Twarzą w twarz z opozycją. Piesiewicz usłyszał: czas na dymisję. Oto reakcja

4 godzin temu
Radosław Piesiewicz kilka dni temu spotkał się z opozycją z Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Swoim oponentom przekazał, iż do dymisji się nie poda, bo PKOl funkcjonuje dobrze, a on nie ma sobie nic do zarzucenia. Jak usłyszeliśmy, "manifestował optymizm", "był uśmiechnięty", "wierzył w swój urok osobisty". Teraz Piesiewicz szykuje się na... olimpijską galę.
"Rozmowy" na linii Radosław Piesiewicz – jego opozycja w PKOl, realizowane są już od kilku miesięcy. Piszemy o nich w cudzysłowie, bo do tej pory przeważnie były one prowadzone przez korespondencję, wywiady, czy hasła wygłaszane w mediach. Ale niedawno, 23 kwietnia, prezes PKOl miał jednak na własne oczy zobaczyć, iż osób, które nie chcą go w komitecie olimpijskim, zebrało się naprawdę sporo.


REKLAMA


Zobacz wideo Jaka będzie przyszłość Piesiewicza? "Zaczynają się schody"


Niektórzy zachwyceni: najbardziej wiarygodny prezes PKOl-u
Te osoby, to w dużej części ludzie z jego otoczenia - członkowie prezydium i zarządu PKOl, ale też ci, którym komitet ma służyć, czy być dla nich domem: prezesi polskich związków sportowych i byli sportowcy. Ich do Palazzo Murano zaprosił książę Jan Lubomirski-Lanckoroński, prawnuk Stefana Lubomirskiego, współzałożyciela i pierwszego prezesa PKOl. Zaprosił też Piesiewicza, by na neutralnej ziemi, "w kameralnym gronie osób oddanych idei olimpizmu, pod symbolicznym patronatem mojego pradziadka", konstruktywnie porozmawiać - cytował fragmenty zaproszenia księcia Onet. Piesiewicz najpierw dopytywał o szczegóły posiedzenia, ale zaproszenie ostatecznie przyjął.
23 kwietnia, niemal równo dwa lata po wyborze na prezesa PKOl, w pięknej sali Palazzo Murano czekało na niego ponad 30 działaczy, do tego kilkanaście połączonych było za pośrednictwem internetu. To właśnie od tej opozycji, liczącej w tej chwili około 40 osób, Piesiewicz pierwszy raz usłyszał twarzą w twarz, iż ci nie chcą już z nim dalej współpracować i proszą o dymisję. A jeżeli do niej nie dojdzie - sami rozpoczną procedurę odwołania go z funkcji. Jedna z opcji zakłada, iż na zarządzie opozycja przegłosuje zwołanie nadzwyczajnego walnego zgromadzenia, na którym pojawi się wniosek o odwołanie prezesa. Problem w tym, iż statut PKOl jest w tej kwestii mocno skomplikowany i także wśród prawników, z którymi rozmawialiśmy, pojawiają się wątpliwości dotyczące takiej procedury.


