Aluron CMC Wartę Zawiercie pokonał Jastrzębski Węgiel w polskim półfinale Ligi Mistrzów 3:2 (19:25, 18:25, 25:20, 25:19, 22:20). W ten sposób, po niezwykłym przebiegu tego spotkania, wyłonił się przeciwnik Sir Sicoma Monini Perugii. Włosi znaleźli się w finale rozgrywek dzień wcześniej.
REKLAMA
Zobacz wideo Lewandowski buduje imponującą posiadłość! To tu może zamieszkać po karierze
Włoski oddział Eurosportu to, czego Perugia dokonała wówczas przeciwko Halkbankowi Ankara, nazywa "arcydziełem". I choć tak wielkie zachwyty nad piątkowym zwycięstwem 3:0 (25:23, 25:23, 25:22) są chyba przesadzone, to trzeba przyznać, iż drużyna trenera Angelo Lorenzettiego w pełni kontrolowała przebieg tego meczu. A w tak ważnych spotkaniach, jak to, które decyduje o składzie finału najważniejszych siatkarskich rozgrywek w Europie, za to należy się szacunek.
Minęło 2940 dni. Perugia znów zagra w finale Ligi Mistrzów
Perugia w tym sezonie LM przegrała tylko raz - z Halkbankiem, ale jeszcze w fazie grupowej. Do tej pory straciła tylko pięć setów, a jej zawodnicy błyszczą na tyle, iż przez wielu jest nazywana faworytem do wygrania tegorocznej edycji. - Tak? To ja przerzucę, iż Jastrzębie jest faworytem. Są najzdrowsi po sezonie klubowym - śmiał się w piątek po półfinale Kamil Semeniuk, który sam nie uniknął kontuzji i możliwe, iż nie zagra w niedzielnym finale.
Dla Semeniuka ważne będzie, żeby jednak udało się wyleczyć kontuzjowaną łydkę, ale chyba jeszcze ważniejsze, żeby z nim czy bez niego na boisku, Perugii udało się wygrać finał. - Klubowi brakuje tylko tego trofeum do kolekcji, więc presja jest. My zrobimy wszystko, aby zwyciężyć, ale trzeba też brać pod uwagę scenariusz, iż może się nie udać. A wtedy nie ma co rwać włosów z głowy, tylko trzeba godnie przyjąć porażkę ze świadomością, iż na przykład w przyszłym sezonie będzie kolejna okazja do wygrania LM - mówił Polak w rozmowie ze Sport.pl jeszcze sprzed Final Four. Teraz trener Angelo Lorenzetti zapowiada, iż w szatni przed finałem powie zawodnikom, iż sam przegrał cztery mecze o wygraną w Lidze Mistrzów i żyje. Że chodzi o czerpanie euforii z gry, a nie myślenie o trofeum. Ale łatwo powiedzieć, trudniej wytłumaczyć tym, którzy tak domagają się, żeby Perugii w końcu się udało.
- o ile nas uważają za faworytów, to okej, my to odstawiamy na bok. Naszym celem było zagranie w półfinale i żeby przejść ten półfinał, bo to też już jest wielki wyczyn dla naszego zespołu: być w finale. Bo wcześniej zawsze gdzieś ta przygoda dla Perugii kończyła się właśnie na etapie półfinałowym - wskazał Semeniuk. I ma rację, bo tak działo się w 2019, 2021, 2022 i 2023 roku.
Włoskie media, ciesząc się z awansu do finału w tym roku, wyliczają jednak co innego. Że minęło już osiem lat. 2940 dni temu Perugia grała o złoto Ligi Mistrzów po raz pierwszy, w Rzymie, i uległa Zenitowi Kazań. Teraz pewnie chciałaby, żeby po tym weekendzie w Łodzi można było wyzerować wszystkie liczniki. - Oczywiście, nie próżnujemy, chcemy więcej i będziemy walczyć o to, aby zwyciężyć - zapewnił Kamil Semeniuk.
