jeżeli na siłę doszukiwać się jakichś pozytywów po katastrofalnym meczu Legii Warszawa na Cyprze i porażce aż 1:4 z AEK Larnaka w 3. rundzie kwalifikacji Ligi Europy, to znów należałoby docenić występ Jeana-Pierre'a Nsame. Znów, bo Kameruńczyk w czwartym występie z rzędu zdobył bramkę dla drużyny Edwarda Iordanescu.
REKLAMA
Zobacz wideo Kosecki grał w siatkonogę z Magierą: Ale ze mną pojechał! Co tu się dzieje?
32-latek zaskakuje skutecznością, a przecież jeszcze na początku lipca Legia chciała rozwiązać z nim bardzo drogi w utrzymaniu kontrakt. Nsame się jednak zawziął i nie tylko został w klubie, ale został też największym zaskoczeniem początku sezonu. Po ostatnich miesiącach ze świecą można było bowiem szukać tych, którzy jeszcze w doświadczonego napastnika wierzyli.
- Proszę pamiętać, iż ja ufam swoim piłkarzom. Gdyby było inaczej, nie graliby u mnie - mówił Iordanescu, kiedy po meczu z Koroną Kielce (2:0) pytaliśmy go o sytuację Nsame. - Pamiętam go jeszcze z czasu w CFR Cluj. Miałem świadomość jego siły i jakości - twierdził Rumun po pierwszym spotkaniu z Banikiem Ostrawa (2:2), kiedy zaczęła się zaskakująca seria Nsame.
Szorstka relacja z Feio
A przecież nic nie wskazywało na to, iż Kameruńczyk będzie jeszcze w Legii przydatny. Oczywiście 163 goli, jakie strzelił w Servette i przede wszystkim Young Boys w Szwajcarii nikt mu nie zabierze, ale problem w tym, iż było to dość dawno temu. Kiedy Nsame przychodził do Legii przed rokiem, imponował nazwiskiem, ale już nie liczbami.
w okresie 2023/24 Kameruńczyk jesienią zdobył 12 bramek dla Young Boys, po czym odszedł na wypożyczenie do drugoligowego Como. We Włoszech Nsame grał jednak jak na lekarstwo. Do lata uzbierał raptem osiem występów i 180 minut na boisku i nie strzelił żadnego gola.
Wtedy zgłosiła się po niego Legia, która - jak informowały media - zaoferowała mu kontrakt opiewający aż na 700 tys. euro rocznie. Zanim do klubu trafił Ruben Vinagre, Nsame był najlepiej opłacanym piłkarzem Legii. W zamian Kameruńczyk miał dać drużynie to, czego brakowało jej we wcześniejszych trzech latach.
Od sezonu 2020/21, kiedy Tomas Pekhart zdobył 24 bramki we wszystkich rozgrywkach i został królem strzelców ekstraklasy, żaden piłkarz Legii choćby nie zbliżył się do tego wyniku. W kolejnych sezonach najskuteczniejszymi zawodnikami warszawskiej drużyny byli Mahir Emreli (11 goli), Josue (15 goli) i Pekharta (13 goli). Nsame miał co najmniej nawiązać do ostatniego dobrego wyniku czeskiego napastnika.
- Nsame ma dużo naturalnych zachowań, które przynosiły mu gole w innych klubach. Cieszy mnie to, iż każdy w tej drużynie pracuje we wszystkich fazach gry. Każdy pomaga w pressingu, odbuduje pozycję, atakuje i tak jest również z Nsame. Wiem, iż jak będziemy tworzyli sytuacje, to będzie strzelał gole - w czerwcu zeszłego roku mówił o zawodniku Goncalo Feio. Jeszcze wtedy nikt nie spodziewał się, iż kooperacja Portugalczyka z napastnikiem okaże się wielkim niewypałem.
Nsame zagrał w Legii raptem 10 razy i strzelił dwa gole. Już pod koniec września Feio publicznie skrytykował zawodnika. - Nie mogę mieć piłkarzy, którzy biegają osiem kilometrów w 90 minut. To jest sprawiedliwość. Musisz biegać, jeżeli chcesz grać - wypalił Portugalczyk przed kamerami Canal+ przy okazji spotkania Legii z Górnikiem Zabrze, na który Nsame nie znalazł się choćby w kadrze meczowej.
