Niecałe dwa tygodnie temu Polki wygrały towarzyski turniej w Koszalinie. Ale choć pokonały Bułgarki 3:1, Szwedki 3:2 i Francuzki 3:1, to nie zachwyciły. W tamtych meczach siatkarki Stefano Lavariniego popełniały dużo błędów, brakowało im świeżości, polotu. Ale widocznie taki był plan.
REKLAMA
Zobacz wideo Lublin mistrzem Polski w siatkówce. Marcin Komenda: Przed sezonem mało kto na nas stawiał
Włoski trener polskiej kadry prawdopodobnie tak dawkował kadrze trening, żeby drużyna rosła w trakcie tego sezonu reprezentacyjnego. W minionych latach Lavarini dał się poznać naszym kibicom jako świetny fachowiec. W swoim pierwszym roku pracy z Polkami – to był rok 2022 – wywalczył ćwierćfinał MŚ. W roku 2023 roku dzięki dobrej robocie jego i siatkarek cieszyliśmy się z brązowego medalu Ligi Narodów, docenialiśmy ćwierćfinał ME i byliśmy zachwyceni awansem na igrzyska olimpijskie. Pierwszym takim awansem od 2008 roku. W minionym sezonie znów oglądaliśmy Polki na podium Ligi Narodów (znowu brąz) i mieliśmy mieszane uczucia po ich występie w ćwierćfinale igrzysk w Paryżu.
Polskie siatkarki ciągle rosną. Bardzo odważna deklaracja
Dlaczego mieszane uczucia? Bo nasz zespół wyraźnie uległ Amerykankom (0:3), z którymi w meczach o mniejszą stawkę potrafił już wygrywać. - Po tamtym meczu dawałam choćby wywiad, w trakcie którego miałam uśmiech, ale z oczu leciały mi łzy. Nie mogłam tego opanować. Od razu mówiłam, iż to jest doświadczenie, jakiego potrzebowałyśmy. Amerykanki wyszły na ćwierćfinał pewniejsze siebie, wiedziały, czego oczekiwać od siebie, od swoich emocji, od całej otoczki takiego meczu. A my bardzo chciałyśmy, ale brakowało nam bazy, jaką byłoby wspomnienie gry w takim meczu. Może i dobrze, iż tak przegrałyśmy, bo to jeszcze mocniej zbuduje naszą kadrę – mówiła nam jedna z liderek kadry, Aleksandra Szczygłowska.
Libero zaskoczyła też bardzo odważną deklaracją. - Spodziewam się, iż będziemy celować w złoto – powiedziała odnośnie tegorocznych mistrzostw świata. - Aż złoto? Nie jakikolwiek medal? – dopytywaliśmy. - Tak, złoto! Jak się gra, to o najwyższe cele – podtrzymała Szczygłowska.
Zaczęły od Tajlandii i celem będzie sukces w Tajlandii
O złoto czy o jakikolwiek medal (umówmy się: każdy krążek MŚ byłby wielkim sukcesem!) Polki powalczą w Tajlandii (MŚ odbędą się tam na przełomie sierpnia i września). A teraz od meczu z Tajkami w Pekinie zaczęły oficjalne granie w tym roku. Polki przystępowały do pierwszego spotkania Ligi Narodów jako faworytki i dobrze wywiązały się z tej roli.
Nasze zawodniczki bardzo gwałtownie pokazały, iż są lepsze i iż to one będą dyktowały warunki. Dzięki dobrym atakom Martyny Czyrniańskiej i Martyny Łukasik w pierwszym secie Polki wyszły na wysokie prowadzenie 10:5. Ale przez błędy Magdaleny Stysiak oraz ogólny chaos po naszej stronie boiska tę przewagę nasze siatkarki gwałtownie roztrwoniły.
Strasznie oglądało się ten fragment meczu, w którym z 12:9 dla nas zrobiło się 12:14 dla rywalek. Na szczęście Polki zachowały spokój. Wysoka Agnieszka Korneluk zaczęła blokować szybkie, ale niskie Tajki, a Czyrniańska i Łukasik trzymały bardzo wysoki poziom, punktując ze skrzydeł. W secie wygranym 25:22 obie zdobyły po siedem punktów.
Siła spokoju trenera. I drużyny też
Ciśnienie trzymał też trener. – Nie przejmuj się, dobrze wybrałaś kierunek, ważne, iż nie dostałaś czapy – mówił Lavarini do Malwiny Smarzek po jej zepsutym, autowym ataku w końcówce pierwszej partii. Wtedy mogło być nerwowo, bo z 22:18 i 23:20 zrobiło się tylko 23:22 dla naszej drużyny. Ale spokój pozwolił nam pewnie dokończyć i wygrać tę partię.
Przed drugim setem jasne było jedno – iż dobrze byłoby, gdyby Polki ograniczyły liczbę błędów. W pierwszym secie nasze zawodniczki podarowały Tajkom aż osiem punktów, a one nam – tylko trzy.
W drugiej partii gwałtownie zobaczyliśmy dobre ataki Stysiak, bardzo dobre bloki Korneluk i zagrywki Czyrniańskiej (dwa asy). Polki odjechały rywalkom na 14:8. Ale znów przez dziwną dekoncentrację i błędy roztrwoniły przewagę. W końcówce bolała zwłaszcza akcja Stysiak przy stanie 24:23. Atakująca zbiła potężnie i trafiła w boisko, ale sędzia przyznał punkt Tajlandii, bo zauważył, iż Polka nadepnęła na linię ataku. Na szczęście Polki znów zachowały spokój i gwałtownie wygrały walkę na przewagi. Decydujący punkt – na 26:24 – asem serwisowym zdobyła Aleksandra Gryka.
Prowadząc 2:0 w setach, Polki cały czas musiały uważać na rywalki, które ani myślały się poddać. Tajki ciągle szukały swoich szans, wciąż imponowały pracą w obronie i walczyły z naszą drużyną punkt za punkt. Po jednej z niewielu pomyłek Łukasik w ataku rywalki odskoczyły na 14:12, ale nasze siatkarki nie pozwoliły im na więcej. Piękny był as serwisowy Stysiak na 14:14, bardzo cieszyła kontra Łukasik na 15:14 i kontra Gryki na 16:14. A kolejna świetna zagrywka Stysiak spowodowała takie zamieszanie po stronie Tajek, iż nie zdołały przebić piłki na naszą stronę. Przy prowadzeniu Polek 17:14 trener Tajlandii poprosił o czas.
W trakcie tej przerwy realizator transmisji wyświetlił nam informację, iż szanse Polski na zwycięstwo wynoszą aż 98 procent. Po powrocie na boisko nasze siatkarki potwierdziły, iż sztuczna inteligencja się nie myli i pewnie dokończyły mecz, wygrywając 3:0.
W środę w Pekinie Polki staną przed trudniejszym wyzwaniem – o godzinie 13:30 naszego czasu zmierzą się z Chinkami. Warto pamiętać, iż nasze siatkarki są pewne udziału w turnieju finałowym Ligi Narodów, który w lipcu odbędzie się w Łodzi. A zatem Polki w tej fazie mają czas na komfortowe budowanie formy.