NBA: Nash kontra Curry. Decydujący moment legendy NBA

2 dni temu

Świat koszykówki zyskał rzadką okazję na szczerą relację zza kulis, gdy legendy NBA – Steve Nash, LeBron James i Stephen Curry – spotkały się w ramach podcastu „Mind the Game”. To właśnie tam pierwszy z nich, dwukrotny MVP ligi, opowiedział historię, która uderza prostotą i okrucieństwem sportowej prawdy: jak wczesna konfrontacja z obecnym gwiazdorem Golden State Warriors, jeszcze w meczu przedsezonowym, zmusiła go do podjęcia ostatecznej decyzji o zakończeniu kariery. Była to chwila, w której „starszy brat”, jak sam się określał, musiał ustąpić miejsca w lidze młodszemu koledze po fachu.

Historia ta jest nie tylko anegdotą, ale raczej symbolicznym przekazaniem pałeczki między dwoma pokoleniami wirtuozów koszykówki. Jak przyznał Steve Nash w rzeczonej rozmowie: – Zasłużyłeś na to, żebym trochę ustąpił miejsca – żebym dał się odesłać na sportową emeryturę. To nie jest temat, o którym lubię dużo mówić publicznie. Kiedy wchodził do ligi, wciąż czułem się jak starszy brat i sądziłem, iż to ja wciąż tu rządzę. Potem jednak zaczął pokazywać, kim naprawdę jest, i szala przechyliła się w drugą stronę.

Nie da się ukryć, iż 51-letni emerytowany rozgrywający ma za sobą kawał wspaniałej kariery. W latach 1996-2015 reprezentował barwy Phoenix Suns (dwukrotnie), Dallas Mavericks i wreszcie Los Angeles Lakers, w 1,217 meczach notując średnio 14,3 punktu, 3 zbiórki i 8,5 asysty na całkiem przyjemnej skuteczności (49% z gry, w tym 42,8% z dystansu). Pięciokrotnie był najlepszym asystentem NBA, siedem razy był wybierany do którejś z trzech piątek najlepszych graczy ligi, a ośmiokrotnie – do Meczów Gwiazd. Wreszcie dwa razy z rzędu – w latach 2005 i 2006 – zostawał MVP rozgrywek.

Zanim jednak doszło do momentu, o którym Nash wspominał w prowadzonym wraz z LeBronem Jamesem podcaście „Mind The Game”, mierzył się z wyniszczającą kontuzją, która odebrała mu tak dla niego charakterystyczną fizyczność. Opisując swoje ostatnie dwa lata gry w trykocie ekipy z Miasta Aniołów, urodzony w Republice Południowej Afryki Kanadyjczyk ujawnił skalę walki, jaką musiał toczyć, aby móc w ogóle wyjść na parkiet.

W pierwszym meczu Dame’a (Damiana Lillarda – przyp. aut.) zderzyliśmy się kolanami i doznałem złamania stawu piszczelowego po wewnętrznej stronie – dokładnie w miejscu, które jest najbardziej obciążone. Już wcześniej miałem tam problemy z nerwami i od tego momentu nigdy już nie byłem taki sam – wspominał były koszykarz.

Pierwsze doniesienia mówiły wówczas o pauzie wynoszącej co najmniej tydzień, a skończyło się na… siedmiu. Rozgrywający wrócił do gry, jednak przez kolejne dwa lata musiał poświęcać się wyczerpującej pracy, trenując dwa razy dziennie, tylko po to, by spróbować przezwyciężyć uraz. Gdy więc zbliżał się do swojego osiemnastego w karierze obozu treningowego, musiał sprawdzić, czy cały ten wysiłek przyniósł jakikolwiek efekt. Po obiecującym pierwszym meczu przedsezonowym wszystko jednak zaczęło się komplikować – pojawił się ból pleców, nasiliły się problemy z nerwami, a organizm przestał się regenerować.

– Zapytałem wtedy sam siebie: „Muszę grać z urazem. Ale czy w ogóle warto grać, będąc kontuzjowanym? Jaki to ma sens?” – kontynuował Nash.

