Lewandowski rozegrał najbardziej ikoniczny mecz w historii. Porażające

8 miesięcy temu
Zdjęcie: screen, x.com/ELEVENSPORTSPL


To był mecz pełen kontrastów - najpierw dwa gole Roberta Lewandowskiego, później zmarnowany karny. Najpierw doskonałe interwencje Marca-Andre ter Stegena, a później fatalnie rokująca kontuzja. Po przerwie świetna gra Villarrealu i trzy gole Barcelony. Skończyło się 5:1 i zawrotami głowy.
Było w tym meczu wszystko: sześć goli, kolejne trzy nieuznane, słupek Barcelony i poprzeczka Villarrealu, dublet Lewandowskiego i zmarnowany rzut karny, dwa gole Raphinhi i cudowna asysta Yamala. Inicjatywa raz po jednej, raz po drugiej stronie. Logika rządziła pierwszą połową, w drugiej liczyły się już tylko emocje. Oglądało się to doskonale! I niech nikogo nie zmyli wynik. Villarreal był naprawdę godnym rywalem.

REKLAMA







Zobacz wideo Robert Lewandowski i Sebastian Mila znów razem w akcji! Ależ sceneria



Stoicym jest w cenie. PIłkarzom podoba się podejście Hansiego Flicka
Porażka 1:2 z Monaco w Lidze Mistrzów był pierwszą rysą na idealnym początku sezonu w wykonaniu Barcelony. Wprawdzie nie zburzyła żadnej z postawionych wcześniej tez, nie osłabiła zachwytów nad pracą Hansiego Flicka, ale postawiła pytania - choćby o rosnącą liczbę błędów Marca-Andre ter Stegena i problem z obsadą pozycji defensywnego pomocnika. Ponoć piłkarzom Barcelony podobał się spokój, który zachował ich trener w ostatnich dniach i konsekwencja, z jaką przygotowywał ich do spotkania z Villarrealem - niewygodnym rywalem, który nie przegrał żadnego z pięciu meczów i zajmował czwarte miejsce w ligowej tabeli.


"Relevo" opisało Flicka jako stoika, który w szatni adekwatnie nie podnosi głosu, posługuje się krótkimi komunikatami i stawia na absolutną szczerość. Jest zupełnie innym trenerem niż Xavi Hernandez, który w emocjach - właśnie po ostatnim spotkaniu z Villarrealem - zaskoczył deklaracją, iż po zakończeniu sezonu zamierza pożegnać się z klubem. Wtedy mecz miał szalony przebieg: Barcelona po godzinie przegrywała 0:2, w 71. minucie prowadziła 3:2, ale w końcówce straciła aż trzy gole i przegrała 3:5.
Tym razem również nie mogliśmy narzekać na brak emocji.
Szczęśliwa data Lewandowskiego. 9 lat temu zagrał kosmiczny mecz, teraz strzelił dwa gole
Pierwszy kwadrans był przedłużeniem meczu z Monaco. Villarreal również próbował atakować Barcelonę już na jej połowie, a po odbiorze piłki jak najszybciej biec z nią pod bramkę. Po jednym z takich wypadów Yeremy Pino strzelił gola na 1:0, ale sędziowie dostrzegli, iż był na niewielkim spalonym. Oglądaliśmy intensywny mecz, w którym Barcelona miała sporo problemów w środku pola.



Na początku także Robert Lewandowski mógł czuć się, jakby wciąż nie wyjechał z Księstwa - rzadko dostawał piłkę, był uwikłany w walkę z obrońcami i choćby nie zbliżał się do bramki Villarrealu. Ale wystarczyło jedno prostopadłe podanie od Pablo Torre, by Polak pokazał swój snajperski instynkt. W tej akcji najważniejszy był jego refleks - natychmiastowe podjęcie decyzji i błyskawiczna reakcja na to, co dzieje się na boisku. Barcelona odzyskała piłkę blisko pola karnego, a Lewandowski był jeszcze wtedy przyklejony do środkowych obrońców. Najpierw pokazał ręką, gdzie chce otrzymać podanie i ruszył w to miejsce jeszcze przed zagraniem, by już po chwili uderzyć piłkę czubkiem buta tuż obok bramkarza. Skuteczne wykończenie - to jedno. Bardziej imponujące było to, iż Lewandowski "zobaczył" tę akcję, zanim jeszcze się wydarzyła. Później myśli przelał na boisko i cieszył się z piątego gola w tym sezonie.


