Wioletta Luberecka, legenda kobiecej piłki manualnej: siłą Norweżek jest mentalność

nabialoczerwonym.com 12 godzin temu
PIŁKA RĘCZNA. Wioletta Luberecka-Hammershaug, znakomita przed laty reprezentantka Polski oraz zawodniczka Montexu Lublin mieszka w tej chwili w Norwegii. Rozmawialiśmy o oczywiście o szczypiorniaku, pracy z dziećmi i młodzieżą, która doprowadziła reprezentantki tego kraju do tytułu mistrzyń Europy.
Wioletta Luberecka-Hammershaug od ponad dwudziestu lat mieszka w Norwegii. Foto prywatne.
Wioletta Luberecka-Hammershaug (rocznik 1967) jest wychowanką Startu Elbląg, w swojej karierze reprezentowała też, przez dziewięć lat, Montex Lublin, z którym odnosiła największe sukcesy. Grała także w klubach w Norwegii, od ponad 20 lat mieszka w tym kraju. Jest siostrą Henryka Lubereckiego, również byłego szczypiornisty, między innymi Iskry Kielce.
W reprezentacji Polski moja rozmówczyni występowała przez siedemnaście lat (1986-2003), wystąpiła w 136 oficjalnych spotkaniach i zdobyła 428 goli. Z Montexem dziewięciokrotnie wywalczyła mistrzostwo Polski, z tym zespołem, jako jego kapitan, wygrała także Puchar EHF. Występowała także w Lidze Mistrzyń.

Zbierając opinie na temat szkolenia piłkarek i piłkarzy ręcznych w Norwegii, nie sposób nie zapytać o podstawy, czyli pracę z dziećmi i młodzieżą. Jakie ona przynosi efekty, dobrze widać. Wszak Norweżki to aktualne mistrzynie Europy a i u mężczyzn jest to popularna dyscyplina.
Wioletta Luberecka: - Moje dzieci są już dorosłe, liczą sobie 18 i 20 lat, przeszły ten cały okres edukacji. Mam natomiast siostrę w Warszawie, której dzieci chodzą do szkoły. Zauważyłam, iż w Polsce często zadaje się dzieciom prace domowe, choćby jeżeli nie ma już z nich wystawianych ocen. W Norwegii funkcjonuje to inaczej. Dzieci aż do odpowiednika naszej siódmej klasy, nie mają stopni, świadectw, nie ma nic. Dostają tylko ocenę opisową. To zmienia się w późniejszym wieku, w 3-letnim gimnazjum, ale też nauczyciele nie podają stopni do publicznej, tak to nazwijmy, wiadomości. Wszystko po to, aby uniknąć konkurencji, rywalizacji. Zauważyłam, iż w Polsce często poddają się jej sami rodzice, wożą dzieci na różne pozaszkolne zajęcia tylko po to, żeby nie było "gorsze od innych". W Norwegii czegoś takiego nie ma.
W jaki sposób w takim razie ocenia się umiejętności, wiedzę, zdolności dzieci w Norwegii?
- Mają punktowane testy, na podstawie których ocenia się ich wiedzę. o ile któreś dziecko jest słabsze z danego przedmiotu, może liczyć na dodatkową pomoc. Nikt nie wymaga na przykład, aby szlifowały ładny charakter pisma w pierwszej czy drugiej klasie, skoro za chwilę i tak uczą się pisać na iPadach. W czasie nauki w szkole godzinę, zwykle od dwunastej do trzynastej, obowiązkowo spędzają na dworze, bez względu na to, czy pada deszcz lub na przykład mamy -15 stopni mrozu. Dzieci muszą być przygotowane, żeby wyjść na dwór, żeby się "odświeżyć". Ruch codziennie mają zapewniony, siłą rzeczy są więc sprawniejsze.
Wychowanie fizyczne wśród najmłodszych przypomina bardziej zabawę, ale zarazem do 16 roku życia większość z nich trenuje minimum dwie dyscypliny sportu, potem stawiają na jedną i dalej się rozwijają.
