Iga Świątek pokonała Amandę Anisimową 6:0, 6:0 i triumfowała pierwszy raz w Wimbledonie. Finał skończył się po zaledwie 57 minutach. To był nokaut ze strony naszej tenisistki, jedno z najlepszych jej spotkań w tym roku. Rozmawiamy z czołowymi amerykańskimi dziennikarzami tenisowymi, by poznać ich perspektywę na sobotnie starcie w Londynie.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek zamieszkała w dzielnicy prestiżu i luksusu!
Jon Wertheim, dziennikarz stacji CBS i redaktor magazynu "Sports Illustrated" uważa, iż decydujący okazał się początek spotkania. - Zaczęło się źle dla Amandy i gwałtownie zdała sobie sprawę, iż spotkanie o tytuł nie ułoży się chociażby tak, jak półfinał z Aryną Sabalenką (6:4, 4:6, 6:4 - przyp. red.). Dwa dni wcześniej pokonała numer jeden na świecie rozgrywając prawdopodobnie najlepszy dotąd pojedynek w karierze. 48 godzin później miała problem, by utrzymać piłkę w korcie. Być może towarzyszyła jej wyjątkowa presja, gdy zobaczyła np. księżną na trybunach, a puchar blisko kortu.
Anisimowa wyjaśnia
Amerykanka na pomeczowej konferencji prasowej tłumaczyła, dlaczego wypadła tak słabo. - Chyba zamarłam trochę przez nerwy. Już przed meczem byłam zdenerwowana, ale nie jakoś ekstremalnie. Bardziej byłam podekscytowana możliwością rywalizacji. Może też trochę opadłam z sił po tych dwóch tygodniach walki. Nie trenowałam dzień wcześniej, bo czułam się zmęczona. choćby podczas porannej rozgrzewki musiałam odpoczywać po każdej wymianie. Myślę, iż moim największym problemem była kondycja fizyczna. Przetrwać dwa tygodnie w turnieju wielkoszlemowym to duże wyzwanie - powiedziała.
Znany dziennikarz Ben Rothenberg był w Londynie na finale Świątek - Anisimowa. Opowiedział nam, jak z bliska wyglądał ten mecz. - Iga była świetna i szczególnie dobrze rozpoczęła spotkanie, adekwatnie od otwierającego gema. Już po dwóch pierwszych akcjach można było usłyszeć z trybun desperackie okrzyki: "Dawaj, Amanda!" - zaznaczył. Amerykańska tenisistka wygrała losowanie i wybrała serwis, ale na starcie została przełamana. Polka posyłała kapitalne agresywne returny, czym budowała sobie przewagę w wymianach.
- Iga miała świetny plan, aby zmusić Amandę do gry z jej słabszego forhendu jak najczęściej. Return Świątek zdominował serwis Ansimowej, zaatakowała rywalkę przy pierwszej piłce i zmusiła do obrony znacznie częściej, niż by sobie tego nasza zawodniczka życzyła - przyznaje Gill Gross z Tennis Channel.
Jego zdaniem od trzeciego/czwartego gema w głowie Amandy Anisimowej mogły pojawiać się myśli, które tylko ją deprymowały. - Świątek ma w szatni reputację tenisistki, która potrafi totalnie zdominować cię na korcie, a nikt nie chce być zdominowany w finale Wielkiego Szlema. Wyobrażam sobie, iż wewnętrzny dialog w myślach Amandy był bardzo rozwinięty. Próbowała z tym walczyć, ale nie dała rady.
Inaczej na kortach trawiastych niż wcześniej
Zdaniem naszych rozmówców w ostatnich dniach widzieliśmy inną wersję Igi Świątek na trawie. Wertheim uważa, iż Polka "nie chciała wykorzystywać tego sposobu gry, jaki zwykle prezentuje na kortach ziemnych". - Budowała punkty inaczej, opierała się m.in. na serwisie. Myślę, iż ten krótki okres na Majorce bardzo jej pomógł. Mogła poczuć się pewniej, a im więcej wygrywała spotkań na trawie tym bardziej komfortowo czuła się w tych warunkach.
Na Majorce Iga Świątek trenowała tuż po tegorocznym Roland Garros. To wtedy jako Sport.pl mieliśmy okazję z nią rozmawiać. - Dopiero zaczęliśmy treningi na korcie trawiastym, ale Wim przygotował pewne założenia taktyczne, które mam realizować. Będziemy to ćwiczyć na każdym treningu, by potem stosować w trakcie spotkań. Zagramy trochę więcej slajsa, ściętego serwisu, który na trawie przynosi sporo punktów - opowiadała.
Czytaj także: Garcia wysłał sygnał Szczęsnemu
Plan ten zrealizowała perfekcyjnie, na co zwraca uwagę Gross. - Grała szybko, nie podejmując jednocześnie zbyt dużego ryzyka, posyłała głębokie uderzenia. Wcześniejsza niż zwykle porażka w Roland Garros sprawiła, iż miała wraz z Wimem dodatkowy tydzień na treningi, co było bardzo pożyteczne. Dotarcie do finału w Bad Homburg kilka dni wcześniej dodało też Idze pewności siebie przed Wimbledonem.
Dziennikarz Tennis Channel zwraca również uwagę na stronę mentalną: "Ostatnia kwestia, której nie można bagatelizować, to najmniejsza presja, z jaką Iga mierzyła się przed tym turniejem Wielkiego Szlema od około czterech lat. Wydawało się, iż spadł jej prawdziwy ciężar z ramion i mogła grać swobodniej". Rothenberg dodaje zaś: "Myślę, iż największą zmianą w przypadku Igi na trawie było jej nastawienie - w tym roku nie widzieliśmy defetyzmu z jej strony. Wiedziała, iż może wygrywać kolejne mecze." Polka wcześniej nie czuła się aż tak pewnie w Londynie, gdzie najwyżej dotarła do ćwierćfinału dwa lata temu.
Anisimowa nie poszła drogą Świątek
Amerykanie przyznają, iż nie spodziewali się aż tak wysokiego zwycięstwa Igi Świątek nad Amandą Anisimową. Ben Rothenberg: „Podejrzewałem, iż Iga wygra i myślałem, iż wynik może być jednostronny, może 6:1, 6:2. Oczywiście 6:0, 6:0 musi zaskakiwać, ale Polka tak dobrze potrafi sobie radzić w najważniejszych meczach, iż chyba powinniśmy się tego spodziewać."
Po ostatnim meczu Świątek ma bilans w finałach 23-5, a na poziomie wielkoszlemowym 6-0. Jon Wertheim zwraca uwagę, iż Anisimowa pierwszy raz wystąpiła w spotkaniu finałowym w Wielkim Szlemie. - To ciekawe, jak niektórzy potrafią sobie radzić w debiutanckim finale tych największych imprez - myślę o Idze w Roland Garros 2020 czy np. Jelenie Rybakinie w trakcie Wimbledonu 2022. Inni zaś jak Amanda nie są w stanie pokazać swojego najlepszego tenisa.
Dla Amandy Anisimowej udany występ w Wimbledonie oznacza, iż od poniedziałku awansuje na siódme miejsce w rankingu WTA, najwyższe w karierze. Iga Świątek wskoczy na trzecią pozycję, której jeszcze nigdy dotąd nie zajmowała. Była m.in. liderką czy wiceliderką, ale ani razu trzecią rakietą świata. Przed Polką odpoczynek a następnie turnieje na kortach twardych w Kanadzie i USA.