakt, iż żaden z nich nie znalazł się na pudle, mógł nieco zaskoczyć. Przy okazji efektem takiego stanu rzeczy jest to, iż nowym liderem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata został Kobayashi.

「ヤンネ・アホネン、次の大会で君に勝つよ!」

Tak może dziś powiedzieć Ryoyu Kobayashi, który zrównał się w liczbie zwycięstw w PŚ z Janne Ahonenem 36. triumf i 71. podium!#Lillehammer #skijumpingfamily @Skijumpingpl pic.twitter.com/xFirz9yiGu

— Adam Bucholz (@Bucholz_Adam) November 23, 2025

Z drugiej strony wiele dalibyśmy, żeby i nasi skoczkowie mieli właśnie takie problemy…

Fot. Newspix

Czytaj również na Weszło:

  • Kamil Stoch pokazał, iż trzeba się z nim liczyć
  • Trener mentalny gwiazd: Relacja Świątek z Abramowicz jest specyficzna
  • Paweł Wąsek: Norwegowie? Nie mam zamiaru obrażać się całe życie [WYWIAD]
Idź do oryginalnego materiału