Świątek prowadziła 4:1, gdy zaczął się dramat. Abramowicz aż schowała wzrok

7 godzin temu
- Widziałeś? - rzucił jeden z komentatorów już po pierwszej akcji meczu i nietypowym zagraniu Igi Świątek. Potem wszyscy przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy przy prowadzeniu 4:1 gra polskiej tenisistki nagle mocno się posypała. Ale odbudowała się i finalnie pokonała 208. w rankingu WTA Caty McNally 5:7, 6:2, 6:1.
Czwarta kontra 208. zawodniczka świata - już na bazie samego rankingu WTA wydawało się, iż Igę Świątek czeka w II rundzie spacerek po londyńskiej trawie. Ale tenisowi eksperci wiedzieli, iż Caty McNally potrafi znacznie więcej, co udowodniła już w poprzednim meczu z Polką.


REKLAMA


Zobacz wideo Wimbledon porwał Polaków! Tak bawią się nasi kibice


Rywalka Świątek była tylko tłem. Do czasu. Fatalna seria Polki
Świątek i McNally przyszły na świat w odstępie niespełna pół roku, ale w tenisowym świecie od kilku lat dzieli je przepaść. Amerykanka już w ich poprzednim meczu - w 2022 roku w Ostrawie - pokazała, iż ma umiejętności na czołową "50" światowej listy (przegrała wtedy 4:6, 4:6), ale zbyt często w ostatnich latach mierzyła się z kłopotami zdrowotnymi. W czwartek zaś Polka w decydującym momencie pokazała, iż ta przepaść w w rankingu nie jest całkiem przypadkowa.
- Widziałeś tego bekhendowego slajsa Igi? - rzucił z zadowoleniem, ale i zaskoczeniem jeden z komentatorów Polsatu Sport już po pierwszej akcji.
Potem w ciągu kilkunastu minut Polka jeszcze kilka razy błysnęła zagraniem, którego dotychczas bardzo brakowało w jej grze na trawie. Po stronie 24-latki działało wszystko i ta zapisywała na swoim koncie kolejne gemy. - Weszła drzwiami i oknami - podsumował znów komentator.
Po 12 minutach Świątek prowadziła 3:0, a McNally wyglądała, jakby nie wierzyła, iż jest w stanie przerwać tę passę. Pomogła jej w tym... sama Iga Świątek. Polka grała nieraz ryzykownie i zdarzały się jej błędy, ale wydawało się, iż ma sytuację pod kontrolą. Pierwszy przegrany gem jeszcze nie wzbudził niepokoju, ale zaraz potem straciła trzy z rzędu i jej przewaga odeszła w zapomnienie.


Nieczyste zagrania, kolejne niewymuszone błędy i piłki posyłane daleko poza kort - tak coraz częściej wyglądała gra Polki. Raz szwankował return, raz serwis i nad głową byłej wiceliderki światowego rankingu zebrały się bardzo ciemne chmury. W dziewiątym gemie trzykrotnie była o punkt od kolejnej straty podania i wtedy się wybroniła, ale w 11. - przy dwóch "break pointach" rywalki - już nie. Psycholożka sportowa Daria Abramowicz w pewnym momencie spuściła głowę, a Amerykanka, która mądrzej korzystała z zapaści rywalki, nie miała problemu z przypieczętowaniem zwycięstwa w tej partii.


Świątek uniknęła powtórki wpadki sprzed czterech lat. Chusteczka to nie ręcznik
Wtedy niektórzy kibice mogli zacząć sprawdzać, kiedy poprzednio Polka przegrała z rywalką spoza Top200. Otóż w marcu 2021 r., gdy uległa w Miami Chorwatce Anie Konjuh (338.). Chorwatka jednak - tak samo jak McNally - tak nisko była z powodu kłopotów ze zdrowiem.
Podstawowe pytanie po pierwszym secie czwartkowego pojedynku brzmiało, jak zareaguje po przerwie 24-latka z Raszyna. Na szczęście - dla siebie i swoich kibiców - wróciła z tenisowych zaświatów.
Gdy prowadziła 3:0 w drugim secie, fani Igi Świątek pewnie jeszcze zachowali ostrożność, mając w pamięci przebieg poprzedniej odsłony. Ale tym razem awarii nie było. Świątek wróciła na wyższy poziom, a intensywność spotkania coraz bardziej zaczęła dawać się we znaki jej rywalce, która jeszcze nigdy nie pokonała tenisistki z Top10.


Tym razem obyło się bez zapaści, choć Polce zdarzały się nerwowe reakcje po błędach. Nie wytrąciło jej to jednak z rytmu i spokojnie doprowadziła tę partię do końca. Tak samo wyglądał decydujący set . W drugim gemie na chwilę przerwano grę, by usunąć z kortu chusteczkę. McNally, która nigdy wcześniej nie przeszła w Wimbledonie pierwszej rundy, co prawda nie rzuciła ręcznika, ale jej ambitna walka kilka dawała. Coraz mocniej bowiem widać było u niej zmęczenie. Zaliczyła kilka popisowych zagrań i zbierała brawa za dzielną obronę, ale traciła w ten sposób też coraz więcej sił i do końca meczu już Polce nie zagroziła poważniej. Pozostał jej uśmiech po wygraniu jedynego w tej partii gema, przy stanie 5:0 dla rywalki.
Świątek tym samym powtórzyła ubiegłoroczny wynik z Wimbledonu, ale oczywistym jest, iż to nie zaspokaja ani jej ambicji i oczekiwań wobec ćwierćfinalistki tej imprezy sprzed dwóch lat. W trzeciej rundzie czekać może ją jednak duże wyzwanie, bo zmierzy się z Danielle Collins. Amerykanka co prawda jest dopiero 54. rakietą świata, ale dwa razy pokonała Polkę (w tym w maju w 3. rundzie jednego z ulubionych turniejów 24-latki - w Rzymie) i uchodzi za niewygodną dla niej rywalkę.
Najnowszy ekskluzywny Magazyn.Sport.pl już jest! Polskie piłkarki debiutują w prestiżowych mistrzostwach Europy, a Sport.pl jest na miejscu. Pogłębione analizy i kapitalne wywiady przeczytasz >> TU
Idź do oryginalnego materiału