Jak wygląda kooperacja szkół z klubami sportowymi?
- W szkołach realizowane są dodatkowe zajęcia, odpowiedniki SKS-ów, niegdyś bardzo popularne w szkołach. Te najzdolniejsze mają szansę trafić do klubów. Moje dzieci grały na przykład w piłkę ręczną, nożną, jeździły na nartach. Norwegowie nie szczędzą pieniędzy na aktywności dzieci, posyłają je na różne zajęcia, stać ich na to. Ja byłam choćby trenerką mojej córki, kiedy uprawiała piłkę ręczną od siódmego roku życia, z tym, iż wszystko robiłam społecznie, do momentu, kiedy skończyła 16 lat. Ja dostałem od klubu tylko dres. Potem córka trafiła do starszej grupy, która miała już opłacanego trenera, ja byłam jest asystentką. Ciekawostką jest, iż sędziować mecze mogą już na przykład same dzieci. Mój syn był takim arbitrem od 10 roku życia.
Przyznam, iż to niecodzienna sytuacja. Jak reagują rodzice, kibicujący na trybunach, widząc, iż dziecko jest sędzią?
- Kiedyś zdarzyło się, iż ktoś z dorosłych krzyknął coś w kierunku sędziującego zawody mojego syna. Postanowiłam zwrócić mu uwagę i usłyszałam pytanie "komu ty kibicujesz?". Odpowiedziałam "nikomu, tylko chciałam ci powiedzieć, iż ten, na którego ty teraz krzyczysz, to jest moje dziecko". Ja nauczyłam się tej wyrozumiałości, iż może popełniać błędy.
Jak ta praca z dziećmi i młodzieżą przekłada na wyniki sportowe Norwegów? Częściowo można znaleźć odpowiedź, przywołując wyniki, choćby mistrzostwo Europy piłkarek ręcznych.
- jeżeli przyjrzymy się tamtejszemu systemowi szkolenia, trzeba przyznać, iż naprawdę mają z kogo wybierać, bo trenujących jest bardzo dużo, w przeciwieństwie do Polski, choć Norwegia liczy pięć milionów osób a Polska niespełna 40. Dla nich gra w kadrze to jest wyróżnienie, każda może liczyć na wsparcie. Pamiętam, iż w naszym kraju przed laty różnie z tym było, dziewczyny zastanawiały się, czy będą mogły liczyć na jakieś pieniądze, nie były pewne co stanie się w przypadku kontuzji.
Norweżka, jeżeli na co dzień pracuje w innym miejscu, dostaje urlop bezpłatny w firmie na czas gry w kadrze, ale wtedy finansuje ją norweska federacja.
Jej pracodawca, który zatrudnia ją na co dzień, jest dumny z tego, iż ma w firmie reprezentantkę kraju. Te sprawy są poukładane.
Jak to wygląda w przypadku tych dziewczyn, które są mistrzyniami Europy?
- 95 procent z tych, które grają w kadrze, to są profesjonalistki. jeżeli chodzi o kluby, topowych w całym kraju jest raptem kilka. Są też kadrowiczki, które na co dzień pracują w innych miejscach, wykonują różne zawody. W ogóle trzeba powiedzieć, iż już młodzi Norwegowie chętnie szukają zatrudnienia, choćby 16-latki w wakacji chcą sobie "dorobić", rezygnują z jakiegoś wypoczynku. Dość wcześnie usamodzielniają się, kiedy skończą 18 lat, dostają sygnał od najbliższych, żeby pracować na swój rachunek. Z drugiej strony rodzice, kiedy są już starzy, często wybierają pobyt w domach opieki, dorosłe dzieci nie mają jakiegoś obowiązku, aby opiekować się nimi do końca. Seniorów stać na miejsce w takich placówkach, gdzie zresztą mają zapewniony komfort.
Trudno jak widać porównywać polską rzeczywistość z tą norweską.
