Oto największa tajemnica polskiego tenisa. Świątek dała dowód

15 godzin temu
Zwyciężając w Wimbledonie, Iga Świątek dopisała się do listy polskich sukcesów w turnieju wielkoszlemowym w Londynie. Listy trudnej do wytłumaczenia, bo tenisiści nie mają zbyt wielu kortów trawiastych w naszym kraju, a mimo to właśnie w Wimbledonie od lat osiągają najlepsze wyniki. Jan Zieliński tłumaczy: - Ciężko to kupić za pieniądze.
Iga Świątek wygrała Wimbledon, jeden z najbardziej prestiżowych turniejów tenisowych na świecie. To jej pierwszy tytuł wielkoszlemowy w Londynie, a łącznie szósty w karierze po czterech zdobytych w Paryżu (2020, 2022, 2023, 2024) oraz jednym w Nowym Jorku (2022). Nasza tenisistka udowodniła, iż może być najlepsza na wszystkich kortach - ziemnych, twardych i trawiastych. Jej sukces to potwierdzenie fantastycznych występów polskich zawodników na londyńskich trawnikach.


REKLAMA


Zobacz wideo To dlatego Świątek wygrała Wimbledon! Spełniła marzenie, o którym nam opowiadała


Nie tylko Świątek
Wimbledon od lat jest pełen świetnych osiągnięć Polaków. To tam Agnieszka Radwańska dochodziła do finału w 2012 roku, przegrywając po zaciętym trzysetowym pojedynku z Sereną Williams. To tam Jerzy Janowicz meldował się sezon później w półfinale, zatrzymany dopiero przed Andy’ego Murraya, późniejszego zwycięzcę całej imprezy. Janowicz w ćwierćfinale mierzył się wtedy z Łukaszem Kubotem, co było rzeczą bez precedensu - nigdy wcześniej dwaj tenisiści z Polski nie mieli okazji rywalizować na tak wysokim poziomie rozgrywek. To w Londynie cztery lata temu Hubert Hurkacz zadziwił świat, pokonując m.in. Rogera Federera oraz Daniła Miedwiediewa i awansując do fazy półfinałowej.
Czytaj także: Zwrot akcji w bramce Barcelony
Co dodatkowo łączy te wspaniałe rezultaty Radwańskiej, Janowicza, Kubota i Hurkacza? Że nigdzie indziej nie zachodzili dalej w turnieju wielkoszlemowym aniżeli we wspomnianym starcie w Wimbledonie. To w ostatnich dniach znów znalazło potwierdzenie, gdy Kamil Majchrzak zawędrował w Londynie pierwszy raz w karierze do czwartej rundy wielkoszlemowej. Wspomniany Kubot wygrywał ten turniej w deblu osiem lat temu w parze z Brazylijczykiem Marcelo Melo, a rok temu Jan Zieliński w mikście u obok Tajwanki Hsieh Su-wei.


Także w rywalizacji juniorskiej mogliśmy się cieszyć przed laty m.in. z wygranej Agnieszki Radwańskiej w 2005, jej siostry Urszuli w 2007, Igi Świątek w 2018 czy ostatnio Alana Ważnego w deblu w parze z Oskarem Paldaniusem z Finlandii. To wszystko sprawia, iż choć Świątek zdominowała Roland Garros w sposób bezprecedensowy, a Magda Linette czy Magdalena Fręch najdalej zachodziły w Australian Open, to z perspektywy liczby sukcesów najbardziej szczególny pozostaje dla nas właśnie Wimbledon.


Sztuka adaptacji
Dlaczego tak się dzieje? Tym bardziej jest to zastanawiające, iż w Polsce nie ma zbyt wielu kortów trawiastych, nie realizowane są żadne większe zawody na tej nawierzchni. Wielu naszych tenisistów trenuje przed Wimbledonem w innych krajach, Świątek ćwiczyła w czerwcu na Majorce. - Ale który kraj ma wiele kortów trawiastych? - pyta słusznie dziennikarz "Tenisklubu" Artur Rolak, który w tym roku po raz 32. przyjechał na londyński turniej wielkoszlemowy. Rzeczywiście jest tak, iż imprezy zawodowe na trawie realizowane są głównie w Wielkiej Brytanii, Holandii oraz w Niemczech.
Rolak dodaje: - Powiem przekornie na podstawie Agnieszki Radwańskiej: nikt nie lubi grać na trawie, ale nasi tenisiści najmniej nie lubią. A szukając przyczyn, to może dlatego potrafią się odnaleźć w Wimbledonie, iż od dziecka muszą się adoptować do przeróżnych warunków. Infrastruktura tenisowa poprawia się w naszym kraju, ale jednak w dalszym ciągu odbiega od tego, co widzimy np. w Hiszpanii, Niemczech, Francji czy we Włoszech. Polacy często muszą kombinować, gdzie trenować, z kim. To sprawia, iż mają większe zdolności adaptacyjne do często zmieniających się kortów treningowych. Być może to potem zostaje w ich sportowych genach.
Podobnie patrzy na to Jan Zieliński, który niedawno rozmawiał ze Sport.pl. Zdaniem naszego deblisty większość polskich sukcesów bierze się z zawziętości i w przypadku Wimbledonu jest podobnie. - Wiemy, iż nigdy nie będzie nam nic dane. Wszystko musimy sobie sami wyszarpać. W młodszych latach musieliśmy ciężko pracować, czasami w mało wygodnych warunkach, gdy nie mieliśmy dostępu do wielkich ośrodków, jak np. w Wielkiej Brytanii, USA czy we Włoszech.


Zieliński kontynuuje: - Do tego po prostu nie było takich zasobów, jakie mają największe federacje. To nic osobistego do Polskiego Związku Tenisowego, bo robi wszystko, co może, by nam pomagać, wielkie ukłony w ich kierunku. Ale po prostu nie jesteśmy w stanie rywalizować na budżety z takimi związkami jak np. z Włoch, Niemiec, USA czy Australii. Niemniej potrafimy osiągać jeszcze lepsze wyniki od nich. Zostaje taka niematerialna wartość, którą ciężko kupić za pieniądze - myślę o odpowiedniej mentalności i charakterze naszych zawodników, która przejawiała się na przestrzeni lat.


Siła charakteru Polaków
To zaś brzmi w sposób zbliżony do słów Aryny Sabalenki z tegorocznego Roland Garros. Liderka rankingu pytana wówczas, dlaczego w czołówce kobiecego tenisa znajdziemy tyle zawodniczek z Europy Środkowo-Wschodniej, odpowiedziała: - Myślę, iż w naszej części Europy z uwagi na otoczenie i historię jesteśmy bardziej zjednoczeni. Ponadto trenerzy w naszych krajach są bardzo brutalni, dlatego mentalnie jesteśmy też mocniejsze. Myślę, iż w Europie Zachodniej i Stanach środowisko wokół tenisisty jest o wiele zdrowsze, chodzi o sposób, w jaki rodzina wychowuje dzieci, jak zachęca do sportu.
- Zdecydowanie szkoła wschodnioeuropejska jest bardzo trudna. Myślę, iż dlatego ktokolwiek przetrwa tę szkołę, jest naprawdę twardy i radzi sobie w rozgrywkach - dodaje Sabalenka. I wydaje się, iż ta siła charakteru dotyczy także Polaków w Wimbledonie.
Idź do oryginalnego materiału