- Nie będę zdradzał naszej taktyki - uciął krótko Edward Iordanescu pytanie od reportera Polsatu tuż przed meczem z Hibernianem. Trener Legii Warszawa został spytany o dziwaczne ustawienie drużyny, jakie pojawiło się na przedmeczowej grafice na klubowych profilach w mediach społecznościowych.
REKLAMA
Zobacz wideo "Nie dostał pracy za nazwisko". Syn Czesława Michniewicza poszedł w ślady ojca
Ustawienie, które wywołało zaskakująco duże wzburzenie kibiców. Ustawienie, w którym już na pierwszy rzut oka mało co się zgadzało. Przede wszystkim formacja 4-3-3, w której m.in. na prawej obronie ustawiony został Artur Jędrzejczyk, w środku pola Paweł Wszołek, a na lewym skrzydle Bartosz Kapustka. Jeszcze dziwniej rozrysowali to szkoccy realizatorzy, którzy na lewym skrzydle widzieli Jeana-Pierre'a Nsame.
"Z grafiką wszystko ok!" - przekonywali warszawiacy w mediach społecznościowych, odpowiadając na uwagi kibiców. I jeżeli był to drobny zabieg ze strony Iordanescu, który miał na celu zmylenie rywala lub pozostawienie niedopowiedzeń, to przyniósł on pożądany skutek. Rumun może i oszukał na grafice, ale najważniejsze, iż zdał bardzo istotny egzamin. Być może najważniejszy tego lata.
Iordanescu oszukał rywali
W rzeczywistości Legia zagrała w ustawieniu 3-4-2-1. Trójka stoperów i wahadłowi prawdopodobnie mieli być nie tylko odpowiedzią na ostatnie problemy warszawiaków, ale też - a może przede wszystkim - odpowiedzią na ustawienie 3-5-2 Hibernianu. W ustawieniu tym - zgodnie z oczekiwaniami - Jędrzejczyk zagrał na środku obrony, Wszołek był prawym wahadłowym, Kapustka jednym z dwóch ofensywnych pomocników, a Nsame środkowym napastnikiem.
Iordanescu - tak samo jak przed tygodniem z AEK Larnaka - zdecydował się na ustawienie z trójką środkowych obrońców. Rumun zrobił to, mimo iż jeszcze na konferencji prasowej przed rewanżem z Cypryjczykami mówił, iż nie lubi zmieniać ustawień. Iordanescu narzekał też, iż z uwagi na dużą liczbę meczów ma więcej czasu w analizę niż treningi na boisku.
I w pierwszych 10. minutach meczu w Edynburgu Legia wyglądała na bardziej zaskoczoną własnym ustawieniem niż jej przeciwnicy. Piłkarze Iordanescu popełniali proste błędy, gubili się pod agresywnym pressingiem Szkotów, mieli problemy z wyjściem z własnej połowy. Dość powiedzieć, iż Kacper Tobiasz już po dwóch minutach miał dwie ważne interwencje, a po kolejnych trzech dorzucił jeszcze jedną.
Legia wyglądała źle i wydawało się, iż pierwszy gol dla gospodarzy jest tylko kwestią minut. Ale Hibernianowi pozytywnego nastawienia do ataku starczyło raptem na kwadrans. Kiedy tylko Legia uspokoiła nerwy, przejęła zdecydowaną kontrolę nad meczem.
Legioniści przeczekali trudne minuty, w których Szkoci chcieli nie tylko zdobyć bramkę, ale też zbudować swoją przewagę na emocjach wzmacnianych przez komplet publiczności. Piłkarze Iordanescu udowodnili, iż są po prostu lepszą i bardziej doświadczoną drużyną od Hibernianu. I dzięki swojemu ustawieniu neutralizowali najsilniejsze punkty przeciwnika.
Niezła Legia wciąż potrzebuje wzmocnień
W Edynburgu nie błyszczeli ani wahadłowi - Chris Cadden i Jordan Obita - ani para napastników Martin Boyle - Kieron Bowie. Z minuty na minutę coraz lepiej wyglądali zaś legioniści. Piłkarze Iordanescu grali coraz szybciej i coraz dłużej utrzymywali się przy piłce. Jednym z efektów była akcja, po której warszawiacy otrzymali rzut karny i gola na 1:0 strzelił Nsame.
Najlepszym podsumowaniem coraz lepszej gry Legii w drugiej części pierwszej połowy była akcja bramkowa na 2:0. Najpierw kilkanaście podań, potem mądre zachowanie i genialna asysta Nsame oraz spokojne wykończenie Wszołka.
Ci bardziej wybredni mogą kręcić nosem, iż Legia dała się zepchnąć do obrony nie tylko w pierwszych 10. minutach, ale też zaraz po przerwie i pod koniec spotkania, kiedy Szkoci zdobyli bramkę na 1:2. Fakty są jednak takie, iż warszawiacy mogli i powinni wygrać wyżej. Udało im się choćby zdobyć trzecią bramkę, ale na spalonym był Wszołek. Niedługo później stuprocentową okazję zmarnował Wahan Biczachczjan.
Przy Łazienkowskiej mogą odetchnąć z ulgą. Po odpadnięciu z kwalifikacji Ligi Europy i porażce 0:1 z Wisłą Płock w ekstraklasy legioniści wrócili na adekwatne tory. Wynik rywalizacji z Hibernianem oczywiście nie jest rozstrzygnięty, ale za tydzień w Warszawie musiałaby zdarzyć się katastrofa, by Legia nie awansowała do fazy zasadniczej Ligi Konferencji.
A to był cel minimum dla drużyny Iordanescu na to lato. Chociaż priorytetem warszawiaków pozostaje zdobycie mistrzostwa Polski, to jesień w Europie była koniecznością z perspektywy budżetu. I pewnie też transferów przychodzących, bo jedna wygrana nie zmienia faktu, iż drużyna Iordanescu wciąż potrzebuje wzmocnień, jeżeli chce skutecznie rywalizować na trzech frontach.