Turniej, który w najbliższych dniach odbędzie się w Łodzi, można nazwać najbardziej prestiżowym "pucharem pocieszenia" w historii światowej siatkówki. To dlatego, iż żadna z drużyn, które wezmą udział w Final Four Ligi Mistrzów siatkarzy, nie zdobyła mistrzostwa swojego kraju, a dwie z nich nie stanęły choćby na podium.
REKLAMA
Zobacz wideo Lewandowski buduje imponującą posiadłość! To tu może zamieszkać po karierze
Zajęli ósme miejsce w lidze, a mogą wygrać Ligę Mistrzów. "Finał przegranych"
Najbliżej złota był Aluron CMC Warta Zawiercie, który przegrał z Bodganką LUK Lublin w finale PlusLigi. Trzecie miejsce we włoskiej Serie A zajęła Sir Safety Perugia, czwarty w Polsce był Jastrzębski Węgiel, a Halkbank Ankara dopiero ósmy w Turcji. Takiej sytuacji - gdy w najlepszej czwórce Ligi Mistrzów nie ma choćby jednego mistrza kraju z obecnego sezonu - nie było od 16 lat.
- To trochę taki finał przegranych tego sezonu. Oczywiście Jastrzębie wygrało Puchar Polski, ale ani Perugia, ani Halkbank w tym sezonie wielkich rzeczy nie zrobiły i, choć śmiesznie to zabrzmi, to będzie turniej pocieszenia wielkich drużyn. Tylko jeden zwycięży, wzniesie puchar i uratuje ten sezon - mówił kilka dni temu Polsatowi Sport prezes PZPS Sebastian Świderski.
Każda z czterech drużyn ma coś do udowodnienia. Zresztą dla każdej z nich triumf w tym sezonie Ligi Mistrzów byłby pierwszym takim osiągnięciem w historii klubu. Polska czeka na trzeci zespół i piąty triumf w rozgrywkach, a Włosi świętowaliby już 20. zwycięstwo ósmego klubu. Najwięcej zdobycie trofeum znaczyłoby dla Turcji, która jeszcze tego nie doświadczyła - najbliżej w 2013 roku był właśnie Halkbank, który przegrał w finale.
- Niech wygra lepszy - mówi przed rozpoczynającym się w piątek turniejem Sebastian Świderski, choć jego słowa brzmią jak kurtuazja. Z szacunkiem do rywali, ale szefowi polskiej siatkówki trudno ukryć, iż chętnie zobaczyłby dwie polskie drużyny z medalami, a jedną z pucharem za zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
"To będzie wojna na wyniszczenie"
Tego chciałyby także tłumy polskich kibiców, które obejrzą mecze w Atlas Arenie. Choć na konferencji prasowej prezes Europejskiej Federacji Siatkówki (CEV) Roko Sikirić mówił, iż te są już wyprzedane, to pojedyncze wejściówki na wszystkie dni - także niedzielę z finałem i meczem o trzecie miejsce - można jeszcze kupić.
Polski półfinał gwarantuje nam co najmniej miejsce w finale i srebrny medal. Ale w sobotę w Łodzi będzie się liczyło już nie tylko to, co zyska cała polska siatkówka, a to kto w tym finale się znajdzie: wicemistrz kraju z Zawiercia czy zwycięzca Pucharu Polski z Jastrzębia-Zdroju?
- Zespoły świetnie się znają, więc nie będzie ukrywania czegoś, żadnych niespodzianek. Zawodnicy znają się bardzo dobrze, więc tutaj nowinek nie odkryjemy. Dyspozycja dnia, czasami choćby jednego zawodnika, może zdecydować o końcowym sukcesie. Poturbowane Zawiercie i trochę zranione Jastrzębie będzie chciało udowodnić wyższość i zakończyć ten sezon pozytywnie - wskazuje Świderski.
- Myślę, iż to będzie wojna na wyniszczenie. Tu nikt nie będzie kalkulował, nikt nie będzie patrzył, iż w niedzielę też jest dzień i walka o kolejne medale. Wyjdą na boisko, w mojej opinii, jakby to był ostatni mecz sezonu. Mam nadzieję, iż to będzie przypominało trochę półfinał igrzysk olimpijskich w Paryżu ze Stanami Zjednoczonymi. Ale również półfinały naszej ligi, bo uważam, iż były to najlepsze półfinały od wielu, wielu, wielu lat i możliwe, iż choćby najlepsze w historii. Liczę na to, iż taki dostaniemy też w tym turnieju, a finały to już będzie granie na tym, co zostanie - ocenia prezes PZPS.
Rok temu przegrali, teraz są gotowi. To będzie ich "last dance"
Jastrzębski Węgiel w sobotę zagra z Aluronem CMC Wartą Zawiercie już piąty raz w tym sezonie. Do tej pory jest remis, po dwa zwycięstwa, jednak przed półfinałem Ligi Mistrzów to jastrzębianie wydają się być w nieco lepszej sytuacji. Zespół Marcelo Mendeza miał dziesięć dni na przygotowania do półfinałowego spotkania, więc o trzy więcej od zawiercian.
