- Sprintem do mety - podsumował komentator, gdy Iga Świątek wyszła na prowadzenie 5:0 w decydującym secie pojedynku z Fioną Ferro sprzed czterech lat. Ale wcześniej w tym meczu Polka zaliczyła prawdziwy maraton, w którym początkowo miała mocno pod górkę. Nigdy więcej takiego spotkania w 2. rundzie US Open nie zagrała. Wydaje się, iż teraz z Suzan Lamens, z którą nigdy wcześniej się nie mierzyła, powinna się uporać znacznie szybciej.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek przeszła do historii Wimbledonu! "Gwiazda na skalę wszechświata"
Świątek kucnęła i pochyliła głowę. Polka wskazała problem. "To nie był pierwszy raz"
Świątek wcześniej rywalizowała z Ferro raz i wówczas bez najmniejszych problemów wyeliminowała Francuzkę. W Nowym Jorku jednak ta przez dwa sety była bardzo wymagającą przeciwniczką. W pierwszym kontrolowała sytuację, notując osiem uderzeń wygrywających i pięć niewymuszonych błędów. Polka była wówczas pod tym względem na minusie (11-15). W końcówce straciła podanie po podwójnym błędzie, a partię zakończyła błędem przy returnie.
Wróciła potem na adekwatną ścieżkę, choć początek drugiej odsłony mógł jeszcze tego nie zwiastować. Świątek zaczęła bowiem od straty podania. Wtedy musiała wyrzucić z siebie emocje. Kamery pokazały, jak ówczesna siódma rakieta świata kucnęła przy krzesełku i pochyliła głowę. Po jej policzkach popłynęły zaś łzy. Zaraz potem zaś prowadzenie podwyższyła Ferro, a Polka po ostatniej akcji tego gema wydawała się podirytowana i przekazywała jakieś uwagi zasiadającym na trybunie członkom swojego sztabu szkoleniowego.
- Nie zaczęłam odpowiednio, ponieważ miałam problemy z poruszaniem się. To nie był pierwszy raz, staram się więc nad tym pracować. W drugim secie nieco się rozluźniłam i zmieniłam trochę taktykę - opowiadała Świątek dziennikarzom już tamtym po spotkaniu.
W powrocie do rywalizacji pomógł jej sprawiający dużo problemów przeciwniczkom forhend. Wyszła na prowadzenie 4:2, ale Ferro łatwo nie zamierzała odpuszczać. Zajmująca 74. miejsce w rankingu WTA Francuzka w 12. gemie obroniła dwie piłki setowe i doprowadziła do tie-breaka. W nim już coraz mocniej rozpędzała się faworytka z Raszyna. Po efektownym forhendzie wzdłuż linii wyszła ona na prowadzenie 5-2, a chwilę później - z pomocą pomyłki Ferro - przypieczętowała doprowadzenie do remisu w tym spotkaniu.
Sprintem do mety. Ekspert apeluje: Świątek nie musi być Supermanem
Decydująca odsłona była już bez historii - ówczesna tenisistka trenera Piotra Sierzputowskiego dominowała od początku do końca. Dzięki efektownej odbudowie na korcie na koniec mogła też pochwalić się korzystnym stosunkiem winnerów do niewymuszonych błędów (37-35).
- Na pewno przy stanie 3:6, 0:2 wielu kibiców tenisa z ciekawości włączyło mecz, żeby zobaczyć, co się dzieje, iż Iga przegrywa. I co zobaczyli? Że ona ma kłopoty, ale nad nimi pracuje. Zobaczyli zamknięte oczy, koncentrację, sięganie do narzędzi, dzięki którym Iga może sobie poradzić - tłumaczył wówczas w rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem Maciej Synówka.
Trener także zapewniał, iż sam choćby na chwilę nie zwątpił wtedy w Świątek. choćby przy stanie 0:2 w drugim secie. Nawiązując zaś do jej płaczu, apelował do kibiców o to, aby dać Polce prawo do wyrażania emocji na korcie.
- Ta sytuacja pokazała tylko, jak olbrzymim wysiłkiem jest taki mecz. Łzy to oznaka smutku i dlaczego mielibyśmy tego Idze odmawiać? Zawodnik z pierwszej światowej "10" musi być Supermanem? Nie musi. A przecież jest pod większą presją niż każdy z nas - argumentował.
W tamtej edycji Świątek dotarła do 1/8 finału nowojorskiego turnieju. w tej chwili jest drugą rakietą świata i w międzyczasie dołożyła do swojego dorobku jeszcze m.in. pięć tytułów wielkoszlemowych. Będzie też zdecydowaną faworytką czwartkowego spotkania z 66. na światowej liście Lamens. Pojedynek ten ma się rozpocząć o godz. 17.30 czasu polskiego.