Po raz pierwszy w tym sezonie żółto-niebiescy osiągnęli tak niechlubny wynik. W Toruniu drużyna z województwa lubuskiego nie tylko nie nawiązała walki, ale kolokwialnie mówiąc, nie wyszła choćby z 30 punktów, bo tych udało się zdobyć ledwie 29. Oglądając to spotkanie, można było odnieść wrażenie, jakoby tylko podopieczni Piotra Barona wyszli na ten mecz, a rywale zostali w szatni. Trzy indywidualne „wygrane” również nie powalają, chociaż zarówno Andrzej Lebiediew jak i Anders Thomsen robili co mogli, by bronić honoru przyjezdnych. Dużego smutku końcowym rezultatem nie ukrywał wychowanek Gezet Stali Gorzów.
– Zabrakło dosłownie wszystkiego – szczęścia, szybkości w motocyklach. Naprawdę to był ciężki mecz. Jestem bardzo zły tym ostatnim biegiem, iż tak się to potoczyło – mówił wyraźnie rozgoryczony Oskar Paluch.
Apogeum bezradności w czternastym biegu
Kwintesencją problemów na Motoarenie był niewątpliwie pierwszy z wyścigów nominowanych. Początkowo wydawało się, iż podopieczni Piotra Śwista przełamią się, bo prowadził Martin Vaculík, a na trzeciej pozycji znajdował się Oskar Paluch. Niestety ku ich zmartwieniu, Słowakowi i Polakowi odmówiły posłuszeństwa motocykle, przez co zamiast 4:2 na korzyść gorzowian, 5:0 wygrali torunianie. Co było przyczyną problemów sprzętowych?
– Łańcuch mi się zerwał i to nie jest fajne uczucie jak się jedzie na punktowanej pozycji, szczególnie po zerze. Jeszcze potem defekt. Brak słów. Jeden z trudniejszych meczów dla nas w tym sezonie. Teraz myślę trzeba ochłonąć, wylać na siebie kubeł zimnej wody no i przygotować się do następnego – kończy niepocieszony Oskar Paluch.
Rundę zasadniczą „Stalowcy” zakończą domową potyczką z Innpro ROW-em Rybnik. Wydaje się, iż nie powinni mieć problemów z pokonaniem przeciwników, ale dodajmy, iż stawką jest nie tylko odrobienie ośmiu punktów i wywalczenie bonusa, ale także potencjalna walka o szóste miejsce. Aby jednak tak się stało, gorzowianie muszą pokonać „Rekiny” za pełną pulę, a Włókniarz Częstochowa przegrać w Grudziądzu.