W najbardziej gorącej części dyskusji w pałacu między dużą grupą opozycyjną i mniejszą popierającą Piesiewicza doszło do kilku ostrzejszych wymian. Niektórzy nie mogli strawić haseł, iż Piesiewicz to "najbardziej wiarygodny prezes PKOl", czy "dobry człowiek na adekwatnym miejscu", które na sali padały. Obecny prezes ciągle ma poparcie pewnej grupy, z której na sali obecnych było np. kilku przedstawicieli Towarzystwa Olimpijczyków Polskich: Mieczysław Nowicki (prezes) czy Teresa Sukniewicz-Kleiber (wiceprezes). Był tam też Andrzej Supron (wiceprezes PKOl), który próbował przekonywać, iż komitet z Piesiewiczem na czele zyskuje, ale kontrargumenty i przykłady, iż tak nie jest, pojawiły się szybko. Opozycja przypomniała wątpliwości co do pożytkowania pieniędzy komitetu, wysokie, średnio kilkudziesięciotysięczne wynagrodzenie prezesa, którego nie pobierał żaden poprzednik, dziwne umowy ze sponsorami i nieprzejrzyste dzielenie pieniędzy na związki, badaną przez prokuraturę możliwość fikcyjnego wystawiania przez Piesiewicza faktur na 9 mln złotych, czy funkcjonowania restauracji w gmachu PKOl, której udziały przeszły w ręce komitetu i osób powiązanych z prezesem. Do tego dochodziły m.in. brak informacji o operacjach finansowych dla komisji rewizyjnej, przeciąganie wypłat premii olimpijskich dla sportowców. Lista poważnych zastrzeżeń jest długa.
Uśmiechnięty Piesiewicz "wierzył w swój urok osobisty"
Co na to Piesiewicz? Na kwietniowym spotkaniu prezes PKOl retorykę opozycji negował. Używanymi przez niego hasłami były m.in.: "nagonka polityczna", "nic nie udowodniono", "zostałem wybrany demokratycznie".


Zresztą Piesiewicz w pewnym momencie przekazał, iż do dymisji się nie poda, bo PKOl funkcjonuje dobrze, a on nie ma sobie nic do zarzucenia. Jak usłyszeliśmy "manifestował optymizm", "był uśmiechnięty", "wierzył w swój urok osobisty".


W mniej formalnej części spotkania prezes PKOl zapraszał niektórych na prywatne spotkania, by tam omówić problemy. I to nie pierwszy raz, kiedy tak robi. Już w lutym, gdy dostał podpisany przez 22 osoby list nawołujący do jego dymisji, zapraszał wszystkich sygnatariuszy na herbatę i chciał przekonywać, iż wszystko jest dobrze. Zresztą, jak usłyszeliśmy, choćby podczas kontroli czynionej w PKOl przez różne urzędy, uśmiech z twarzy prezesa nie znikał. Niektórzy zastanawiali się, czy jest tak perfekcyjnie doklejony, czy prezes naprawdę jest tym wszystkim niewzruszony.
istotną rzeczą, jaką usłyszeli zgromadzeni w pałacu goście, była zapowiedź zwołania przez Piesiewicza zarządu PKOl, tak by można było powołać Walne Zgromadzenie Sprawozdawcze. Powinno się ono odbyć do końca czerwca, więc jego datę trzeba znać miesiąc wcześniej, a pozostało czas wyznaczony na poinformowanie o nim działaczy.
Piesiewicz uspokajał, teraz przygotowania do uroczystej gali
W tym roku nie odbył się żaden zarząd, choć ich daty były nakreślone. Piesiewicz ich odwołanie tłumaczył kontrolami prowadzonymi przez różne podmioty, czekaniem na ich zakończenie, czy też tym, iż terminy zarządów nie odpowiadały niektórym członkom. Opozycja odczytywała to jako strach przez ewentualną próbą odwołania prezesa. I teraz też niektórzy prezesi nadmieniają, iż Piesiewicz coś przeciw tym procedurom wymyśli, a na razie dalej gra na czas.


Na razie w PKOl wszyscy przygotowują się do "uroczystej gali" - chodzi o anonsowany w ten sposób na stronie komitetu konkurs, jaki organizuje Komisja Sportu Kobiet Polskiego Komitetu Olimpijskiego na "Trenerkę Roku 2024". Tegoroczna impreza odbędzie się 9 maja i ma być na niej sporo ważnych gości, choć szczegóły owiane są tajemnicą. Wiadomo, iż na żywo pokaże ją Polsat Sport 3. Polsat jest od ponad roku partnerem medialnym komitetu, a jego dyrektor ds. sportu Marian Kmita, jest jednym z wiceprezesów PKOl.
Idź do oryginalnego materiału