A jednak! Zapowiadali "gabinet wojenny" na Nawrockiego. Pierwsze zaskoczenie

4 godzin temu
Pierwszym zadaniem nowego ministra sportu nie jest budowa boisk czy poprawienie relacji ze związkami sportowymi. Najpierw musi odkleić od siebie łatkę, którą mu przyszyto, a do czego sam się przyczynił. Bez tego trudno będzie traktować jego intencje naprawy tego, co zepsuł poprzednik, poważnie. Na razie widać, iż próbuje - pisze Michał Kiedrowski ze Sport.pl.
"Zrobili go oficerem, bo się księciu z pięści podobał, gdyż podkowy łamie i z chowanemi niedźwiedziami wpół się bierze, a takiego jeszcze nie znalazł, któregoby nie rozciągnął" - ten cytat z "Potopu" Henryka Sienkiewicza przyszedł mi do głowy, gdy usłyszałem pierwsze komentarze po nominacji nowego ministra sportu Jakuba Rutnickiego. Dla tych, którzy klasyki polskiej literatury nie znają - a tych będzie po ostatnich decyzjach MEN coraz to więcej - wyjaśnię, iż słowa te dotyczyły Rocha Kowalskiego. Ten oficer dragonów na służbie księcia Janusza Radziwiłła był silny jak tur, a rozkazy wykonywał ze ślepym posłuszeństwem.


REKLAMA


Zobacz wideo


Gabinet wojenny odpowiedzią na wojenną kancelarię
Skojarzenie to zrodziło mi się po pierwsze, dlatego iż to sam premier Donald Tusk, prezentując nowy gabinet, sięgnął po retorykę militarną, nazywając ministrów komandosami, a siebie samego porównując do Hernana Cortesa, który podbił Imperium Azteków. Marek Migalski w Polsat News choćby nazwał nowy rząd "gabinetem wojennym". Nie on jeden zresztą. Taki tytuł dał też do swojego komentarza podcast "Dzieje się", w którym występują publicyści Radia TOK FM, Radia ZET, Polityki Insight i "Gazety Wyborczej". - Szykują się igrzyska - skomentowała Beata Lubecka z Radia Zet, a potem dodała. - Wchodzimy w fazę wojny. To będzie polegało przede wszystkim na eskalowaniu konfliktu z pałacem prezydenckim i Prawem i Sprawiedliwością. - Można powiedzieć, iż gabinet wojenny jest odpowiedzią na wojenną kancelarię, którą ułożył sobie Karol Nawrocki - wtrąciła Karolina Lewicka.


I tutaj wkracza na scenę nowy minister sportu, o którym żaden z publicystów od prawa do lewa nie umiał zbyt wiele powiedzieć poza tym, iż był finalistą "Idola", grał w piłkę nożną na niższym poziomie ligowym i iż od 20 lat jest członkiem Platformy Obywatelskiej. Oczywiście dla wszystkich najbardziej znany jest jednak z sejmowych awantur, w których brał udział jako poseł. "To podobny temperament: minister Rutnicki i minister Nitras. Nie wiem, czy kojarzycie wiele takich sejmowych awantur, kiedy tam już prawie zbierają się do bitki ci najbardziej krewcy parlamentarzyści, to poseł Rutnicki także z racji swojej postury, bo to dobre ponad 1,90 wzrostu, zawsze jest w pierwszym szeregu gotowy do interwencji" - komentował Jacek Prusinowski z Radia Plus w Kanale Zero. A potem dodał: "To jest taki często awanturujący się poseł, a z innych aktywności nie bardzo go kojarzę". Podobne zdanie wygłosił w tym samym podkaście Wojciech Szacki z Polityki Insight: "Też kilka wiem o jego dokonaniach politycznych poza tym, iż jest barwną postacią Sejmu i nie tylko Sejmu, bo z wieców też go kojarzę". Kacper Kita z "Nowego Ładu" dodał: "Konsekwentnie mamy tutaj wynagradzanie i stawianie na pierwszym planie osób znanych z konfrontacyjności wobec PiS-u".


Rutnicki dumny, iż ruszył na mniejszego od siebie posła PiS
Zresztą sam Rutnicki wydaje się być dumny ze swojej fizycznej interwencji, gdy zabrał i zgniótł zdjęcie Tuska z Władimirem Putinem, które miał w rękach Jacek Ozdoba z Suwerennej Polski. Umieścił tę scenę choćby na swoim TikToku z komentarzem: "Kiedy mały pomylił odwagę z odważnikiem".


"Przegląd Sportowy" dał choćby na Instagramie post odsyłający do artykułu o Rutnickim z podpisem: "Mówią o nim: Pitbull Donalda Tuska". Wobec tego porównanie do Rocha Kowalskiego wydaje się w pełni uzasadnione.
Teraz minister sportu musi przede wszystkim udowodnić, iż teki nie dostał w nagrodę za siłę w rękach, której nie zawahałby się użyć, ale z powodu kompetencji. Jego poprzednik okazał się rozwiązaniem tymczasowym. Wszystko postawił na osobistą karierę polityczną u boku Rafała Trzaskowskiego. Ministerstwo Sportu miało być tylko krótkim etapem w drodze do kancelarii nowego prezydenta Polski. Trzaskowski jednak wybory przegrał, więc Nitras poniósł tego konsekwencje, zwłaszcza iż to on pełnił jedną z najważniejszych ról w sztabie wyborczym kandydata PO. To jego pomysłem miała być na przykład debata w Końskich, która ostatecznie okazała się porażką Trzaskowskiego.
Nowy minister sportu nie idzie w ślady poprzednika
Rutnicki swoją misję jako ministra sportu zaczął zupełnie inaczej niż poprzednik. Nitras wykorzystał słabe wyniki Polaków na igrzyskach olimpijskich, by rozstawiać związki sportowe po kątach. Uderzył też w Radosława Piesiewicza, szefa Polskiego Komitetu Olimpijskiego, oskarżając go o bogacenie się kosztem sportowców. Zresztą choćby główna reforma, którą szczycił się Nitras: Klub Pro, miała drugie dno, w którym chodziło o to, aby pieniądze trafiały do klubów z pominięciem związków sportowych.


Tymczasem Rutnicki zaczął swoją misję od spotykania się z prezesami związków. I w przeciwieństwie do Nitrasa zamierza oddać im więcej pola do działania, niż chciał im pozostawić poprzedni minister. Więcej jeszcze: zapowiada współpracę z PKOl-em. Oczywiście czysto formalną. Nie ma mowy o odpuszczaniu samemu Piesiewiczowi. Ale przynajmniej mamy zapowiedź, iż nie będzie tego, co za jego poprzednika, który wykorzystywał problemy sportowców (niewypłacone premie za medale, koszty udziału hokeistek na lodzie w eliminacjach olimpijskich) jako element walki o zmianę władz PKOl.


I choć podobno na ministerialny stołek Rutnicki wskoczył w ostatniej chwili, to można w końcu mieć nadzieję, iż zdecydowały o tym kompetencje, a nie silna ręka. Stawianie nowego ministra w roli oficera dragonów, przepraszam: komandosów, może okazać się pomyłką. Na szczęście.
Idź do oryginalnego materiału