Tuż przed meczem z Holendrami siedzący na krzesełku przy boisku Nikola Grbić ziewnął. prawdopodobnie ze zmęczenia. Ale gdyby uznać, iż to miałaby być zapowiedź jednostronnego spotkania, to okazała się ona błędna. Bo na nudę szkoleniowiec zdecydowanie nie mógł potem narzekać. Bardziej potwierdziły się słowa, które wypowiedział po poniedziałkowym zwycięstwie 3:0 nad Katarem. Bo rywale dobitnie pokazali Biało-Czerwonym, bezsprzecznemu faworytowi, iż wakacje w tym turnieju już się skończyły.
REKLAMA
Zobacz wideo "Celem chłopaków jest złoto". Mateusz Bieniek o mistrzostwach świata siatkarzy
Wymowna reakcja Grbicia. Od razu ruszył do sędziego
Przez większość pierwszego seta Grbić zachowywał spokój. Ale pod koniec, gdy jego zespół przegrywał kilkoma punktami, a rozgrywający Marcin Komenda ratował piłkę lecącą poza boiskiem, to już choćby nie patrzył na parkiet. A potem stopniowo zaczynała się u niego pojawiać frustracja wynikająca z problemów Polaków ze skończeniem akcji, ale też z decyzji sędziowskich. Podczas jednej z wymian selekcjoner krzyknął coś do oficjeli siedzących przy stoliku sędziowskim, a chwilę potem ruszył z Bartoszem Kurkiem do arbitra, by zaprotestować po jednej z decyzji. Kapitan Polaków też nieraz wymownie kręcił głową. Bo Biało-Czerwoni cierpieli prawdziwe katusze.
- Nie ma takiej opcji. Nie ma takiej opcji - mówił przed meczem z uśmiechem przyjmujący Bennie Tuinstra, odpowiadając na moje pytanie o to, jak zatrzymać Wilfredo Leona, z którym grał w minionym sezonie w Bogdance LUK Lublin.
Okazało się jednak, iż przyjmujący reprezentacji Polski nie miał najlepszego dnia i już w drugim secie w jego miejsce pojawił się Kamil Semeniuk. Ale i jemu przytrafiały się na początku błędy. A prezentujący się ostatnio słabiej Holender teraz błyszczał i niemiłosiernie obijał ręce blokujących rywali. Po jednej z takich akcji brawo bił mu choćby sam Grbić.
- Musimy dać z siebie 100 procent albo choćby więcej, by wygrać choćby seta z Polską - przyznał Tuinstra przed spotkaniem. A tymczasem razem z kolegami mógł fetować zapisanie go na swoim koncie już po premierowej odsłonie. A Polacy byli przytłoczeni, mimo stuprocentowej skuteczności w ataku środkowego Norberta Hubera. Rywale świetnie rozmontowywali ich potężną zagrywką. W pewnym momencie Komenda przebiegł aż pod przeciwległą trybunę, by próbować sięgnąć piłkę, ale nic z tego nie wyszło.
Ci, którym wydawało się, iż pod nieobecność Nimira Abdela-Aziza ekipa "Pomarańczowych" nie będzie miała nic do powiedzenia, mogli zobaczyć, jak bardzo się mylili. W drugim secie Grbić znów rozkładał bezradny ręce, ale w końcówce odpowiedzialność wziął na siebie Kurek. I w dużym stopniu dzięki niemu po chwili był remis.
Niepokojące chwile podczas meczu Polska - Holandia
Ale poza ulgą polscy kibice mogli się też przed trzecią partią nieco zaniepokoić. Bo podczas przerwy kadrowy fizjoterapeuta cały czas masował prawą łydkę Komendy. Rozgrywający Bogdanki od kilku tygodni gra niemal cały czas, a podczas MŚ w Manili miał tylko chwilę wytchnienia, bo ostatnio kłopoty zdrowotne wyłączyły z gry jego zmiennika - Jana Firleja. Na szczęście, Komenda dograł spotkanie do końca, a wicemistrzowie olimpijscy z Paryża przetrwali kolejny napór Holendrów.
Bo ten nastąpił. W czwartym secie Kurek biegł za piłką aż w trybuny, a w końcówce Grbić miał zastrzeżenia do Fornala, gdy przewaga Polaków stopniała do jednego "oczka". Trudno się więc dziwić, iż gdy w ostatniej akcji jeden z rywali posłał w ataku piłkę na aut, to Kurek krzyknął, wyrzucając z siebie emocje, a kibicom spadł kamień z serca. Tuż po spotkaniu Grbić dłużej przemawiał do zespołu. Czy padło wtedy kilka mocniejszych słów? Nie wiemy. Ale oczywistym jest, iż w fazie pucharowej poprzeczka powędruje jeszcze wyżej.
Po raz pierwszy w tym turnieju Polacy napotkali aż tak duży opór ze strony rywala. Nie zmieniła się zaś zbytnio sytuacja na trybunach. Być może fanów było nieco więcej, ale nie była to znacząca różnica. I dlatego tym bardziej dało się odczuć, gdy organizatorzy włączyli jeszcze dodatkowo chłodny nawiew przed pierwszą akcją. Sięganie po bluzy czy inne nakrycia było normą. W trakcie trzeciego seta zaś widzów trochę przybyło, ale nie była to raczej zasługa zaciętego meczu z udziałem Biało-Czerwonych. Bardziej prawdopodobne wydaje się, iż zaczęli się gromadzić chętni do obejrzenia zaplanowanego na koniec dnia pojedynku w tej hali Japonia - Libia (bilety obowiązują na dwa spotkania), by pożegnać uwielbianych Azjatów, którzy niespodziewanie zostali wyeliminowani już na pierwszym etapie rywalizacji.
Teraz przed Polakami dwa dni przerwy i przeprowadzka do nowego hotelu. Związane jest to też z przenosinami do innej hali. Biało-Czerwoni bowiem na fazę pucharową zmieniają obiekt w stolicy Filipin - teraz będą grać w Mall of Asia. W sobotę w 1/8 finału zmierzą się z Kanadą.