Niespodziewane słowa Szczęsnego nt. byłego klubu. Będzie o tym głośno

2 tygodni temu
Osiem lat temu Wojciech Szczęsny opuścił Arsenal, w którym przebił się na dobre do seniorskiego futbolu. Czy polski bramkarz żywi dalej ciepłe uczucia względem "Kanonierów" i życzy im wygranych? - Bycie kibicem Arsenalu to ciągłe cierpienie - podkreślił w ostatniej rozmowie z ESPN.
Osiem lat w klubie, 181 rozegranych spotkań, 194 wpuszczone bramki, 72 czyste konta, wygrane dwa Puchary Anglii i jedna Tarcza Wspólnoty - to osiągnięcia Wojciecha Szczęsnego w Arsenalu. To właśnie "Kanonierzy" byli pierwszym wielkim klubem w karierze polskiego bramkarza. Po zakończeniu przygody w Arsenalu grał w AS Romie, Juventusie i w tej chwili w FC Barcelonie.


REKLAMA


Zobacz wideo W jakim klubie zagra w nowym sezonie Jakub Kiwior? Żelazny: Ten klub już jest dla niego za mały


Wojciech Szczęsny ciągle ogląda mecze Arsenalu
Szczęsny nigdy nie ukrywał, iż od małego był fanem Arsenalu, więc gra dla tego klubu była dla niego spełnieniem marzeń. W najnowszym wywiadzie dla ESPN zdradził, czy dalej śledzi to, co się dzieje w klubie z Emirates Stadium.
- Bycie kibicem Arsenalu to ciągłe cierpienie, ale to cierpienie, które kocham. Staram się oglądać ich mecze i konferencje prasowe Artety [trener Arsenalu - przyp. red.]. Jestem jednym z tych szalonych kibiców Arsenalu. Kibicuję im, ale mam nadzieję, iż nie wygrają Ligi Mistrzów w tym sezonie - powiedział były reprezentant Polski.
Zobacz też: Tak wygląda tabela I ligi. Oni są już jedną nogą w Ekstraklasie
W ostatnim zdaniu Wojciech Szczęsny odniósł się do tego, iż jeżeli Arsenal wygra Ligę Mistrzów, to po to trofeum nie sięgnie FC Barcelona. Obie ekipy w tej chwili są w półfinale tych rozgrywek. "Kanonierów" czeka dwumecz z PSG, a Katalończyków z Interem Mediolan.


Za to w sobotni wieczór polski bramkarz będzie miał szansę na drugie trofeum z FC Barceloną. W styczniu sięgnął po Superpuchar Hiszpanii, a w tej chwili może po Puchar Króla. Finałowe spotkanie z Realem Madryt rozpocznie się o godz. 22:00. Relacja na Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.
Idź do oryginalnego materiału