Kolorowy ptak czy szara eminencja? Szef Perugii bywa choćby nazywany szaleńcem
Tym, który chce tego najbardziej, wydaje się być Gino Sirci. Prezes Perugii działa w siatkówce od 23 lat. Jest jedyny w swoim rodzaju, bardzo charakterystyczny. Przyciąga uwagę innych i chyba sam nie ukrywa, iż ją lubi. Bywa jednak tak, iż niektórzy nazywają go wręcz szaleńcem. - Jestem bardzo spontaniczną osobą, więc moje zachowanie w rezultacie też musi być spontaniczne. Nie boję się noszenia ekscentrycznych strojów, rozmawiania i uśmiechania się do wszystkich, a także świętowania, gdy zwyciężamy. Może kilka osób potrafi tak robić i dlatego uważają mnie za szaleńca - tłumaczył kiedyś w rozmowie ze Sport.pl.
Chyba najczęściej zarzuca mu się, iż potrafi kupić kosztowne, spore nazwiska, wokół których rzadko buduje odpowiedni zespół. Tak było choćby z Wilfredo Leonem. Sirci musiał sobie zamarzyć, żeby go sprowadzić, gdy ograł go w Rzymie w tym wspomnianym finale z 2017 roku. Ale to, iż go kupił, nie znaczy, iż umiał zrobić z niego odpowiedni użytek. I Leon w Perugii, choć Sirci twierdzi, iż wspomina go dobrze, to jednak historia, której brakowało wielu przegranych trofeów, a Ligi Mistrzów chyba najbardziej. Rozstania Sirciego z trenerami Perugii też budziły sporo kontrowersji. Choćby te z selekcjonerami reprezentacji Polski - przedwczesne, przeprowadzone w trakcie finałów Serie A z Vitalem Heynenem, a także Nikolą Grbiciem. Obecny trener Polaków odchodził z Perugii Sirciego po prawdziwej telenoweli związanej z tym, iż prezes nie chciał, by Grbić łączył funkcje prowadzenia kadry z klubem. I koniec końców mu na to nie pozwolił, choć nie zatrzymał go przy sobie. I Sirci został bez wymarzonego trofeum, a Grbić odszedł zdobywać jedno za drugim do Polski.
W triumfie w Lidze Mistrzów zawiera się jednak cała otoczka chęci zgarnięcia tego, co prestiżowe dzięki wielkim zawodnikom, którą roztaczał, roztacza i pewnie dalej będzie roztaczać wokół Perugii Sirci. Prezes w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" starał się wytłumaczyć, skąd w ogóle bierze się to pragnienie. - Ten impuls wynika z pragnień i potrzeb naszych fanów, żeby mieć międzynarodowe trofeum. Jestem pierwszym kibicem zespołu. Potrzebujemy wykonać skok jakościowy pod względem prestiżu, potrzebujemy dorównać wielkim europejskim klubom. Dopóki nie uda nam się zdobyć tego pucharu, nie będziemy mogli patrzeć im prosto w oczy - wskazał działacz.
W mixed zonie po półfinale w Łodzi widzieliśmy go w jego firmowej pozie: z telefonem przy uchu. Wcześniej, w hali, ucinał sobie choćby pogawędki z ochroniarzami. Dla jednych to kolorowy ptak, dla innych szara eminencja świata wielkiej siatkówki. I ten świat po jego zwycięstwie w Europie chyba przestałby już być taki sam. Sam Sirci na pytanie o to, co zrobi, gdy to się uda, najpierw próbował uniknąć odpowiedzi, a w końcu rzucił: "Będę uśmiechać się przez całą noc, ale na razie nie chcę o tym myśleć".
