Żużel. Najważniejsze wydarzenie ligi miało miejsce… w sobotę. Plusy dodatnie i plusy ujemne

7 godzin temu

Sam mecz? Wedle przewidywań – do jednej bramki. Krzyś Holder nikogo nie przewrócił, sam oczek nie dosypał i kolejny raz pokazał, iż do Ekstraligi się nie nadaje. Tej opinii nie zmieniam. Kontrowersji takoż żadnych. Wykluczenie Przyjemskiego niepodważalne. Starcie Zmarzlik-Holder również do powtórki w komplecie, po zahaczeniu łyżwą przez kangura o motocykl Bartosza. Trochę nudno było, chociaż do zapomnienia zawody w wykonaniu Tungate i… Wiktora. Nie pilnował przodu i dwa razy fiknął (bez konsekwencji) w tym samym miejscu. Popełnił błąd – każdy ma prawo. Powtórzył ten sam – to już nie przystoi. adekwatnie „czepiać się” można jedynie wykluczenia Fredki po karambolu z Czugunowem. Kogoś jednak arbiter „musiał” wykluczyć i w tej sytuacji, jakiej decyzji by nie podjął – każda by się obroniła. Sytuacja z cyklu – dlaczego nie można powtórzyć w komplecie?

Żużel. Lebiediew uderzył w Dobruckiego! Chodzi o Ratajczaka! – PoBandzie – Portal Sportowy

W Częstochowie choćby nie spróbowali się ścigać. Pogodynka odwołała. I znowu. Odezwą się miłośnicy teorii „W Anglii to by pojechali”. Otóż – po opadach tak. Na tamtejszych nawierzchniach i „tylko” pojechali, bo ścigać się nie sposób w takich warunkach choćby na Wyspach. Tamże jednak nawierzchnie (powtarzam to z uporem maniaka) zupełnie inne niż u nas. Obrazowo nazywając – keramzytowe. Przepuszczają i chłoną wodę znacznie bardziej niż nad Wisłą. W Polsce glinka, trochę wody i górna warstwa się zasklepia, jak posadzka, po wierzchu zaś tworzy się „nieprzejezdna” maź. Na tym nie sposób ścigać się widowiskowo i bezpiecznie. Odwrotnie niż w Anglii. Tam po deszczu da się „jechać”, choć ścigać niekoniecznie.

Idźmy jednak dalej. Najważniejsze wydarzenie żużlowej niedzieli miało miejsce… w sobotę. Podczas bydgoskiej rundy SEC, czyli w języku zrozumiałym – Indywidualnych Mistrzostw Europy – leżał parszywie Przemo Pawlicki. Kolizję przypłacił roztrzaskaniem lewego barku, czym na dłużej osłabił Falubaz. Coś ten SEC nie służy braciom. Jednego kontuzja wyeliminowała przed startem, drugiego w trakcie pierwszego turnieju. Makabrycznie leżał też Frederik Jakobsen. Duńczyk padł ofiarą klasycznego domina. MJJ powiózł jednego (Parnicki), a ten zabrał „na wycieczkę” kolejnego. Tym ostatnim był Duńczyk. Na szczęście w nieszczęściu potwierdziło się, iż upadki „pod kamerę” kończą się na strachu i… wybitych zębach. Trzymamy kciuki za zdrowie chłopaków. Swoją ścieżką ktoś w centrali ma specyficzne poczucie humoru. SEC zbiegał się mianowicie i datą i czasem z finałem MMPPK. Zaiste – przewrotne. Przy okazji – podpadł Wiktor Przyjemski w tych drugich (z kolei drugich po lidze) zawodach. Przegiął, bo za wszelką cenę chce wygrywać – to akurat nie grzechy. Ani parcie na zwycięstwa, ani jazda na krawędzi, bo inaczej zwyciężać się nie da. Tu jednak narobił bałaganu i nie potrafił odpowiednio zachować się w takiej sytuacji. Szczególnie po fakcie. Liczę, iż przemyśli sprawę i coś jeszcze opublikuje – jeżeli nie – będę zaskoczony in minus.

W niedzielę miało być… „różnorako”. Najpierw przystawka. We Wrocławiu Betard miał spokojnie ograć GKM. Po stronie gości mieliśmy przekonać się, czy Fricke (dla którego Olimpico nie jest ulubionym obiektem) wrócił na dobre, czy „jedzie swoje” Lidsey i czy Misiek wykazuje objawy wyleczenia kryzysu. Po pierwszych harcach wyglądało, iż kangury z Grudziądza dają radę zaś niedomaga… „krawężnikowy” Jensen (o dziwo).