Próba prawdy miała nadejść w kolejnym meczu towarzyskim, rozgrywanym w Ontario w Kalifornii, w którym rywalem Lakers byli Golden State Warriors Stephena Curry’ego. Weteran wyszedł na parkiet, chociaż zdawał sobie sprawę, iż to może być jego ostatni test. Starał się kryć młodszego rywala, ale siła rażenia ofensywy przeciwników była przytłaczająca, a sprawy w konfrontacji z ciągle będącym w ruchu Stephem nie ułatwiały uszkodzone plecy.

Wyszliśmy na parkiet, a ja miałem kryć Stepha. W pierwszej kwarcie rzucili nam chyba z 50 punktów. Może 45, ale czułem to jak 50. Steph biegał wszędzie, był nie do zatrzymania. Mój kręgosłup był w rozsypce, wszystko mnie bolało. choćby będąc w pełni sił, nie dałbym rady go zatrzymać, a teraz dosłownie wlokłem się po parkiecie. Steve Kerr wrzucał mnie w każdą akcję. Patrzyłem na niego, błagając w duchu: „No weź, Steve.” A oni tylko się śmiali. Alvin Gentry też śmiał się z ławki, jakby chcąc powiedzieć: „Nie, nie, chcemy zobaczyć, co potrafisz.” – powiedział Steve.

Kilka dni intensywnego rozmyślania po tej dewastującej nocy wystarczyło, by dwukrotny MVP podjął decyzję ostateczną. Poczucie absolutnej bezsilności na parkiecie przeciwko nowej generacji talentów przeważyło.

Po tym meczu przez trzy, cztery dni wszystko analizowałem. W końcu pomyślałem: „Tak, to chyba już ten moment.” I to był koniec – zakończył swoją historię Nash. Niedługo potem zadzwonił do generalnego menedżera Lakers, Mitcha Kupchaka, by ten „ulżył mu w niedoli.” kończąc tym samym swoją wyczerpującą, osiemnastoletnią karierę. Co prawda miał jeszcze propozycje powrotu do Mavericks lub gry w Cleveland Cavaliers, gdzie miałby zostać zmiennikiem Kyriego Irvinga, ale nie zmienił zdania.

– Bycie na boisku w tym sezonie było moim priorytetem, więc jest to frustrujące, iż w tej chwili nie mogę tego robić. Ciężko pracuję, aby utrzymać formę i zdrowie, a niestety mój ostatni uraz utrudnia mi grę na pełnych obrotach. W tym czasie będę przez cały czas wspierać mój zespół i skupię się na moim długoterminowym zdrowiu – mówił wówczas.

Nie ma chyba osoby, która zaprzeczy, iż Steve Nash był jednym z najlepszych rozgrywających w historii NBA. Jego styl gry, oparty na niesamowitej wizji, precyzyjnych podaniach i efektywności strzeleckiej, zrewolucjonizował pojęcie efektywnego ataku, a jego klasę jeszcze bardziej potwierdzają dwa tytuły MVP. Historia jego odejścia na emeryturę, przyspieszonego bezpośrednią konfrontacją z młodszym, niepowstrzymanym Stephem, jest symbolicznym zakończeniem kariery dla gracza, który walczył do samego końca. Co ciekawe, choćby po przejściu na emeryturę, Nash wciąż pozostawał blisko parkietu i nie chodzi tu o jego późniejszą – krótką zresztą – karierę w roli trenera Brooklyn Nets.

– Nagle patrzę, a on jest na naszym treningu i uczy nas pick and rolli – z humorem stwierdził Curry.

– jeżeli nie możesz kogoś pokonać, przyłącz się do niego – odparł Nash.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!

Wspieraj PROBASKET

  • Sprawdź najlepsze promocje NIKE i AIR JORDAN w Lounge by Zalando
  • W oficjalnym sklepie NIKE znajdziesz najnowsze produkty NIKE i JORDAN oraz dobre promocje.
  • Oficjalny sklep marki adidas też ma dużo do zaoferowania.
  • Oglądasz NBA? Skorzystaj z aktualnej oferty - kup dostęp do NBA League Pass.
  • Lubisz buty marki New Balance? W ich oficjalnym sklepie znajdziesz coś dla siebie.
  • Idź do oryginalnego materiału