Po przylocie z USA Fręch "zderzyła" się z celnikiem. Sceny na granicy

9 godzin temu
- To wszystko nie spodobało się celnikowi. Spędziłam dwie godziny na tłumaczeniach - tak Magdalena Fręch wspomina wizytę na meksykańskim lotnisku. W wywiadzie na kanale Zdyscyplinowani polska tenisistka odsłoniła kulisy zwycięskiego turnieju w Guadalajarze. A adekwatnie tego, co działo się tuż po lądowaniu.
Magdalena Fręch (25. WTA) we wrześniu zeszłego roku osiągnęła największy sukces w karierze, jakim było wygranie turnieju rangi WTA 500 w Guadalajarze. Jak się okazuje, podczas wyprawy do Meksyku towarzyszyły zaskakujące wydarzenia.


REKLAMA


Zobacz wideo Po meczu Inter - Barcelona znów afera z VAR. Żelazny: Marciniak łamie protokół VAR Wybierz serwis


Magdalena Fręch nie chciała lecieć na turniej, który później wygrała. "Nie czułam tego"
Pierwotnie polska tenisistka biła się z myślami co do startu w Meksyku, gdyż dopiero co poległa w Nowym Jorku. - Kompletnie nie chciałam tam lecieć. Nie czułam tego, byłam po porażce w pierwszej rundzie US Open. Mówiłam: "Potrzebuję trochę odpoczynku, resetu, ciągle gram". Guadalajara jest daleko, trzeba lecieć. Był problem z nadaniem bagażu, a kolejny po wylądowaniu - wyznała w wywiadzie na kanale Zdyscyplinowani na YouTube.


Wizyta na meksykańskim lotnisku okazała się dla niej bardzo uciążliwa. - Nie chcieli mnie przepuścić. Wiadomo, jak lata tenisista, są trzy pary nowych butów i rakiety. To wszystko nie spodobało się celnikowi. Spędziłam dwie godziny na tłumaczeniach, iż to do mojego użytku - wspomniała.
Magdalena Fręch wpadła w tarapaty na meksykańskim lotnisku. "Pomyślałam: Okej, pewnie nie wyjdę"
- Podejrzewał, iż na sprzedaż lecę. Nie miałam papierów, można wwieźć tylko trzy rakiety, a tutaj coraz to nowe buty - dodała. Ale w tamtej chwili nie była w nastroju do żartów. - Pomyślałam: "Okej, pewnie nie wyjdę z lotniska". W dodatku nikt nie mówił po angielsku. W końcu przyszedł szef (celników - red.) i był kontakt z dyrektorami turnieju. Na całe szczęście mnie przepuścili - powiedziała.
Zobacz też: Jest głos z Belgii ws. Świątek i Fissette'a. "Wydawali się dopasowani"


Cała sytuacja mogła zadziwić ze względu na jeszcze jedną rzecz. - Najlepsze było to, iż mieli banery z turnieju, który się odbywał w tamtym tygodniu. Ale to nie miało znaczenia, leciałam na sprzedaż - zauważyła z uśmiechem Fręch. - To fajne pokazanie, iż nie na każdy turniej jedziemy naładowane w 100 proc., iż jest dużo czynników zewnętrznych decydujących o tym, jak to później wygląda, jak się gra - podsumowała.


w tej chwili 27-latka rywalizuje w turnieju WTA 1000 w Rzymie. Zaczęła od zwycięstwa 7:5, 6:4 nad Wiktorią Azarenką (54. WTA), a w trzeciej rundzie zmierzy się z Qinwen Zheng (8. WTA).
Idź do oryginalnego materiału