W IX (przy 2 punktach na korzyść gospodarzy) kontrowersja i (możliwe) przełamanie. Kurtz poszerzał od wewnątrz i zabrał ze sobą (prowadzącego) cwanego Fricke, który zdając sobie sprawę z nieuniknionej porażki (był wolniejszy) – położył się po ataku Brady`ego. Wyprzedzać należy tak, by rywal nie ucierpiał. Tego trzymał się arbiter, wykluczając… wrocławianina. Polemizowałbym. Powtórka podwójnie dla Gołębi a z nią… prowadzenie w meczu. Cuda Panie. Cuda. Pytanie – na jak długo wystarczy gościom pary? W X szansa na ripostę. Najlepszy dotąd duet gospodarzy Łaguta-Bewley przeciw bezbarwnemu Jensenowi. No i poszło. 5-1 WTS, acz „po drodze” Brytol wybił Dunowi z głowy ściganie, zamykając bramę… pod płotem (o dziwo). Jensen kładzie kolejny mecz GKM. To już niepokoi.

Przed nominowanymi Sparta opanowała temat, powstrzymując ostatecznie zapędy grudziądzan. Jensen bez przełamania. Fricke z wygraną („uczciwą” – ha ha ha) nad Kurtzem. Grudziądzanie mają o czym myśleć. A Wrocław? Słabiej juniorzy. Męczyli się Janowski i Kowalski. Mimo to WTS nazbierał 51 oczek i miomo turbulebcji po drodze – wygrał pewnie.

Żużel. Kontrowersja we Wrocławiu. „Miał wystarczająco dużo czasu” – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Co się dzieje z kapitanem Sparty? Janowski szczerze o problemach – PoBandzie – Portal Sportowy

W Zielonej Górze takoż opóźnienie. Raz za sprawą pogody. O tym wyżej. Drugi raz za sprawą… kibolstwa. Tym razem „znaleziono” środki pirotechniczne ukryte w… dmuchanej bandzie. Ręce opadają. To już bez takich „fajerwerków (dosłownie i w przenośni) nie spsób się ścigać?

Przeciw sobie dwa osłabione (z różnych przyczyn – przed i w trakcie sezonowych) zespoły. Obydwa w potrzebie. Kto górą? Teoretycznie, mimo wszystko, znacznie więcej argumentów na plus po stronie gospodarzy, ale… to derby. Szczególne starcie.

W juniorskim nabradziarzył Oskar Hurysz, a arbiter… pomylił Oskarów i wykluczył Palucha. Błąd. Niestety Hurysz przypłacił karambol podejrzeniem złamania lewej kości udowej. Kolejna kontuzja? Ręce opadają.

Za to szósta odsłona to już kunszt, finezja i… fajerwerki na torze. Iskrzyło. Działo się. Mijanki, swawole. Nareszcie uczta dla oka. Jest adrenalina – są derby. W siódmym takoż kawał szlaki i przebudzenie Rasmusa Jensena. Wynik „idealny” z perspektywy gospodarzy. Plus 5 zatem nie można stosować taktycznej. To gościom nie ułatwia obrony. Po kolejnym już 9 przewagi. Służą Falubazowi starty Ratajczaka w miejsce niezdolnego Hurysza. Robi im chłopak wynik.

Przed ostatnią serią kolejny „występ” kibolstwa. Kretyni, nie owijam w bawełnę, pomagają pogubionym rywalom, by zyskali czas na ogarnięcie sytuacji. A bonus niepewny. No i tor dalej przesycha. Dłużej. A motocykl Lebiediewa stygnie. Także dłużej. Przeszkadzają nie tylko telewidzom, ale przede wszystkim swoim pupilom. Na ich szczęście zerwał się z pierwszego, dobrego pola Knudsen i… wygrał wyścig w najmniej oczekiwanym momencie. Dwie najskuteczniejsze strzelby Gorzowa pokonane przez Duńczyka. Przed nominowanymi Myszy stawiają pieczęć. W XIII Madsen i… Jensen ogrywają Liebiediewa i niezłego dziś Thomsena. Po emocjach. Po meczu. Teoretycznie Gorzów może jeszcze przytulić bonus, ale w nominowanych nie bardzo mają kim się postawić. Im dalej w las, tym gorzej ze Stalą. A powinni wygrać dwa razy podwójnie. W XIV może jeszcze się udać, bo i Zielona ma swoje problemy. I zdecydowanie słabsze dziś pola startowe. XV nie powinien jednak zostawić złudzeń. Mówcie mi prorok. Falubaz z bonusem.

Żużel. „Gorzowskie życie na kredycie”. Kibice Falubazu wyśmiali problemy Stali! – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Wielkie racowisko w Zielonej Górze! Cały stadion zadymiony! (WIDEO) – PoBandzie – Portal Sportowy

Emocji zatem odrobinę jedynie w niedzielę. Rybnik poległ w piątek bardzo wysoko z lubelskim hegemonem. Grudziądz trochę postraszył, ale ostatecznie wyraźnie przegrał w końcówce meczu na Olimpijskim. Zielona Góra, mimo poważnego osłabienia, głównie dzięki postawie Damiana Ratajczaka, ale też skutecznemu Madsenowi, któremu tym razem nic nie przeszkadzało i przebudzonemu Jensenowi, ograła w derbach dziurawy Gorzów.

Walka o pierwszą czwórkę trwa, acz „prawdziwe” rozstrzygnięcia tejże od następnej kolejki – będzie się działo. GKM – Falubaz w Grudziądzu. Brzmi smakowicie?

Przemysław Sierakowski

Idź do oryginalnego materiału