Ale to był tylko początek szorstkiej relacji. W listopadzie poinformowaliśmy, iż Feio, który nie był zadowolony z postawy Nsame, wyrzucił zawodnika do trzecioligowych rezerw. - W Legii trzeba zasłużyć na miejsce pod względem sportowym, ale także jako człowiek. Są rzeczy i sprawy wewnętrzne, które musimy załatwić we własnym gronie - mówił Portugalczyk na konferencji prasowej.
Na początku nie przekonał też Iordanescu
Wtedy było już jasne, iż dopóki Feio będzie w Legii, Nsame nie ma w niej przyszłości. Zimą warszawiacy oferowali choćby zawodnika m.in. klubom tureckim, jednak nikt nie był nim zainteresowany. Dlatego ostatecznie skończyło się na półrocznym wypożyczeniu do FC St. Gallen. W Szwajcarii, w której przez lata błyszczał, Nsame miał udowodnić swoją przydatność, ale stało się dokładnie odwrotnie i jeżeli komuś po tym czasie można było przyznać rację to zdecydowanie Feio.
Mimo iż Kameruńczyk strzelił dwa gole w trzecim występie przeciwko FC Zurich, to były to jego jedyne trafienia na wypożyczeniu. Takie statystyki w 13 występach nikogo nie mogły rzucić na kolana. - W Legii nie dostałem szansy, mam tam niedokończone sprawy. A ja nie lubię takich sytuacji - mówił Nsame w trakcie gry w Szwajcarii.
Nsame nie dostałby w Legii drugiej szansy, gdyby w klubie został Feio. Zresztą sam piłkarz wbił szpilkę portugalskiemu trenerowi w mediach społecznościowych zaraz po jego rozstaniu z Legią. "Nie zależy to ode mnie. Ale teraz nie ma już przeszkody" - napisał Nsame, zapytany przez jednego z kibiców, co z jego przyszłością w Legii.
Jedno było pewne: Kameruńczyk chciał pokazać, iż zasługuje na szansę. Przed obozem przygotowawczym w Austrii Nsame wybrał się do Hiszpanii, gdzie miał trenować indywidualnie. Piłkarz chwalił się filmikami w mediach społecznościowych, a Piotr Kamieniecki z TVP Sport informował, iż Nsame miał trenować choćby cztery razy dziennie. "Pojawiały się głosy, iż taka praca niekoniecznie pomoże już w trakcie pobytu z drużyną, za to może wpłynąć na przeciążenia czy zmęczenie" - pisał.
I rzeczywiście nie było tak, iż Nsame zachwycił w trakcie przedsezonowych przygotowań. Kameruńczyk irytował szczególnie w sparingu z Łudogorcem Razgrad (2:2), w którym w 45 minut zmarnował dwie doskonałe okazje do strzelenia gola. Po zgrupowaniu portal Legioniści.com informował, iż Nsame nie przekonał do siebie Iordanescu.
Od zera do bohatera
Zresztą widać to było po decyzjach rumuńskiego szkoleniowca. W jego debiucie przeciwko FK Aktobe (1:0) Nsame nie podniósł się z ławki rezerwowych, a w kolejnym meczu z Lechem Poznań (2:1) o Superpuchar Polski Kameruńczyk zagrał raptem pięć minut.
Wtedy wydawało się, iż jego dni w Legii są definitywnie policzone. Sebastian Staszewski informował, iż klub chciał rozwiązać kontrakt Nsame, a Iordanescu naciskał na transfer nowego napastnika. 9 lipca w brytyjskich mediach pojawiła się informacja, iż nowym zawodnikiem Legii zostanie Mileta Rajović, który do klubu trafił sześć dni później.
