Aryna Sabalenka nie miała najmniejszy kłopotów z awansem do drugiej rundy tegorocznego turnieju w Paryżu. W pierwszym meczu pokonała Rosjankę Kamillę Rachimową 6:1, 6:0, a spotkanie trwało zaledwie godzinę i jedną minutę.
REKLAMA
Zobacz wideo Jakub Kosecki o kryzysie psychicznym Igi Świątek: Ta sytuacja weszła jej mocno do głowy
Po tak jednostronnych pojedynkach dziennikarze zwykle nie zadają pytań o sam mecz, a o inne zagadnienia - bardziej ogólne, dotyczące pozostałych występów tenisistki lub całej dyscypliny. Nie inaczej było w niedzielę na Roland Garros. Sabalenka została zapytana m.in. o sędziów czy zmianę techniki uderzeń.
Jako Sport.pl mieliśmy okazję zapytać Białorusinkę, jak radzi sobie dziś jako liderka światowego rankingu. Aryna Sabalenka od 21 października prowadzi w rankingu WTA. Zastąpiła wtedy na prowadzeniu Igę Świątek. To drugi raz w karierze, gdy Sabalenka jest numerem jeden - wcześniej prowadziła po zakończeniu US Open 2023.
- Wtedy to gwałtownie poszło i trwało tylko tydzień lub coś podobnego - śmiała się tenisistka. Jeden z dziennikarzy poprawił ją, iż dwa miesiące, bo od września po imprezie wielkoszlemowej w Nowym Jorku do listopada i zakończenia Turnieju Mistrzyń w Cancun.
Sabalenka o swojej roli
Jak Białorusinka godzi wszystkie obowiązki, wyzwania, towarzyszącą jej presję z uwagi na rolę "jedynki"? Sabalenka po chwili stała się bardziej poważna i rozwinęła myśl: "Staram się o tym nie myśleć. Oczywiście to zawsze był mój cel, by awansować na pozycję numer jeden. Ale na tym etapie mojej kariery to nie ma takiego znaczenia. Muszę się skupiać na sobie. Muszę cały czas poprawiać swoją grę i stawać się lepsza każdego dnia. Skupiam się właśnie na tym".
Następnie dodała: "Jednocześnie nie ma to dla mnie znaczenia, czy jestem pierwsza, druga, trzecia czy 10. na świecie. Bez względu na ranking trzeba wyjść na kort i walczyć. Trzeba walczyć o każde zwycięstwo, pokazywać swój najlepszy tenis, nic nie dostanie się za darmo. W ten sposób do tego podchodzę. I szczerze mówiąc - nie czuję większej presji niż w sytuacji, gdy byłam wiceliderką rankingu czy na dziesiątym miejscu w zestawieniu WTA."
To zaskakujące słowa, bo zawodnicy w tenisie często przyznają, jak trudna jest rola lidera rankingu. Opowiadały o tym m.in. Naomi Osaka czy Iga Świątek. Carlos Alcaraz kolei wyznał, iż nie mógł poradzić sobie z oczekiwaniami w ostatnich tygodniach, gdy pod nieobecność zawieszonego Jannika Sinnera mógł zostać numerem jeden. Hiszpan notował słabsze wyniki i ta sztuka mu się nie powiodła.
Dlaczego to Polki czy Rosjanki, a nie Włoszki i Francuzki?
W dalszej części niedzielnej konferencji prasowej Aryna Sabalenka odpowiedziała także m.in. na pytania doświadczonego włoskiego dziennikarza Ubaldo Scanagatty, który miał okazję relacjonować już ponad 160 turniejów wielkoszlemowych.
Włoch zaczął pierwsze pytanie w ten sposób: "Nie wiem, czy należysz do tych tenisistek, które śledzą drabinkę turniejową i sprawdzają, z kim mogą zagrać w kolejnych rundach". Sabalenka gwałtownie zareagowała wprost: "Jeśli chcesz mi powiedzieć o drabince, proszę, nie rób tego. Ok, żartuję, możesz powiedzieć, nie ma to znaczenia. Po prostu nie patrzę nigdy na kolejne mecze, nie zwracam na to uwagi."
Scanagatta wysłuchał prośby liderki rankingu i zrezygnował z dalej części pytania. Poruszył następnie inny temat - istotny nie tylko sportowo, ale i społecznie. Zwrócił uwagę, iż Francuzi czy Włosi mają w tej chwili w top 100 rankingu singla kobiet tylko po trzy tenisistki. Inaczej wygląda to w przypadku państw Europy Środkowo-Wschodniej. W setce są np. trzy Polki, sześć Czeszek, dwie Białorusinki i aż 11 Rosjanek.
Włoski dziennikarz zapytał Sabalenkę o powody takiej sytuacji: "Czy twoim zdaniem tenisistki z tej części Europy są bardziej "głodne" sukcesów, mogą więcej poświęcić, są gotowe na większy wysiłek?" Sabalenka wzięła głęboki oddech i przyznała na wstępie, iż to "rozległy temat". Następnie zdecydowała się na rozbudowaną wypowiedź.
- Myślę, iż w naszej części Europy z uwagi na otoczenie i historię jesteśmy bardziej zjednoczeni. Ponadto trenerzy w naszych krajach są bardzo brutalni, dlatego mentalnie jesteśmy też mocniejsze. Myślę, iż w Europie Zachodniej i Stanach środowisko wokół tenisisty jest o wiele zdrowsze, chodzi o sposób, w jaki rodzina wychowuje dzieci, jak zachęca do sportu. Niemniej akurat moi rodzice nie naciskali na mnie za bardzo. Jedyne, o co prosili, to żebym przestała niszczyć rakiety uderzając o kort, ale nie do końca ich słuchałam - tłumaczyła pierwsza rakieta świata.
Czytaj także: Hiszpanie zaskoczeni decyzją Francuzów ws. Alcaraza
Podobnie opowiadał o współpracy z Aryną Sabalenką trener Maciej Domka, który przed laty miał okazję trenować z nią w Mińsku, gdy była początkującą juniorką. - W czasach juniorskich była przede wszystkim bardzo niestabilna. Potrafiła samą siłą zagrań zmieść z kortu rywalkę, choć nieraz także samą siebie - mówił Domka w rozmowie ze Sport.pl.
To wtedy Białorusinka niszczyła rakietę za rakietą, dziś już nieco lepiej panuje nad emocjami, choć przez cały czas zdarza jej się po przegranej wyżywać na sprzęcie jak choćby po zaciętym finale w Madrycie w zeszłym roku, gdy przegrała ze Świątek.
Sabalenka w swojej wypowiedzi o fenomenie tenisistek z naszego regionu świata podkreśliła: "Zdecydowanie szkoła wschodnioeuropejska jest bardzo trudna. Myślę, iż dlatego ktokolwiek przetrwa tę szkołę, jest naprawdę twardy i radzi sobie w rozgrywkach".
Liderka rankingu w drugiej rundzie Roland Garros zmierzy się ze Szwajcarką Jil Teichmann. W poprzednim sezonie Sabalenka doszła w Paryżu do ćwierćfinału. Kilka dni temu przekonywała, iż nigdy nie czuła się mocniejsza na kortach w stolicy Francji niż dziś i zrobi wszystko, by pierwszy raz sięgnąć po mistrzowski puchar.