Max Fricke przechodząc do Leicester Lions na ich pierwszy sezon w Premiership po powrocie, zostawał twarzą nowego projektu. Stewart Dickson na łamach prasy zapewniał, iż jego zespół celuje w sprawienie niespodzianki. Tak też mogłoby być, gdyby nie zawieszenie pozyskano przed sezonem z Wolverhamtpon Wolves Nicka Morrisa, będącego ważnym elementem zespołu z Beaumont Park. Następnie nietrafione decyzje transferowe oraz oddanie Chrisa Harrisa sprawiły, iż Leicester Lions odpadli w ostatnim meczu z wyścigu o fazę play-off.
Fricke to jedynie element
Rok później zbudowano zespół na gruzach Wolverhampton Wolves, czyli lokalnego rywala. Oba miasta nieustannie rywalizowały między sobą, dzieląc się dystansem blisko 100 kilometrów (63,5 mili dod. red.). Ryan Douglas, Luke Becker i Sam Masters dołączyli do prężnie działającego projektu. Richard Lawson i Max Fricke świetnie uzupełnili się z mieszanką zawodników spod ręki Petera Adamsa, co przy odrobinie szczęścia pozwoliło awansować do finału Rowe Motor Oil Premiership. Kadrowe braki Ipswich Witches, którzy startowali bez Jasona Doyle’a oraz Emila Sajfutdinowa, były wodą na młyn dla Lions. W finale zdecydowanie lepsi byli Belle Vue Aces, ale srebrny medal po takim sezonie smakował jak złoto.
Trofeum podnosili na zapleczu
Największe sukcesy Lions zdecydowanie święcili w okresie 2019, kiedy to podnieśli mistrzostwo SGB Championship oraz puchar tego poziomu rozgrywkowego. Glasgow Tigers dzielnie deptali po piętach machiny Dicksona, któremu udało się zbudować naprawdę solidny zespół na zapleczu. Scott Nicholls, Ryan Douglas czy Richie Worrall w jednym składzie brzmi jak plan na zostanie mistrzem ligi. Tak też się stało, ale nie bez walki. Mocny zespół Redcar Bears prawie wyeliminował Leicester w półfinale, a w finale Glasgow Tigers przegrali raptem 91:89 w dwumeczu. Dorzucono do tego wszystkiego Championship Shield, czyli odpowiednik obecnego w Championship BSN Series. Puchar wpadł w ręce Redcar Bears, ale dwa z trzech możliwych do zdobycia trofeum brzmi wystarczająco dobrze.
Długo na to czekali
Jedyny finał Leicester Lions przejechali w… 1975 roku. Wówczas Belle Vue Aces z Peterem Collinsem czy Chrisem Mortonem nie mieli litości dla rywali. Zatem tegoroczny finał z King’s Lynn Stars był pierwszą okazją od lat, aby zdobyć Knockout Cup i zapisać się w historii. Nerwówka kibiców Lions po pierwszym meczu dostało się zauważyć na każdej płaszczyźnie. Max Fricke przed spotkaniem wspominał, iż wierzy w swoich kolegów i jest gotowy do batalii. Na antenie British Speedway Network Stewart Dickson swoim szkockim akcentem wspominał, iż nie mógł się skupić na samych zawodach i czekał na nie z niecierpliwością.
Ostatecznie King’s Lynn Stars nie mieli jak odpowiedzieć na dobrze spasowany zespół Leicester Lions. Pierwszy puchar na koncie „Lwów” stał się faktem. – Celebrowanie tego tytułu przed naszymi kibicami to coś wspaniałego – przyznaje Dickson dla klubowych mediów. – Kiedy wygrywaliśmy Championship w 2019, celebrowaliśmy na torze w Glasgow. To fantastycznie, iż tak wielu ich się pojawiło na dzisiejszym meczu.
Play-off mają już pewne
Sezon zasadniczy chyli się ku końcowi. Lions są w tej chwili na trzecim miejscu, mając punkt przewagi nad Sheffield Tigers. Na prowadzeniu, z czterema punktami przewagi, są Ipswich Witches. Bardzo ciężko będzie powtórzyć sukces z zeszłego roku, ale Max Fricke czy Ryan Douglas są w stanie odwrócić losy meczu. choćby uraz Luke’a Beckera nie pokrzyżował planów Lions na naprawdę dobry sezon 2025. A kto wie, być może drużyna z Beaumont Park dopiero zaczyna pisać pasmo sukcesów.
