Wielki mecz Hurkacza w Rzymie! Pokonał swojego "bliźniaka"

5 godzin temu
Dwóch zawodników wyglądających jak bliźniacy, deszcz, prawie trzygodzinna przerwa i ponad sześć godzin czekania na rozstrzygnięcie. To był jeden z najbardziej szalonych meczów w karierach Huberta Hurkacza i Jakuba Mensika. Ostatecznie wszelkie "dziwactwa" lepiej zniósł reprezentant Polski! Hurkacz wygrał 7:6(5), 4:6, 7:6(5) i awansował do ćwierćfinału turnieju ATP Masters 1000 w Rzymie!
Obaj tenisiści wzbudzili sporą konsternację wśród kibiców jeszcze przed rozpoczęciem gry. Okazało się, iż Polak i Czech wyszli na mecz ubrani łudząco podobnie, gdyż posiadają tego samego sponsora. Grali choćby tym samym modelem rakiety, więc oglądając mecz w telewizji, można było ich odróżnić wyłącznie po szczegółach. Takich, jak inaczej założone czapki (Mensik miał daszek do tyłu, Polak do przodu) czy to, iż Hurkacz występował z ortezą na kolanie.


REKLAMA


Zobacz wideo Najstraszniejsza dzielnica. Szyldy po arabsku i apel: Więcej Yamalów, mniej eksmisji


Spotkanie tenisowych bliźniaków. Nie tylko ze względu na ubiór
Można było więc współczuć tym fanom, którzy na kort przybyli nieco później, lub przed telewizorami nie oglądali transmisji od samego początku. Dojście do wniosku, kto jest kim, prawdopodobnie musiało im zabrać chwilę czasu. W dodatku gdy Hurkacz wychodził na kort, jeszcze większe zamieszanie wprowadziła pani spiker, która przedstawiła Polaka jako... jego rywala.


Pół żartem, pół serio można stwierdzić, iż styl gry obu tenisistów także nie sprzyjał w ich odróżnieniu. Obaj dysponowali znakomitym serwisem i mocną siłą uderzenia, wskutek czego długich wymian było w tym meczu jak na lekarstwo. W pierwszym secie nie oglądaliśmy też żadnych przełamań.


Ba, choćby ich prób było jak na lekarstwo. Pierwsza nadeszła dopiero w dziewiątym gemie, kiedy 19-latek dość niespodziewanie utracił koncentrację i przegrywał już 15:40. Hurkacz jednak nie potrafił wykorzystać chwilowej gorszej dyspozycji rywala. Ten z kolei próbował odpłacić mu pięknym za nadobne w kolejnym gemie. Miał choćby trzy okazje ku temu, by zakończyć seta, ale żadnej z nich nie wykorzystał. Pierwszy set zakończył się spodziewanym tie-breakiem.
Trzy miesiące bez tie-breaka to jak wieczność. Hurkacz nie zapomniał, jak się to robi
Czas najwyższy, mógłby powiedzieć Polak, bo od równiutko trzech miesięcy nie brał w takowym udziału (ostatni raz z Zhizhenem Zhangiem 13 lutego w Marsylii). Na szczęście wrocławianin nie zapomniał, o co w tie-breakowej zabawie chodzi. Był co prawda blisko pokpienia sprawy, bo gdy prowadził 5:2, przegrał trzy punkty z rzędu. Na szczęście dwa kolejne już wygrał, a gdy Mensik władował piłkę w siatkę przy setbolu, Hurkacz wygrał pierwszą partię.


Jeden moment zachwiania to o jeden za dużo. Mensik nie wybaczył błędów
Na początku drugiego seta na korcie w Rzymie pojawił się nieproszony gość, a konkretnie... deszcz. Hurkacz zdążył wygrać jednego gema, ale drugiego przerwano przy stanie 40:40. Trzeba było poczekać, aż pogoda odpuści sobie złośliwości. Przerwa trwała na szczęście nieprzesadnie długo, bo niecałe 15 minut. Po powrocie zawodników do gry okazało się, iż nie doszło do żadnej rewolucji w przebiegu spotkania. Obaj skrzętnie pilnowali swojego podania, choć Polak musiał bronić break pointa przy stanie 1:1.
"Przełamaniowa" posucha skończyła się w siódmym gemie drugiego seta. Niestety te wieści były złe dla Hurkacza. To on stracił podanie, popełniając masę błędów, którymi sprezentował Czechowi przewagę. Przewagę, której Mensik nie zmarnował. Wrocławianin miał co prawda wynik 30:15 przy stanie 4:5 i właśnie wtedy przestrzelił forhendem dosłownie o milimetry. Dwie kolejne piłki też padły łupem rywala, przez co czekał nas decydujący set.
Deszcz przejął widowisko. Prawie trzy godziny przerwy
W nim nasz reprezentant dość gwałtownie ponownie musiał ratować się przed przełamaniem, Mensik prowadził 40:15 w trzecim gemie. Na szczęście w tym wypadku wrocławianin zrobił to skutecznie. Piekielnie wyrównany był to mecz, ale niestety był zawodnik, na którego mocnych nie było. Deszcz. Powrócił on przy stanie 3:2, 15:40 z perspektywy Hurkacza i zafundował wszystkim kolejną przerwę. Tym razem znacznie dłuższą. Prawie trzygodzinną przerwę, bo na kort panowie wrócili dopiero o 19:20 (zeszli ok. 16:40).
Po wznowieniu gry Mensik gwałtownie dokończył gema, a kilka chwil później było 4:3 dla Polaka (gem do 0). Można było odnieść wrażenie, iż ten mecz mógłby zostać wznowiony i za miesiąc, a oni i tak byliby niemalże nie do ruszenia przy własnym serwisie. Dość powiedzieć, iż przy stanie 6:5 dla Hurkacza, Czech zaserwował trzy asy z rzędu, co wydatnie pomogło mu doprowadzić do tie-breaka.


Od zera do bohatera w tie-breaku! Hurkacz wygrał wojnę nerwów!
Tie-breaka, którego Mensik zaczął wspaniale, bo od prowadzenia 3:0. Hurkacz ekspresowo musiał coś wyczarować przy podaniu rywala, a przede wszystkim, nie wolno mu już było przegrać wymiany przy własnym serwisie. Pomógł mu sam Czech, który w jednej z akcji władował piłkę w siatkę, a Polak wykorzystał to i objął prowadzenie 5:4. Chwilę później Hurkacz dostał kolejny prezent - podwójny błąd serwisowy. To dało wrocławianinowi piłkę meczową, a po chwili piękny bekhend po linii zakończył ten mecz! Hubert Hurkacz po raz drugi z rzędu w 1/4 finału turnieju ATP Masters 1000 w Rzymie!
We wspomnianym ćwierćfinale Polak czeka już na zwycięzcę starcia Alexa De Minaura z Tommym Paulem. Ten mecz planowany pozostało na ten sam dzień, ale nie wiadomo, czy ta prawie trzygodzinna przerwa nie zmusi organizatorów do zmiany planów.
Idź do oryginalnego materiału