- Mieliśmy odpowiednio dużo czasu. Zawodnicy odpoczęli i myślę, iż jesteśmy w najlepszej sytuacji do grania tak ważnych spotkań od miesiąca, odkąd zdobyliśmy Puchar Polski - stwierdził Mendez.
Argentyńczyk jest przekonany, iż fizycznie jego zespół będzie gotowy na walkę o finał Ligi Mistrzów. A co z aspektem mentalnym? Końcówka sezonu ligowego w PlusLidze nie poszła po ich myśli. - No tak, ale to co innego. Inny rodzaj motywacji. Przegrywasz półfinał, grasz o trzecie miejsce w lidze, a tu masz w perspektywie walkę o triumf w najważniejszych rozgrywkach w Europie. Masz też świadomość, iż nie jesteś w najlepszej formie. To robi różnicę. Myślę, iż tu jesteśmy gotowi powalczyć. To jest najważniejsze. Potem decyduje to, kto ma najlepszy zespół, zawodników, trenera, wszystko rozgrywa się na boisku - ocenił.
Dla jastrzębian istotny może też być inny aspekt tego spotkania: to jeden z ich ostatnich meczów w takim składzie, swego rodzaju "last dance". Po sezonie drużyna zostanie wyraźnie przebudowana, opuszczą ją Mendez, Tomasz Fornal, Norbert Huber czy Jakub Popiwczak. Na koniec na pewno jeszcze bardziej będą pragnęli odnieść sukces. Mają też nieco więcej obycia z europejskimi pucharami niż ich rywal. Rok temu przegrali finał LM przeciwko Trentino. Mendez twierdzi, iż drużynie udało się zaczerpnąć i z tego doświadczenia. - Zawsze, gdy przegrywasz w takim meczu, możesz po nim odrobić lekcję, która stanie się ważna, żeby później wygrywać. Skupiliśmy się na tym, co możemy z tego wyciągnąć i postaramy się już nie powtórzyć tych samych błędów - zapewnił szkoleniowiec.
Wicemistrzowie Polski o jednym nie chcą słyszeć. Poważne kłopoty
Aluron CMC Warta Zawiercie zadebiutuje w półfinale europejskich rozgrywek i to z pewnością dodaje zespołowi presji. Z drugiej strony to także ogrom dodatkowej motywacji, bo sobotni mecz będzie najważniejszym w historii klubu. - Jesteśmy mega dumni, iż możemy tutaj być - mówi Mateusz Bieniek. - Mimo iż niedawno skończyliśmy finały ligi, nie mieliśmy też bardzo dużo czasu w przygotowanie, to wiemy, iż na takie momenty i takie turnieje czasami czeka i pracuje się całe życie. Dlatego wierzę w to, iż w sobotę wyjdziemy, będziemy walczyć i pokażemy fajną grę - zapewnia środkowy.
Obie drużyny przegrały swoje ostatnie mecze w PlusLidze, ale bardziej rozczarowany jest pewnie zespół z Zawiercia, który przez to stracił szanse na mistrzowski tytuł. Ten ostatecznie trafił do Bogdanki LUK Lublin, a Jastrzębski Węgiel w rywalizacji o brąz uległ Projektowi Warszawa. Bieniek zdradza, iż dni, które jego zespół miał po po ostatnim meczu finałowym w Lublinie, spędził głównie na tym, żeby przestać myśleć o porażce. - Mieliśmy dwa dni wolnego i potem od razu wróciliśmy do treningów. W dwa dni ciężko jest odzyskać świeżość, więc to na pewno były bardziej dwa dni dla naszej głowy, żebyśmy starali się zapomnieć o tej rywalizacji z Lublinem - przyznaje siatkarz.
- Od razu po meczu byłem zły i może troszkę podłamany, ale na ten moment, jak już troszkę to przetrawiłem, to doceniam ten srebrny medal. Bo tak naprawdę jedna-dwie piłki i mogło nas w tym finale nie być, bo te mecze półfinałowe z Warszawą naprawdę były na żyletki. Podejrzewam, iż jakbyśmy przegrali ten półfinał, to moglibyśmy przegrać też mecz o trzecie miejsce, więc po tych kilku dniach jestem szczęśliwy, iż to srebro zdobyliśmy. Bo to daje nam możliwość zagrania znowu w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. Będziemy znowu losowani z pierwszego koszyka, więc to jest naprawdę fajna sprawa i pokazuje pewną kontynuację: iż nasz klub idzie w dobrą stronę - przekonuje Mateusz Bieniek.
O jednym temacie nie chce mówić. I myśli o nim odrzuca chyba cały zespół z Zawiercia. Chodzi o poważne problemy zdrowotne. W drużynie na pewno nie zagra sprowadzony na finał PlusLigi Georg Grozer, który nie jest zarejestrowany do rozgrywek Ligi Mistrzów. Ten, którego zastępował, czyli Karol Butryn, przez cały czas nie jest w pełni zdrowy i, choć znajdzie się w składzie, trudno przewidywać, żeby mógł rozegrać całe dwa spotkania. Kłopoty mają mieć także Jurij Gladyr i Miłosz Zniszczoł, o czym mówił w rozmowie ze Sport.pl choćby zawodnik Sir Safety Perugii Kamil Semeniuk. I to przez to w roli faworyta stawiał Jastrzębskiego Węgla, podkreślając, iż istotny dla tego zespołu będzie powrót Jakuba Popiwczaka.