Ishikawa padł na boisko, a hala zamarła. Później wszystko się wyjaśniło
Mamy do czynienia z potęgą światowej siatkówki, o której zawsze mówi się, iż powinna błyszczeć także poza swoim własnym podwórkiem. Na nim ma dwa zdobyte mistrzostwa kraju i cztery Puchary Włoch - bez żadnej dominacji, ale też bez powodu do przesadnego wstydu. Choć ta mania wielkości Sirciego, wspólnie z nakręcającymi się kibicami i ich oczekiwaniami, sprawiają, iż Perugia zawsze jest do wszystkiego faworytem. Za każdym razem z nowym składem i gwiazdami to już musi się udać. Potem pozostaje narzekanie, iż znów mieli wszystko, żeby tego dokonać i wszystko zaprzepaścili. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- Jest m.in. inny sztab, a efekty były widoczne już w poprzednim sezonie. W obecnym może nie mamy jak na razie aż tak wielkich sukcesów na koncie, ale naprawdę fajnie to wszystko wygląda. Uważam, iż na przestrzeni całego sezonu widać było, iż bardzo dobrze się dogadujemy - mówił Sport.pl Kamil Semeniuk. I naprawdę wielu na pytanie o to, co tu wreszcie działa jak powinno, wskazuje sztab Angelo Lorenzettiego. choćby pomimo długich treningów, których Semeniuk do końca nie lubi. - W Perugii bardzo ciężko się trenuje, ale efekty też widać. W tamtym sezonie ciężko trenowaliśmy, a przecież nie graliśmy w LM, więc graliśmy praktycznie co tydzień, a treningów było naprawdę bardzo dużo. Momentami już psychicznie miałem ich serdecznie dość, ale wyniki były i trzeba przyznać, iż ta koncepcja się obroniła. (...) Podchodzimy pod dwie i pół godziny. Plus oczywiście przed każdym treningiem mamy przemowę trenera i ta przemowa może mieć różną długość. Najkrótsza to było pięć minut, najdłuższa czasami trwała ponad godzinę - wyjaśnił Polak.
Wskazał też, co uważa za największą siłę obecnej Perugii. - Naszą mocną bronią jest zagrywka. o ile wszyscy zawodnicy są w danym spotkaniu dobrze dysponowani, to potrafimy nią samą ustawić spotkanie i rozstrzygać losy meczu. Poza tym, jak mówiłem, w każdym elemencie jesteśmy mocni. Na pewno rywale będą szukać naszych słabych punktów i próbować je jakoś wykorzystać podczas tego Final Four, ale my też mieliśmy czas, aby przeanalizować nasze ewentualne bolączki i staraliśmy się je jak najlepiej ukryć - tłumaczył Semeniuk.
Gwiazdy, które w Perugii były zawsze, teraz są jakby lepiej poukładane. Wydaje się, iż mają też nieco inny wpływ na drużynę. To wreszcie współgra i nie ma się wrażenia, iż ktoś tam nie pasuje. Że do najdroższej zabawki ktoś dołożył niepasujące, często niepotrzebne dodatki. Tak bywało w poprzednich latach. Teraz Simone Giannelli na rozegraniu może kierować piłki do świetnych środkowych, ma do dyspozycji także jakościowych skrzydłowych, a i piłkę dogrywają mu, czy bronią zawodnicy, których nie trzeba się wstydzić. Oczywiście wszystkich swoim blaskiem przyćmi Yuki Ishikawa. Tak było też w półfinale przeciwko Halkbankowi, w którym zdobył 20 punktów ze świetną, 59-procentową skutecznością w ataku. Gdy pod koniec trzeciego seta na chwilę padł na boisko, bo złapał go skurcz, zamarła cała łódzka hala. Japończyk potwierdził jednak po meczu, iż z jego nogą wszystko w porządku i na finał będzie gotowy dalej prowadzić Perugię do zwycięstwa.
