Aż 41 punktów polscy siatkarze oddali Irańczykom po błędach własnych w meczu Ligi Narodów sprzed trzech lat. Czyli tak naprawdę kilka brakowało, by sprezentowali rywalom dwa sety. Mateusz Bieniek mówił wtedy o zimnym prysznicu. Teraz środkowy będzie mógł co najwyżej dopingować kolegów z kadry z trybun. Ale wydaje się, iż ci w środowy wieczór nie powinni mieć aż tak wielkich problemów z tym przeciwnikiem jak poprzednio w Ergo Arenie.
REKLAMA
Zobacz wideo Sport Zbliża się nowy sezon PlusLigi. Prezes Artur Popko zapowiada
Bolesne falstarty. Polacy rozbici. Od 2:2 do 2:12 w tie-breaku!
W historii rywalizacji Polaków i Irańczyków nieraz mocno iskrzyło na parkiecie. Pamiętne były m.in. wymiany "uprzejmości" pod siatką między Michałem Kubiakiem i Saeidem Maroufem, ale i inni zawodnicy czasem się do tego włączali. Poza utarczkami często były to też długie i bardzo zacięte mecze. Wystarczy przypomnieć choćby dwuipółgodzinny pojedynek na otwarcie rywalizacji w igrzyskach w Tokio, który Biało-Czerwoni przegrali 2:3, a w tie-breaku na przewagi 21:23. Wtedy zaliczyli bolesny falstart olimpijski pod okiem trenera Vitala Heynena, a rok później - już pod wodzą Nikoli Grbicia - od przegranego pięciosetowego pojedynku z Persami zaczęli występ w Gdańsku.
- Czasami zimny prysznic się przydaje - mówił przed kamerą Polsatu Sport wtedy Bieniek, jeden z najjaśniejszych punktów w polskiej ekipie.
On zdobył wówczas 17 punktów, tyle samo dołożył Bartosz Bednorz, a kapitan Bartosz Kurek 23. Tylko na kilka się to zdało, bo gospodarze na potęgę też powiększali dorobek punktowy rywali. W samym pierwszym secie zepsuli aż sześć zagrywek, a liczba błędów rosła w zawrotnym tempie, by na koniec przekroczyć granicę 40.
Polacy do tie-breaka doprowadzili po wygraniu seta na przewagi 27:25. Wcześniejsze partie też były dość wyrównane - wszystkie trzy skończyły się różnicą maksymalnie czterech "oczek". Ale tie-break był popisem zwłaszcza Amina Esmaeilnezhada oraz obrazem wielkiej niemocy Biało-Czerwonych. Od stanu 2:2 ci ostatni stracili aż 10 punktów z rzędu, a spory udział miały w tym zagrywki irańskiego atakującego. Ostatecznie rozstrzygająca partia zakończyła się zwycięstwem przyjezdnych 15:7.
Grbić miał dość. "Niczego nie rozumieją"
Był to pierwszy mecz o stawkę dla Grbicia przed polską publicznością w roli trenera Biało-Czerwonych. Występ jego drużyny z pewnością nie wprowadził go w dobry humor, ale jak się potem okazało, to nie zawodnicy wywołali tamtego wieczora w nim największą złość. Serb nie krył wzburzenia w pomeczowej rozmowie z dziennikarzami, co opisał wówczas dziennikarz Sport.pl Jakub Balcerski.
Znany wśród przedstawicieli mediów z długich i wyczerpujących wypowiedzi szkoleniowiec w pewnym momencie pokazał wtedy środkowy palec. Ale ten gest nie był skierowany do stojących przez nim osób. Grbić odniósł się w ten ekspresyjny sposób do przekazanej nieco wcześniej decyzji działaczy Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej (FIVB). Ci postanowili wprowadzić od turnieju finałowego LN wywiady na boisku z trenerami po drugim secie.
- Mamy przerwę między drugim a trzecim setem i w niej zaledwie kilka minut, żeby porozmawiać z naszymi zespołami o tym, co dzieje się na boisku. Weźmy mecz z Iranem. Było 1:1 i zaczęliśmy mieć poważne kłopoty. Chciałem zobaczyć, jakie zmiany zrobić, na której pozycji i co: w Bolonii w tej sytuacji wezwą mnie na ściankę? Co mam im tam powiedzieć? "Iran gra naprawdę dobrze"? - denerwował się mistrz olimpijski z Sydney.
Dodał, iż to kopiowanie pomysłów UEFA czy władz ligi NBA. - Mam tego dość. Potrzeby adaptowania się do każdego pomysłu kogoś, kto nie miał nic wspólnego z siatkówką i teraz będzie nam wszystko zmieniał - kontynuował Grbić.
Wskazywał też wtedy na inne pomysły działaczy FIVB, które jego zdaniem wprowadzały chaos. Chodziło m.in. o zmiany dotyczące lokalizacji trenera w stosunku do jego asystentów i sposobu sygnalizowania chęci skorzystania z challenge'u. Legendarny siatkarz miał też duże zastrzeżenia do sposobu zatwierdzenia decyzji o wspomnianych wywiadach w trakcie meczów.
- Rozmawiali o tym z komisją trenerów? Wspaniale, szkoda, iż nie zapytali o zdanie wielu prowadzących najlepsze zespoły na świecie. Z tego, co wiem, to wielu z nich jest wściekłych. To bardzo sztuczny ruch, kolejny wprowadzony przez działaczy, którzy niczego nie rozumieją. Nikt nie umie przemówić im do rozsądku - podsumował wtedy zdenerwowany Grbić.
Po tamtym meczu w Ergo Arenie Polacy czekali zaledwie nieco ponad dwa tygodnie na kolejne spotkanie z Irańczykami. W ćwierćfinale turnieju finałowego LN w Bolonii pokonali ich 3:2. W tym sezonie zmierzą się z tymi rywalami dwukrotnie w znacznie krótszym odstępie czasu. W sobotę pokonali ich w meczu towarzyskim w Olsztynie (3:0, ale potem rozegrano dodatkowego seta, którego wygrali Persowie), a cztery dni później zagrają już o stawkę, na początku trzeciego w tym roku turnieju fazy interkontynentalnej LN. Środowy pojedynek w Gdańsku rozpocznie się o godz. 20.