Wielki zwrot akcji w walce o złoto PlusLigi! Mina Leona mówiła wszystko

13 godzin temu
"Padłeś? Powstań!". Siatkarze Aluronu CMC Warty w trzecim meczu finału PlusLigi pokazali, jak zobrazować to popularne hasło z reklamy napoju energetyzującego. Będący pod ścianą po dwóch wcześniejszych spotkaniach i całkowicie rozbici w poprzednim zawiercianie podnieśli się z desek i pokonali Bogdankę LUK Lublin Wilfredo Leona 3:1 (25:20, 25:20, 20:25, 29:27), a bohaterów było trzech.
Od początku sezonu wiadomo było, iż wielką wartością w ofensywie Aluronu CMC Warty będą przyjmujący Aaron Russell i Bartosz Kwolek. Nikt jednak nie miał prawa wtedy przypuszczać, iż w trzecim meczu finału bohaterem zawiercian będzie też atakujący Georg Grozer. A to dlatego, iż będący wciąż gwiazdą światowego formatu 40-letni Niemiec dołączył do drużyny trenera Michała Winiarskiego...zaledwie pięć dni temu. Tercet ten, razem z kolegami z zespołu, co najmniej jeszcze o trzy dni przedłużył nadzieje na pierwsze w historii mistrzostwo.


REKLAMA


Zobacz wideo Lublin o krok od złota w PlusLidze. Marcin Komenda: Czasem postawienie kropki nad i bywa najtrudniejsze


O ile mecz otwarcia zmagań o złoto był jednostronny, to drugi był po prostu deklasacją. Zawiercianie aż w dwóch partiach zostali rozbici do 14, a jakby tego było mało, to stracili z powodu kontuzji mięśni brzucha Jurija Gladyra. 40-letni środkowy, który nieraz pokazywał, iż w jego przypadku wiek to tylko liczba, był drugim wielkim osłabieniem ekipy wicemistrzów Polski, bo przed finałem przez kontuzję stopy wypadł Karol Butryn.
Niektórzy myśleli, iż już przy pierwszej okazji mający zaledwie 12-letnią historię klub z Lublina zapewni sobie niespodziewane mistrzostwo. Myśleli też tak niektórzy z kibiców Bogdanki, którzy dotarli do Sosnowca (zawiercianie rozgrywają tam swoje domowe mecze w play off-ach) z balonami symbolizującymi dwa trofea (klub wcześniej w tym sezonie triumfował w Pucharze Challenge). Podobno wstępnie zaplanowano też już w Lublinie fetę, gdyby to już teraz zakończyła się rywalizacja. Ale na razie i balony, i feta muszą poczekać.
Chwilę przed rozpoczęciem trzeciego spotkania finałowego w oddalonym o 80 km Jastrzębiu-Zdroju zakończyła się rywalizacja o brąz. Będący pod ścianą gospodarze próbowali szarpać, by przedłużyć walkę z Projektem Warszaway, ale ich nadzieje rozpłynęły się wraz z przegraniem tie-breaka. Sporo osób było przekonanych, iż tego samego wieczora w Sosnowcu zakończy się też cały sezon PlusLigi.
Nie brakowało też przed środowym meczem głosów, iż zawiercianie trzeci raz tak słabo już nie zagrają. Ale chyba nikt wtedy nie przypuszczał, iż role aż tak się odwrócą. Że Bogdanka z rozpędzonej maszyny, która bezlitośnie miażdży rywala, stanie się niemal całkowicie bezbronną ofiarą. Ale tak się właśnie stało.


Po kontuzji Butryna Aluronowi doszedł kłopot z limitem obcokrajowców (rezerwowy atakujący to Amerykanin Kyle Ensing). W ubiegłym tygodniu zawiercianie w trybie last minute dokonali transferu medycznego, pozyskując Grozera. O ile dzień później Niemiec jeszcze nie był w stanie wiele zadziałać, co było zrozumiałe ze względu na brak zgrania, to w środę już w pierwszym secie szalał tak, jak przyzwyczaił do tego w PlusLidze 13 lat temu w barwach Asseco Resovii Rzeszów.
adekwatnie to cała drużyna z Zawiercia rzuciła się wtedy przeciwnikom do gardeł. Widać było, iż przedmeczowe rozmowy miały prosty przekaz - nie ma wstrzymywania ręki. Grozer atakował z 70-procentową skutecznością. A iż ma wielką moc, to wiadomo od dawna. I dlatego raz, gdy piłka odbiła się z dużą szybkością o bloku rywali, sprawdził refleks stojącego przy boisku Winiarskiego. Drugim mocnym punktem był Kwolek i tak na przemian punktował to jeden, to drugi, a przedawa gospodarzy rosła - 8:5, 12:6.
Goście zaś utracili wszystkie swoje atuty. W dwóch wcześniejszych meczach to oni gnębili rywali zagrywką, a teraz to rozgrywający Marcin Komenda musiał biegać co chwilę za piłką. Wcześniej w tym finale Bogdanka dzięki swojemu kapitanowi i klasie skrzydłowych potrafiła z mizernego przyjęcia wyczarować bardzo dobrą skuteczność ataku. Ale nie tym razem. Dotychczas błyszczące trio Wilfredo Leon-Kewin Sasak-Mikołaj Sawicki teraz było całkowicie przygaszone.
Nieco nerwowo wśród graczy Aluronu zrobiło się tylko raz w tej partii, gdy ich przewaga stopniała do 20:19, ale potem oddali rywalom już tylko punkt w tej partii. A graczom z Lublina pozostało zagryzanie zębów ze złości i frustracji.


Bogdanka zaczęła się nieco podnosić w drugim secie, którego zaczęła od prowadzenia 3:0. Efekt dała zmiana Mateusza Malinowskiego, który wszedł za Sasaka na atak. Ale szczęście gości nie trwało długo. Jeszcze po słabszym momencie Kwolka, który zepsuł dwa ataki z rzędu, prowadzili 16:14. Ale co z tego, skoro potem odblokowała się ekipa Winiarskiego i znów niemiłosiernie dręczyła rywali zagrywką. Kilka minut później było już 24:20 dla niej, a przeważający na trybunach jej fani skandowali "Ostatni, ostatni". Doczekali się spełnienia tego życzenia już w kolejnej akcji.
Grozer zadyszkę złapał w secie numer trzy, w którym skończył zaledwie dwie z siedmiu piłek. Jego koledzy również nie byli w stanie utrzymać tempa, które wcześniej narzucili. A Bogdanka znów była na fali - a po drugiej stronie szalał przede wszystkim Sawicki. Gdy było 18:11, to wydawało się, iż tym razem goście nie popełnią drugi raz tego samego błędu, ale niektórzy mogli nabrać nieco wątpliwości, gdy przewaga stopniała do czterech oczek (20:16). Ale tym razem wyciągnęli wnioski.
Wydawało się, iż zrobili to na tyle skutecznie, iż doprowadzą do tie-breaka. Mimo słabszego początku czwartej partii. Zwłaszcza gdy dwie świetne zagrywki posłał Sawicki i wyszli na prowadzenie 21:20. Potem prowadzili jeszcze 24:22, ale nie wykorzystali dwóch piłek setowych. A gospodarze wykorzystali trzecią piłkę meczową.
Idź do oryginalnego materiału