Włosi skorzystają na kontrowersji. Łódź organizuje Final Four, ale to polskie kluby będą pokrzywdzone
Szczęśliwie, choćby gdyby Ishikawa miał jakieś większe dolegliwości zdrowotne, Perugia ma kilkadziesiąt godzin na regenerację przed niedzielnym finałem. Z tego cieszy się też kontuzjowany Semeniuk, który dalej ma nadzieję, iż w decydującym meczu przed łódzką publicznością zagra i to nie tylko wchodząc na kilka piłek.
Perugia może się cieszyć, ale polskie kluby już nie. One grają w sobotę i odpoczynku będą miały wyraźnie mniej. Tak skonstruowano harmonogram spotkań w Łodzi. Przynajmniej nikt Polskiemu Związkowi Piłki Siatkowej nie zarzuci, iż faworyzuje swoje drużyny. - Decyzje o tym, kto i o której godzinie będzie grał zapadły dużo wcześniej niż nastąpiły awanse do samego Final Four. Dlatego w pierwszej wersji tak naprawdę w piątek miał grać Projekt Warszawa. Sami są sobie winni, iż w tym turnieju nie biorą udziału, przegrali z zespołem Halbanku Ankara w ćwierćfinale. Nie lubimy zmieniać decyzji, które zostały wcześniej podjęte. Nie jesteśmy jak inne federacje, nie będę tutaj mówił nazw, które w trakcie turnieju, w trakcie gry zmieniają zasady i ustalają zasady pod siebie. Wszystkie zespoły zaakceptowały taką formułę i to zrozumiały - mówił prezes Sebastian Świderski, który podkreślał, iż i tak udało się ustalić wcześniejszą godzinę półfinału: w końcu Aluron CMC Warta Zawiercie i Jastrzębski Węgiel w sobotę zagrają o 14:45, a nie o 20:00 jak Halkbank i Perugia.
Dla zawodników to jednak pewnie marne pocieszenie i, choć pewnie nikt wprost i głośno tego do finału nie powie, mają prawo czuć się nieco poszkodowani. Zwłaszcza iż w sobotę rozegrali wycieńczające pięć setów. - Nie jestem prezesem CEV, ja gram w siatkówkę, a nie ustalam zasady - wymigiwał się od odpowiedzi na pytanie o trzydniowe Final Four Simone Giannelli. Nieco więcej powiedział Kamil Semeniuk. - Na czysty, chłopski rozum to nie jest sprawiedliwe. Ale ktoś to tak zorganizował i jest jak jest. Myślę, iż jakby było w odwrotną stronę, iż to drużyny z Zawiercia i Jastrzębia grałyby w piątek, a my gralibyśmy w sobotę i później następnego dnia, to pewnie my byśmy narzekali - przyznał.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem, dlaczego jest to zorganizowane w trzy dni. Zawsze o ile był system Final Four, to wszystko odbywało się dzień po dniu. I myślę, iż każda z drużyn jest też przyzwyczajona do takiego systemu, bo gra się tak krajowe puchary i nie ma z tym żadnego problemu. Myślę, iż każdy z nas tutaj występujących w Final Four miał już okazję przeżyć to na własnej skórze i wie, z czym to się wiąże. Zmęczenie odchodzi na dalsze tory i się gra - opisał Semeniuk. Czym byłby jednak taki finał bez choćby lekkich kontrowersji?
Dla nas lepiej, żeby ten temat nie stał się wymówką po rozstrzygnięciach w niedzielę. To, iż Perugia na takim układzie spotkań skorzysta, jest jasne. Ale to niczego przecież nie zamyka. A tytuł dla zawiercian zdobyty nieco przeciwko temu, co stawia przed nimi los, smakowałby wyjątkowo. O tym, kto sięgnie po zwycięstwo w Lidze Mistrzów - Perugia czy Aluron CMC Warta Zawiercie - przekonamy się w niedzielę o godzinie 20, kiedy wyznaczono początek finału rozgrywek w łódzkiej Atlas Arenie. Wcześniej o 16 Jastrzębski Węgiel powalczy z Halkbankiem Ankara o brązowy medal. Relacje na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.