- Kiedy ja miałam 17 lat, debiutowałam w ówczesnej pierwszej lidze piłkarek ręcznych, odpowiedniku dzisiejszej superligi. W nagrodę za wyniki i postawę dostałam w nagrodę kurtkę skórzaną, ponieważ byłam jeszcze zbyt młoda, iż pobierać pieniądze. Dopiero jako 18-latka otrzymałam stypendium. Co jakiś czas spotykam się z dawnymi koleżankami z Lublina, ostatnio nie mogła przyjechać do Polski, więc rozmawiałyśmy "na teamsie". Sabina Włodek, Monika Marzec, Iza Puchacz, Beata Aleksandrowicz, przez cały czas działają aktywnie w piłce manualnej, reprezentacyjnej, młodzieżowej czy klubowej. Wymieniamy doświadczenia. W Norwegii w młodszym wieku liczy się głównie zabawa, ale potem jest już pełne zaangażowanie, dla tych najzdolniejszych występy w kadrze są zaszczytem. W Polsce od początku chcielibyśmy wymagać wyników, postępów, nie każda młoda osoba podoła presji. Z drugiej strony inna jest mentalność oraz zaangażowanie. Kiedy jeszcze grałam w Norwegii wspólnie z Alicją Klonowską, naszym klubowym trenerem był nieżyjący już Bogdan Cybulski.
Norweskie zawodniczki zaczęły mocno zasuwać już na rozgrzewce. U nas w Polsce różnie bywa - trener nie patrzy, to w tym momencie mogę się trochę "poobijać".
Szkolenie dzieci i młodzieży w piłce manualnej w Polsce to temat, nad którym toczy się wciąż wiele dyskusji, szczególnie po nieudanych Mistrzostwach Świata mężczyzn, w których zajęliśmy dopiero 25 miejsce. Pomówmy jednak o kobiecej reprezentacji. W Mistrzostwach Europy 2024 zajęły dziewiątą pozycję, w tym roku wystąpią w Mistrzostwach Świata. Jak pani ocenia swoje młodsze koleżanki z kadry?
- Trenerem Polek jest Norweg Arne Senstad, rozmawiałam z nim, kiedy grał z kadrą na turnieju w Lillehammer. Szczerze mówiąc spodziewałam się, iż zaszczepi w naszych zawodniczkach trochę więcej tej "norweskiej mentalności". Nie ma dyskusji o tym i rozpamiętywania, co sędzia gwizdnie, tylko po prostu trzeba zapierniczać w obronie i w czasie kontrataku. Norweżki już na treningach dają z siebie wszystko, do znudzenia trenują poszczególne zagrania, schematy. Polki często grają tą "żelazną siódemką", bo wybór kadrowiczek jest mniejszy, w myśl przysłowia "tak krawiec kraje, jak mu materiału staje". W Norwegii jest więcej wartościowych zmienniczek. Niezależnie od wyniku, jeżeli któraś z nich dostanie szansę gry od trenera, ma dać z siebie wszystko. Mentalność robi jednak różnicę. Nasza męska reprezentacja też od lat przeżywa swoje problemy, od czasu, kiedy ze stanowiskiem selekcjonera pożegnał się Bogdan Wenta a kariery zakończyli jego dawni podopieczni. Niestety, na wartościowych następców, którzy nawiązaliby do tamtych sukcesów, jak widać trzeba jeszcze poczekać.
Dziękuję za rozmowę.
PIOTR STAŃCZAK

POLECAM:
  • Męczarnie z happy endem - polscy szczypiorniści zagrają w Mistrzostwach Europy!
  • 30 lat temu Polska pokonała Szwajcarię w Kielcach. Mecz wspominają: Zbigniew Plechoć i Piotr Król
  • Henryk Luberecki wspomina 30-lecie mistrzostwa Polski dla Iskry Kielce: łza w oku się kręci

Jostein Flo wspomina meczu Norwegia - Polska we wrześniu 1993 roku. Wideo Piotr Stańczak.
Idź do oryginalnego materiału