Turniej w Łodzi, a polskie drużyny nie dostaną czasu w odpoczynek. Świderski tłumaczy
Przed polskim półfinałem dużo mówi się o układzie turnieju Final Four w Łodzi. W piątek grają ze sobą dwa zespoły spoza Polski: Halkbank Ankara i Sir Safety Perugia. Potem one będą miały dzień odpoczynku przed rywalizacją o medale, a do swojego półfinału przystąpią jastrzębianie i zawiercianie. I to im przed decydującymi meczami pozostanie mniej czasu w odpoczynek.
Można się dziwić, zwłaszcza iż organizatorem turnieju jest Polska. - Nie wiem, z czego wynika przyjęty harmonogram spotkań. Musiała być jakaś przyczyna, bo na chłopski rozum w pewnym stopniu faworyzuje on drużyny z jednej pary, a te z drugiej będą musiały grać dzień po dniu. Nie jest to dla nich na pewno miłe, ale taka jest sytuacja. Jednak to nie my podejmowaliśmy decyzję w tej sprawie - mówił dziennikarce Sport.pl Agnieszce Niedziałek wspomniany Semeniuk.
- Decyzje o tym, kto i o której godzinie będzie grał zapadły dużo wcześniej niż nastąpiły awanse do samego Final Four. Dlatego w pierwszej wersji tak naprawdę w piątek miał grać Projekt Warszawa. Sami są sobie winni, iż w tym turnieju nie biorą udziału, przegrali z zespołem Halbanku Ankara w ćwierćfinale - wyjaśnia Sebastian Świderski.
Czy była możliwość, żeby zamienić kolejność spotkań? - Nie lubimy zmieniać decyzji, które zostały wcześniej podjęte. Nie jesteśmy jak inne federacje, nie będę tutaj mówił nazw, które w trakcie turnieju, w trakcie gry zmieniają zasady i ustalają zasady pod siebie. Wszystkie zespoły zaakceptowały taką formułę i to zrozumiały - tłumaczy prezes PZPS. I dodaje, iż polskim drużynom i tak udało się pójść nieco na rękę: w końcu w sobotę zagrają nie o 20, a 14:45. I tak zyskają zatem dodatkowe kilka godzin na regenerację.
Wyniki wyborów kontra Polacy w finale Ligi Mistrzów. "Takie były wymogi"
Interesująca jest nie tylko pora rozgrywania meczów półfinałowych, ale także finałowego. I to ze względu na wyjątkowe okoliczności. W niedzielę 18 maja odbędzie się pierwsza tura głosowania w wyborach prezydenckich w Polsce. A w trakcie meczu finałowego z udziałem jednego z polskich zespołów poznamy wyniki sondażowe exit poll.
Nietrudno zgadnąć, iż wiele osób zajmie się przede wszystkim wynikami wyborów, a finał siatkarskiej Ligi Mistrzów zejdzie w tym czasie na dalszy plan. Tego organizatorzy nie byli jednak w stanie uniknąć. - Przykro mi to powiedzieć, ale nie możemy patrzeć na wszystko tylko z perspektywy tego, co dzieje się w naszym kraju, czyli wyborów - wskazuje Sebastian Świderski. - Godziny rozgrywania spotkań były trochę podyktowane europejskimi wymogami, telewizją i przede wszystkim tym, iż w innych krajach, np. we Włoszech czy w Turcji, takich wyborów nie ma. Dlatego godzina 20 to prime time dla wszystkich kraju. Takie też były wymogi ze strony CEV i telewizji - argumentuje działacz.
Nie było też opcji przyspieszenia meczów. - Wtedy zespoły po prostu nie mogłyby się do tych meczów finałowych odpowiednio przygotować. Każdy chce w niedzielę rano zrobić rozruch, potrenować, poruszać się, więc musimy na to zwrócić uwagę - mówi Świderski.
Na koniec prezes PZPS zwraca się do polskich fanów. - Oczywiście będę brał udział w wyborach, to jest oczywiste. I apeluję do wszystkich kibiców, żeby również wzięli udział w tych wyborach - przekazuje Sebastian Świderski.
Piątkowy półfinał Halkbanku Ankara z Sir Safety Perugią zaplanowano na godzinę 20. O 14:45 w sobotę rozpocznie się za to walka o miejsce w finale pomiędzy Aluronem CMC Wartą Zawiercie i Jastrzębskim Węglem. Przegrani obu spotkań zmierzą się w niedzielę w meczu o trzecie miejsce o 16, a zwycięskie drużyny powalczą o główne trofeum o 20. Relacje na żywo z Łodzi na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.