W piątkowych treningach w Lillehammer Twardosz nie radziła sobie najlepiej - w drugim z nich była choćby najgorszą z trzech Polek, zajmując 46. miejsce. Lądowała w granicach 100. metra, a w popołudniowym mikście, który nasz zespół skończył na szóstym miejscu, było tylko trochę lepiej. Ale zawodniczka przekonywała później dziennikarzy, iż jest gotowa się pozbierać i w kolejne dwa dni oddawać o wiele lepsze.
REKLAMA
I jak zapowiedziała, tak zrobiła. Najpierw 20. miejsce w kwalifikacjach, potem 14. po pierwszej serii zawodów, a na koniec 16. pozycja. Odległości - 119 i 113,5 metra - też zdecydowanie mogły cieszyć. Tylko raz Polka była wyżej - na 15. miejscu zeszłej zimy w Ljubnie. Była bardzo blisko życiówki, choć dzień wcześniej mogła choćby nie znaleźć się w składzie Polski na konkurs drużyn mieszanych. To ogromny progres.
Zobacz wideo Burza wokół olimpijskich skoczni. Jest reakcja po skandalu
Historyczny wynik dla polskich skoków. Pomogły rady od chłopaka i rodziny
To 16. miejsce Twardosz to najlepsza inauguracja sezonu polskiej skoczkini w historii. Ba! Polki nigdy nie zdobyły choćby jednego punktu w pierwszych zawodach zimy. Czekaliśmy na tę chwilę od ich debiutu w PŚ, czyli 7 grudnia 2013 roku.
Przemiana Twardosz mogła zaskoczyć, ale Polkę przede wszystkim ucieszyła. - U mnie czasem właśnie to tak wygląda: z dnia na dzień 20 metrów dalej albo i ze skoku na skok. To jednak jest sport i każdy dzień jest inny - stwierdziła nasza zawodniczka.
Co takiego zmieniło się w kilkanaście godzin? Co pomogło Twardosz wrócić do tak dobrego skakania? - Chwilę porozmawiałam z rodziną i chłopakiem. Tak się trochę rozluźniłam, bo czułam za dużo spięcia. Przegadałam to też z trenerami i tak jakoś pykło, przeskoczyło coś w głowie - tłumaczyła Twardosz. Radami od najbliższych się nie podzieliła, chce je zostawić dla siebie. Polka współpracuje też z psychologiem, ale po jego rady sięga "gdy jest już naprawdę źle". Tu, w Lillehammer, jeszcze nie było takiej potrzeby. I Twardosz pokazała samej sobie, ile jest w stanie poprawić, także mentalnie, w tak krótkim czasie.
Mogliśmy się już martwić o Twardosz. Teraz Polka może się tylko cieszyć
W ostatnim czasie mogliśmy się o Twardosz nieco martwić. Polka świetnie skakała latem, gdy pierwszy raz stanęła na podium zawodów najwyższej rangi, a na próbie przedolimpijskiej była w najlepszej dziesiątce. Potem jej forma nieco spadła. Nasza największa nadzieja kobiecych skoków i liderką tej kadry, miała upadek na jednym ze zgrupowań i wróciły do niej pewne błędy w technice. Było też nieco strachu na skoczni. Wtedy skorzystała z pomocy psychologa.
- Przed obozem w Zakopanem, który mieliśmy w pierwszych dniach października, odezwałam się do psychologa pierwszy raz po rocznej przerwie. Przez rok nie czułam potrzeby, bo wszystko mi się ładnie układało, ale teraz poczułam, iż przyda się fachowa pomoc i miałam rację. Dostałam konkretne wskazówki i rady, i od razu wykorzystywałam to na skoczni. Potrzebowałam pogadania z psychologiem, żeby wszystko wróciło do normy. Pomogło - opowiadała Łukaszowi Jachimiakowi w długiej rozmowie w ramach "Magazynu Sport.pl" Twardosz. - Odezwałam się do psychologa i przez upadek, i przez to, iż od miesiąca w mojej pracy na skoczni był taki błąd, z którego nie mogłam wyjść. Zaczynałam tracić czucie i wszystko mi się zaczęło mieszać. Czułam dużą presję, iż sezon zimowy się zbliża i to wszystko zaczęło się nakładać - dodała.
