W niedzielę 27 lipca Leylah Fernandez pokonała Annę Kalińską 6:1, 6:2 i wygrała cały turniej WTA 500 w Waszyngtonie. W stolicy Stanów Zjednoczonych pokonała także m.in. Jessicę Pegulę czy Elenę Rybakinę, rozbudzając apetyty przed domowym "tysięcznikiem" w Montrealu.
REKLAMA
Zobacz wideo To dlatego Świątek wygrała Wimbledon! Spełniła marzenie, o którym nam opowiadała
Zmieszała z błotem organizatorów turnieju. "Obiecali mi coś"
48 godzin po wygranym finale przyszło ogromne rozczarowanie. 22-letnia Kanadyjka przegrała przed własną publicznością już w drugiej rundzie - 4:6, 1:6 z Mayą Joint, z którą wygrała tydzień wcześniej w Waszyngtonie. Było to dla niej bardzo frustrujące. W rozmowie z mediami przytoczyła rozmowy, które odbyła z organizatorami. Ostatecznie pewne uzgodnienia nie doszły do skutku z winy organizatorów.
- Obiecali mi coś... Otrzymałam wiele obietnic dotyczących planu gier, może choćby meczu w sesji wieczornej, ale nie dotrzymali słowa. Trochę mnie to bolało, bo bardzo chciałam zagrać wieczorem, ale chyba była to decyzja polityczna - stwierdziła rozgoryczona Fernandez. W sesji wieczornej tamtego dnia zmierzyły się Amerykanki: Coco Gauff - Danielle Collins oraz inna reprezentantka gospodarzy Victoria Mboko z Sofią Kenin.
- Poza tym publiczność była po prostu niesamowita. Słyszałam, jak konferansjer mnie zapowiadał, a publiczność dopingowała. To mnie poruszyło. Nigdy wcześniej nie miałam takiej energii, a to był zaszczyt i świetna zabawa. Jestem rozczarowana swoim poziomem gry i to nie było fair wobec nich. To był bardzo, bardzo niski poziom. Myślę, iż może on wynikać ze zmęczenia, szybkiej regeneracji i dodatkowej presji, jaką na siebie nakładam. Nie z powodu tego, co zrobiła publiczność, ani z tego, iż gram u siebie, ale z tego, iż sama ją trochę na siebie nakładam - podsumowała.
Leylah Fernandez aktualnie zajmuje 24. miejsce w rankingu WTA Live, ale tuż za nią znajduje się Jelena Ostapenko, która wciąż rywalizuje w Montrealu.