22 września 2015 r. Lewandowski rozegrał swój najbardziej ikoniczny mecz w karierze. W dziewięć minut strzelił Wolfsburgowi pięć goli. Pobił wtedy cztery rekordy Guinnessa i sprawił, iż Pep Guardiola złapał się za głowę. Polak pierwszą połowę tamtego meczu oglądał z ławki rezerwowych. Był tym zirytowany, bo jeszcze wtedy chciał być na boisku bez przerwy. Nie wiadomo, jaki dokładnie był plan Katalończyka na tamten wieczór - ile minut miał dostać Lewandowski, bo Bayern niespodziewanie przegrywał 0:1, więc tuż po przerwie Polak ruszył mu na pomoc. Na pewno chciał udowodnić Guardioli, iż popełnił błąd sadzając go wśród rezerwowych, ale dodatkowa motywacja nie wyjaśnia tak rewelacyjnej gry. Zresztą, sam Lewandowski do dziś nie potrafi wytłumaczyć, jak to się stało. - Często wspominam ten dzień, bo był naprawdę świetny. To było niezwykłe dziewięć minut i sądzę, iż nikt tego wyczynu prędko nie powtórzy - powiedział w wywiadzie dla oficjalnej strony Bayernu Monachium.
I może coś jest w tej dacie, bo równo dziewięć lat później Lewandowski znów rozegrał bardzo dobry mecz. Już nie tak magiczny i spektakularny, jak wtedy w Monachium, ale z dubletem przeciwko bardzo wymagającemu rywalowi. Drugą bramkę zdobył w 35. minucie przewrotką - w polu karnym Villarealu zapanował chaos, a on odnalazł się w nim najlepiej. Był tuż przed bramką, gdy trzeba było dobić strzał Erica Garcii. Polak był ustawiony niewygodnie, plecami do bramki. Jego przewrotka nie była najbardziej widowiskowa, strzał był delikatny, ale wystarczył, by zdobyć drugą bramkę.
W 66. minucie Lewandowski miał doskonałą okazję, by spuentować swój świetny występ i strzelić drugiego hat-tricka w La Liga, ale nie wykorzystał rzutu karnego. Znów przed oddaniem strzału zmieniał tempo biegu, próbując zmylić Diego Conde, jednak nie dość, iż bramkarz Villarrealu rzucił się we adekwatnym kierunku, to jeszcze piłka trafiła w zewnętrzną część słupka. Najlepsza okazja przepadła, a kolejna już się nie pojawiła. Gdy mecz się skończył, Lewandowski wydawał się jednak zadowolony. Śmiał się i przybijał z kolegami piątki.



Siedem, cztery, pięć. Porażająca siła Barcelony
Najważniejsze było bowiem to, iż Barcelona bardzo wysoko wygrała wymagający mecz. Sam wynik może oszukać kibiców, którzy go nie widzieli. Villarreal zderzył się z technologią VAR, która słusznie zabrała mu dwa gole. Ale zderzył się też z chwilami niesamowitą Barceloną. Określenie "chwilami" jest ważne, bo jej występ był bardzo nierówny - gdy Villarreal docisnął ją na początku drugiej połowy, wydawała się bezradna, długo też nie potrafiła poradzić sobie z kontratakami rywali, a jej obrońcy mieli szczególne problemy, by okiełznać Nicolasa Pepe. Ale Barcelona potrafiła też spektakularnie atakować - Hansi Flick zmienił Raphinhę w maszynę, która porusza się z prędkością światła i strzela gole z trudnych pozycji. Yamal zaliczył przepiękną asystę, gdy długim podaniem zewnętrzną częścią stopy dostarczył piłkę do Brazylijczyka. Błyszczał też 21-letni Pablo Torre, który w poprzednim sezonie był wypożyczony do Girony, a na początku tego rozegrał zaledwie osiem minut przeciwko Valladolid, gdy Barca była już na sześciobramkowym prowadzeniu. Jego przypadek tylko potwierdza, iż czego nie dotknie Hansi Flick w Barcelonie, zamienia w złoto. Niemiec niespodziewanie wystawił go w pierwszym składzie, a on odwdzięczył się golem i asystą.


Choć wynik na to nie wskazuje, to Villarreal był dla Barcelony prawdopodobnie najbardziej wymagającym ze wszystkich dotychczasowych rywali w lidze. Jeszcze w pierwszej połowie kilkukrotnie ratował ją ter Stegen, ale tuż przed przerwą, po wyjściu do dośrodkowanej piłki, nabawił się kontuzji. Pierwsze rokowania są fatalne - mówi się o kilkumiesięcznej przerwie. Siła Barcelony w ofensywie jest jednak porażająca - po siedmiu golach strzelonych Valladolid, czterech przeciwko Gironie, przyszło pięć na Estadio de la Ceramica.
Idź do oryginalnego materiału