Do niezłej dyspozycji wracała powoli. Podczas finału Letniego Grand Prix brakowało jeszcze trochę do poziomu, który prezentowała przez większość lata. Gdy przyjechała do Lillehammer i zaczęła od nie najlepszych skoków mogły się pojawić obawy, iż nie zdążyła do niej wrócić. Ale wyszło na to, iż to bardziej kwestia presji i odpowiedniego nastawienia do skakania. I iż Twardosz naprawdę umie sobie z tym radzić, pracować nad psychiką.
- Jestem bardzo zadowolona. Piątkowe skoki, wiadomo, tam mogłam dać z siebie trochę więcej, ale było jak było. A teraz chodzi pierwszy raz udało mi się zapunktować na tej skoczni. Po prostu chciałam to zrobić i udało mi się, więc się cieszę. Są pierwsze punkty, więc można odetchnąć i dalej się tym już tylko bawić - mówiła Anna Twardosz.
Dramat faworytki w Lillehammer. Nie mogła powstrzymać łez
Przyznała, iż nie uwierzyłaby, gdyby ktoś wcześniej powiedział jej, iż po pierwszej serii będzie w klasyfikacji zawodów nad zdobywczynią Kryształowej Kuli z zeszłego sezonu, Słowenką Niką Prevc. - Ale taki właśnie jest ten sport - skomentowała Polka. Od przyjazdu do Lillehammer Prevc była w formie i wydawało się, iż będzie walczyć, jeżeli nie o zwycięstwo, to przynajmniej o podium. Ale chyba wymagała od siebie jeszcze więcej, bo przecież w zeszłym sezonie była wręcz dominatorką kobiecych skoków.
I w pierwszym skoku "o coś" tej zimy uzyskała tylko 124 metry, zajmując 15. miejsce o 5,6 punktu za Twardosz. W finale Słowenka skoczyła tylko 118 metrów i swojej pozycji nie poprawiła. Już przy wyjściu z zeskoku wyglądała na bardzo przygnębioną. Taki wynik dla niej - wielkiej gwiazdy tej dyscypliny - to wręcz dramat.
Tuż przed wywiadem dla słoweńskiej telewizji płakała odwrócona w stronę skoczni. Potem, przechodząc przez mixed zonę, dalej nie mogła powstrzymać łez. Trudno było patrzeć na mistrzynię w takim stanie. - Oczekiwała zbyt wiele od samej siebie - wyjaśnia Sport.pl trener Słowenek, Jurij Tepes. - Powinna skoczyć po prostu tak jak dzień wcześniej. Normalnie. Zwykle nie narzuca na siebie presji skakania na 110 procent. Ale już rok temu przydarzyło jej się to w pierwszy weekend startów, tylko w drugim konkursie. Tym razem to przyszło już w pierwszych zawodach - dodaje szkoleniowiec.
Być może stało się tak, dlatego iż Prevc miała w sobotę w Lillehammer do pobicia rekord zwycięstw z rzędu w Pucharze Świata. Mogła zostać jedyną zawodniczką z 11 kolejnymi wygranymi zawodami elity. Pozostaje jej zatem "tylko" rekord współdzielony z Japonką Sarą Takanashi - 10 takich zwycięstw.
Zawody w Lillehammer wygrała Japonka Nozomi Maruyama z ogromną 25-punktową przewagą nad Kanadyjką Abigail Strate. Na podium stanęła także Austriaczka Lisa Eder. W konkursie startowała jeszcze druga z Polek - Pola Bełtowska, która zajęła 38. miejsce (100,5 metra). Świetnie skacząca w piątek Nicole Konderla-Juroszek w sobotę niestety odpadła z rywalizacji po kwalifikacjach. Kolejny konkurs - i szansa na nową "życiówkę" dla Twardosz - już w niedzielę. Kwalifikacje zaplanowano na godzinę 10:30, a zawody na 12:00.
Najnowszy Magazyn.Sport.pl już jest! Polscy skoczkowie zaczynają sezon olimpijski, a eksperci Sport.pl opisują różne konteksty nadchodzącej rywalizacji. Pogłębione analizy, komentarze, historie i kapitalne wywiady przeczytasz >> TUTAJ

3 tygodni temu