Rajović, Ilja Szkurin, a choćby niepasujący do koncepcji Iordanescu Marc Gual - cała trójka wydawała się mieć dużo wyższe notowania u nowego trenera Legii. Aż nagle stało się coś, czego absolutnie nikt nie mógł się spodziewać. W rewanżu z Aktobe Nsame w 62. minucie zmienił Guala i swoim zaangażowaniem na boisku spodobał się Iordanescu. Jeszcze lepiej było tydzień później w Ostrawie, gdzie Kameruńczyk wszedł w miejsce Szkurina i zdobył bramkę na wagę remisu. Tak zaczęła się jego niespodziewana seria, która trwa do dziś.
Nsame strzelał gole w kolejnych występach przeciwko Koronie Kielce, Banikowi i AEK. Szczególnie zaimponował w rewanżu z Czechami, w którym zdobył łącznie trzy bramki, jednak dwie nie zostały uznane z powodu spalonego. W czwartek na Cyprze Nsame też zaczął od gola ze spalonego, a po prawidłowo zdobytej bramce, zmarnował jeszcze dwie dobre okazje.
Dziś wydaje się, iż skuteczność zawodnika, który jeszcze miesiąc temu był na wylocie z klubu, będzie kluczowa w rewanżu z AEK. Mimo iż po pierwszym meczu Legia jest w ekstremalnie trudnej sytuacji, to jeżeli chce wierzyć w awans, musi polegać na zabójczej skuteczności Nsame i bezbłędnej grze w defensywie.
Klucz do odrobienia strat
A w rewanżu z Banikiem Kameruńczyk pokazał, iż wykończenie sytuacji wciąż jest jego mocną stroną. Chociaż jego dwa trafienia nie zostały uznane, to we wszystkich trzech stykowych sytuacjach musiał zachować pełne skupienie i zdobyć bramkę. I to mu się udawało. Podobnie na Cyprze, gdzie pierwsze dwie sytuacje zamieniał na gole.
Wydaje się, iż zmiana roli Nsame na boisku i sprawiedliwość trenera to dwa czynniki, które zadziałały na Kameruńczyka. 32-latek u Iordanescu wciąż pracuje na całym boisku, bo często wraca na własną połowę i pomaga w obronie, ale jego głównym zadaniem pozostaje strzelanie goli. Nsame ma robić to, co potrafi najlepiej, czyli szukać sobie miejsca w polu karnym i zdobywać bramki. W Legii, która ma dominować i atakować, jest mu o to dużo łatwiej niż u Feio, który bazował przede wszystkim na fazach przejściowych.
- Dawno nie widziałem u typowej dziewiątki tak wysokich umiejętności. Legia potrzebowała takiego zawodnika. Szkurin posiada podobne atuty, ale piłkarsko wygląda gorzej. Trener musi zbudować napastnika i jeżeli chce go zbudować, nie powinien za bardzo nim rotować - w rozmowie z TVP Sport mówił były trener Radomiaka Dariusz Banasik, który przez lata pracował też w Legii.
- Nsame za kadencji trenera Feio nie dostawał wielu szans, a teraz mu zaufano i się za to odpłaca. (...) Może ten zespół potrzebował zmiany trenera? To delikatny temat, ale widać, iż zawodnicy dostali nowej energii i odżyli - dodał.
- Niech strzela. Co prawda nie pomaga to mojemu portfelowi, bo za każdą bramkę dostaje ode mnie dwie stówki. Ale to dobrze. Mam nadzieję, iż będzie się to działo jak najczęściej. Niech portfel będzie chudszy i cierpi wskutek zakładu. Inna sprawa, iż Nsame też daje mi dwieście za czyste konto. To wszystko nasze wewnętrzne zakłady, ale jeżeli napastnikowi udaje się trafiać, to zyskuje na tym cały zespół - mówił Kacper Tobiasz.
W czwartek Legia będzie potrzebowała i czystego konta, i goli Nsame. Pytanie tylko, czy eksplozja formy Kameruńczyka to chwilowa zmiana, czy zapowiedź dobrego sezonu w jego wykonaniu. Odpowiedź otrzymamy co najmniej za kilka tygodni, ale na razie jedno jest pewne: jeżeli Nsame przestanie strzelać, znów wypominana będzie mu jego bardzo wysoka pensja. A przecież on sam tego kontraktu sobie nie zaproponował.