Tenis. Fryderyk Lechno-Wasiutyński wrócił z USA, aby zagrać w meczu Pucharu Davisa w Gdyni

5 dni temu

Fryderyk Lechno-Wasiutyński (834 ATP) 31 sierpnia niespodziewanie triumfował w turnieju ITF M25 w Poznaniu. Dwa dni później poleciał na uczelnię do USA.

– W drodze do San Francisco dostałem wiadomość, iż będę potrzebny na mecz Pucharu Davisa Polska – Wielka Brytania w Gdyni. Zależy mi na występach w kadrze, więc decyzja była oczywista – wyjaśnia Fryderyk.

– Troszeczkę potrenowałem u siebie w Stanach i wróciłem od razu do Polski, żeby być tu z drużyną w tak ważnym spotkaniu – dodaje tenisista.

Inna sytuacja

Fryderyk miał już okazję towarzyszyć reprezentacji narodowej – dokładnie dwa lata temu w Kozerkach. Polacy pokonali Barbados, a tenisista z Wielkopolski jako junior miał okazję trenować razem z Hubertem Hurkaczem, Tomaszem Berkietą, Olafem Pieczkowskim, Janem Zieliński i Karolem Drzewieckim. Teraz ma szansę zadebiutować w drużynowych rozgrywkach.

– To jest zupełnie inna sytuacja, niż wtedy. W Kozerkach byłem tylko sparingpartnerem, a teraz jestem członkiem drużyny, zawodnikiem rezerwowym gotowym do gry, jeżeli taka będzie decyzja naszego kapitana. To osobiście też inna sytuacja, bo jest u mnie większa świadomość, trochę większe doświadczenie, no i pierwsze w karierze zwycięstwo w turnieju ITF w Poznaniu dało mi o wiele więcej pewności siebie – podkreśla Lechno-Wasiutynski.

Samodzielność

Ma za sobą już dwa semestry studiów w USA na prestiżowym Uniwersytecie Berkeley. Z perspektywy czasu i bagażu doświadczeń trudno nie zauważyć, iż nie tylko zmężniał fizycznie, poprawił swój tenis, ale przede wszystkim wydoroślał.

– Na pewno ten czas nauczył mnie trochę samodzielności, ale też samodyscypliny w nauce, bo siłą rzeczy muszę tam polegać tylko na sobie i być systematycznym, żeby pogodzić wszystko: naukę, obowiązki w szkołę, treningi, a to wszystko jeszcze za granicą i w obcym języku. A to nie jest proste. To na pewno miało też duże przełożenie na mój tenis, ponieważ czuję na korcie, iż potrafię bardziej polegać już na sobie, nie szukam i nie potrzebuję jakiegoś wsparcia z boksu czy od trenerów. Oczywiście jak jest to wsparcie, to pozostało lepiej, ale gdy go nie ma, też sobie zacząłem dobrze radzić, kiedy jestem sam na turnieju. I zupełnie nie zgadzam się z często powtarzaną tezą, iż jak ktoś idzie na studia do USA, to już ten tenis schodzi na dalszy plan i iż się nie wraca do adekwatnego touru. Zresztą rozmawiałem tu z Jankiem Zielińskim, który też studiował w Stanach, a teraz gra w największych turniejach. To jest tylko kwestia pogodzenia wszystkiego, utrzymania się przy swoich postanowieniach i tenisowej pasji. Trzeba po prostu być cały czas skupionym na sporcie i nie można myśleć o imprezowaniu, o wychodzeniu z kumplami, tylko trzeba mieć swoje cele i się ich trzymać, no i systematycznie pracować – zaznaczył Fryderyk.

Studia jeszcze przez przynajmniej rok

– Po zwycięstwie w Poznaniu jest jakaś tam pokusa, żeby zostać i grać dalej w tourze. Ale z drugiej strony mam jeszcze bardzo dużo do poprawy, więc muszę sporo rzeczy przepracować, a college mi to umożliwia, ponieważ mam tam bardzo dobre warunki treningowe – wielu dobrych zawodników, trenerów, fizjoterapeutów, dosłownie pełen sztab. Wszystko jest jakby robione pod nas, a w Polsce bardzo ciężko o takie warunki. Dlatego na razie będę tam wracał, na pewno na najbliższy rok, czyli dwa semestry, a potem zobaczymy jak będzie dalej. Będę tam ciężko pracował, ale też będę próbował grać w turniejach ITF w Stanach podczas przerwy zimowej, czyli w grudniu i styczniu. Od połowy stycznia zaczyna się sezon college’owy i będę grał wtedy tylko w rozgrywkach uniwersyteckich – tłumaczy Fryderyk.

W polskiej drużynie Lechno-Wasiutyński zastąpił chorego Maksa Kaśnikowskiego.

Fot. Olga Pietrzak/PZT

Idź do oryginalnego materiału