Tanzańczyk Alphonce Felix Simbu sięgnął po złoty medal mistrzostw świata w Tokio pokonując na ostatnich metrach Niemca Amanola Petrosa. O zwycięstwie zadecydował fotofinisz. Różnica wyniosła zaledwie trzy setne sekund! Najmniej w historii mistrzowskich maratonów.
Sprinterska szarża Simbu
Rywalizacja w upale i wysokiej wilgotności toczyła się od początku w szybkim tempie, z wieloma zmianami liderów. Na czoło wysuwali się m.in. Vincent Ngetich z Kenii, Richard Ringer z Niemiec czy obrońca tytułu Victor Kiplangat z Ugandy.
Ostatecznie na bieżnię stadionu olimpijskiego jako pierwszy dotarł Niemiec Amanal Petros, który długo był przekonany, iż sięgnie po złoto. Na 200 metrów przed metą zdecydował się na atak, jednak Simbu zaskoczył go piorunującym przyspieszeniem.
– Byłem pewny zwycięstwa, a on nagle ruszył jak sprinter. To dla mnie lekcja i motywacja, by następnym razem być jeszcze mocniejszym – komentował Niemiec.
Ostatecznie obaj uzyskali taki sam czas – 2:09:48, a o zwycięstwie Simbu zdecydowała analiza fotofiniszu. Okazało się, iż różnica między nimi wynosiła zaledwie trzy setne sekundy!
fot. Mattia Ozbot for World Athletics
Trening w górach przyniósł efekt
Simbu od lat marzył o takim sukcesie. Już w 2017 roku 32-latek zdobył brązowy medal mistrzostw świata, ale kolejne próby nie przynosiły oczekiwanych rezultatów.
– To nowa karta w dziejach Tanzanii. Dzień wielkiej euforii i dowód, iż dyscyplina i ciężka praca dają owoce. Nie poddałem się, choć wiele razy było trudno – mówił uradowany po biegu.
Simbu przyznał, iż kluczem do zwycięstwa były przygotowania w rodzimym kraju, na wymagających trasach górskich. – Rok temu w Paryżu było dla mnie wyjątkowo ciężko. Teraz postanowiłem trenować w różnych warunkach i to dało efekt. Wiedziałem jedno: nie wolno się poddawać – mówił nowy mistrz świata.
Triumf w Tokio to nie tylko największy sukces w karierze Simbu, ale również historyczny moment dla Tanzanii, która po raz pierwszy cieszy się ze złota w globalnym lekkoatletycznym czempionacie.
Jako trzeci bieg ukończył Iliass Aouani z czasem 2:09:53.
Dla Włocha brązowy medal również miał ogromną wartość. – Za tym sukcesem kryje się wiele trudnych momentów, nieudanych startów i rozczarowań. Tym bardziej jestem dumny, iż dziś mogę cieszyć się podium – podkreślał.
Kaczor pięćdziesiąty
Jedynym Polakiem w stawce był Mateusz Kaczor, który od początku biegł w drugiej części zawodników. Ostatecznie finiszował na 50. miejscu, uzyskując czas 2:21:51. To najgorszy maratoński czas w karierze biegacza z Radomia.
– Cały bieg trzeba było pamiętać o odpowiednim chłodzeniu. Wiedziałem, iż dobiegnę do mety. Po to tutaj przyjechałem. Zrobiłem tyle, ile mogłem. Teraz muszę odpocząć, by może w grudniu wystartuje w maratonie w Walencji – powiedział Mateusz Kaczor.
Do mety maratonu dobiegło 66 zawodników.
Przypomnijmy, iż wczoraj odbył się maraton kobiet. Mistrzynią świata z wynikiem 2:24:43 została Kenijka Peres Jepchirchir, a srebrny i brązowy krążek trafiły do Etiopki Tigst Assefy i Urugwajki Julii Paternain. Z dwóch Polek do mety dotarła jedynie Aleksandra Brzezińska, która uzyskała wynik 2:39.46 i zajęła 39. miejsce. Izabela Paszkiewcz zeszła z trasy.
Źródło: World Athletics, red
fot. w nagłówku Mattia Ozbot for World Athletics