Kilka dni po dołączeniu do H. Skrzydlewska Orła Łódź, Mikkel Andersen zadebiutował w barwach nowego klubu. Duńczyk został wpisany pod numerem rezerwowego na mecz inaugurujący sezon Metalkas 2. Ekstraligi przeciwko Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Niestety, to spotkanie zapamięta na długo – nie ze względu na wynik czy punkty, ale przez bolesny upadek.
Przez pierwszą część zawodów Andersen nie pojawiał się na torze. Dopiero w 10. biegu trener Janusz Ślączka dał mu szansę w miejsce słabo spisującego się Mateusza Bartkowiaka. To właśnie między tą dwójką ma rozstrzygać się rywalizacja o miejsce w podstawowym składzie. Ten występ nie należał jednak do udanych.
Mikkel Andersen dobrze wystartował i przy wjeździe w drugi wiraż znalazł lukę przy krawężniku, którą postanowił wykorzystać. Manewr zapowiadał się obiecująco, jednak w decydującym momencie Duńczyk zahaczył stopą o krawężnik, co wytrąciło go z równowagi. Spadł z motocykla i z impetem wpadł w jadącego obok Emila Maroszka.
W chwili upadku Andersen był nieprzytomny, dlatego natychmiast zareagowały służby medyczne. Zawodnik Polonii o własnych siłach wrócił do parku maszyn, natomiast Andersen został ocucany i odwieziony karetką z toru. Mimo wszystko pozostał na stadionie i był zdolny do dalszej jazdy, choć nie otrzymał już kolejnych szans.
Po meczu zawodnik udał się do domu, gdzie dochodzi do siebie. Jego stan zdrowia określany jest jako dobry, choć sam żużlowiec przyznał, iż czuje się tak, „jakby przejechał po nim pociąg”. W najbliższych dniach Duńczyk będzie odpoczywał, a czas pokaże, czy zdąży wrócić do pełni sił na wyjazdowy mecz 2. rundy Metalkas 2. Ekstraligi, w którym Orzeł Łódź zmierzy się z Hunters PSŻ Poznań.
– Obecnie (dop. red. Mikkel Andersen) jest już w domu – mimo iż ogólnie czuje się dobrze, to ma wrażenie, jakby przejechał po nim pociąg… Teraz planuje odpocząć i dać czas głowie oraz ciału na regenerację – czytamy na profilu zawodnika.

