Trzecioligowiec zagrał w finale Pucharu Niemiec. W 86. minucie wszyscy złapali się za głowy

7 godzin temu
Co za batalia w finale Pucharu Niemiec! Zmierzyły się w nim VFB Stuttgart, a także jedna z największych sensacji w historii tych rozgrywek, czyli trzecioligowa Arminia Bielefeld. Były klub Artura Wichniarka wyeliminował już wielu ogromnych faworytów i Stuttgartowi zabójczą końcówką też sprawił niemało kłopotów. Ostatecznie jednak to drużyna z Bundesligi wygrała 4:2 po szalonym meczu i zdobyła trofeum po raz pierwszy od wielu lat.
Puchar Niemiec już w poprzednim sezonie pokazał, iż ma coś wspólnego z Pucharem Polski, a mianowicie bardzo lubi niespodzianki. Wówczas w finale zagrało drugoligowe Kaiserslautern, pokonane ostatecznie 0:1 przez Bayer Leverkusen. Tym razem drugoligowca w decydującym meczu zabrakło, ale to m.in. dlatego, iż zagrał w nim... trzecioligowiec! Arminia Bielefeld miniony już sezon spędziła w 3. Bundeslidze, ale to nijak nie przeszkodziło jej w wyeliminowaniu całej armii drużyn z Bundesligi.


REKLAMA


Zobacz wideo Lech Poznań w Lidze Mistrzów?! Wzruszony prezes: Chcemy więcej!


Takiego finalisty nie było od prawie ćwierćwiecza
Union Berlin w II rundzie, Freiburg w 1/8 finału, Werder Brema w ćwierćfinale i Bayer Leverkusen w półfinale. Każdy z tych zespołów nie podołał dzielnemu trzecioligowcowi. Arminia stała się pierwszym zespołem z tak niskiego poziomu rozgrywkowego w finale Pucharu Niemiec od 2001 roku, gdy zagrał w nim Union Berlin (wówczas 3. Bundesliga nie była jeszcze ligą na szczeblu centralnym i zwano ją po prostu Regionalligą).


Wspomniany Union przegrał wówczas 0:2 z Schalke 04, za to Arminia napotkała na drodze VFB Stuttgart. To dziewiąty zespół zakończonego już sezonu Bundesligi. Puchar Niemiec był dla nich ostatnią szansą na grę w europejskich pucharach. Mieli świadomość, co potrafi zespół z Bielefeldu, ale absolutnie nie mieli zamiaru dać się zaskoczyć, co gwałtownie udowodnili.


Stuttgart nie dał się zaskoczyć i nie miał litości. Arminia walczyła do końca
Już do przerwy faworyt był na autostradzie do pucharu. Po trafieniach Nicka Woltemade w 15. oraz Enzo Millota w 22. minucie prowadzili 2:0, a w 28. minucie było już 3:0, gdy do siatki trafił Deniz Undav. Stuttgart bardzo gwałtownie zderzył trzecioligowca z rzeczywistością, a Arminia nie była w pierwszej połowie w stanie choćby oddać celnego strzału.


Po przerwie VFB już do reszty dobiło Arminię, gdy w 66. minucie precyzyjnym strzałem ze skraju pola karnego popisał się autor dubletu Millot. To była deklasacja, ale "kopciuszek" nie dał się tak po prostu rozbić. Jeszcze zdołali napędzić rywalom strachu. Między 82. a 85. minutą strzelili dwa gole. Choć zasadniczo oni sami trafili do siatki tylko raz, gdy sytuację w polu karnym wykorzystał Julian Kania. Drugiego gola Stuttgart strzelił sobie sam, a konkretnie Josha Vangoman, który tak wybił dośrodkowanie głową, iż aż wpakował piłkę do własnej bramki. Aż trudno uwierzyć, iż wyszedł mu taki "strzał".


Czekali na to prawie 30 lat
Arminia zbliżyła się na dwa gole, ale Stuttgart w porę się obudził i nie zafundował własnym kibicom szokująco stresującej końcówki. VFB wygrało 4:2 i zakończyło piękny sen trzecioligowca. To ich pierwszy triumf w Pucharze Niemiec od 1997 roku, a ogólnie pierwsze trofeum od 2007 roku (mistrzostwo Niemiec). Arminia napisała kawał historii. Odeszła na koniec z niczym, ale ten sezon to dla nich i tak sukces. Zajęli bowiem pierwsze miejsce w tabeli 3. Bundesligi i awansowali na zaplecze niemieckiej ekstraklasy.
Idź do oryginalnego materiału