W Bondy, leżącym nieopodal Paryża rodzinnym mieście Mbappe, od kilku lat front jednego z wielkich bloków pokrywa mural, przedstawiający małego Kyliana śniącego o wielkiej karierze. On sam parokrotnie wspominał, iż w dzieciństwie piłkarskie mecze śniły mu się nadzwyczaj często. I zawsze wierzył, iż będzie umieć przenieść te sny na jawę. Stąd ten mural - ma inspirować dzieci i młodzież, których wyobraźnia nie jest tak kolorowa i rzadko wykracza poza szaro-bure osiedle. Wielce więc możliwe, iż kiedyś Kylianowi przyśnił się taki wieczór, jak ten środowy: z trzema golami w Lidze Mistrzów w koszulce Realu Madryt, awansem do kolejnej rundy i wielkim aplauzem kibiców, gdy kwadrans przed końcem opuszczał murawę.
REKLAMA
Zobacz wideo
Co za mecz Kyliana Mbappe! Guardiola w końcu bezradnie rozłożył ręce
- Nie możesz po prostu przyjść do nowego klubu i pierwszego dnia powiedzieć: "Hej, ty, podaj mi piłkę" - stwierdził Mbappe podczas zwierzeń przed kamerami francuskiego Canal+. Na początku grudnia tłumaczył rodakom, dlaczego jego pierwsze pół roku w Madrycie było tak rozczarowujące i niespokojne. Ale od tamtej pory wiele się zmieniło. Dzisiaj Mbappe całym sobą wydaje się mówić, iż wystarczy mu dać piłkę, a on zrobi resztę. Jak mu nie zaufać, skoro jest w tak znakomitej formie? "Masz, Kylian" - mówili więc kolejno Raul Asencio, zagrywając długą piłkę na połowę Manchesteru City, Rodrygo - podając mu ją w polu karnym zamiast samemu uderzać na bramkę i Fede Valverde - zaliczając jedną z najprostszych asyst w karierze. Na koniec piłkę dał mu sędzia - na pamiątkę drugiego hat-tricka w Realu Madryt, którym wprowadził zespół do 1/8 finału Ligi Mistrzów.
Tego wieczoru zaprezentował cały swój repertuar, kunszt i talent. Wychodziło mu niemal wszystko. Już w 3. minucie zaimponował szybkością, sprytem i świetną orientacją. Ruszył ze środka boiska za długim podaniem, o spalonym nie było mowy, miał niecały metr straty względem obrońców City, ale gwałtownie zyskał nad nimi przewagę, zajął tor biegu Rubena Diasa, dzięki czemu wybił go z rytmu i utrudnił wybicie piłki, a kątem oka dostrzegł wysuniętego Edersona i po chwili z łatwością przerzucił nad nim piłkę. Proste? Tylko z pozoru, tylko dlatego, iż robił to Mbappe. Pep Guardiola obserwując to wszystko zza bocznej linii, tylko przewrócił oczami, splótł dłonie za plecami i w milczeniu usiadł na ławce. Co zrobić, jeżeli rywal ma z przodu taką bestię?
A to był tylko początek. Drugiego gola strzelił po akcji, jakich miał już w karierze dziesiątki - krótkim zwodem minął w polu karnym Josko Gvardiola (ponoć Chorwat do tej pory sunie po murawie Santiago Bernabeu) i uderzył przy bliższym słupku. najważniejsze było opanowanie, szybkość i siła, z jaką to zrobił. Wokół niego panował przecież spory tłok, a jednak żaden z piłkarzy City ostatecznie nie był choćby blisko, by go zatrzymać. Guardiola znów w milczeniu usiadł na ławce i przepłukał usta wodą. Trzeciego gola Mbappe strzelił kwadrans po przerwie - przyjął piłkę tuż za wierzchołkiem pola karnego, wykonał szybki zwód, zbiegł z piłką bliżej środka i uderzył w kierunku dalszego słupka. Co najistotniejsze - kopał lewą nogą, teoretycznie słabszą. Guardiola tylko bezradnie rozłożył ręce.
Kolega powiedział Mbappe: "Chciałbym grać w piłkę tak, jak ty. Ale nie chciałbym mieć twojego życia"
Niecały miesiąc temu strzelił już hat-tricka w meczu z Realem Valladolid, ale biorąc pod uwagę prestiż rozgrywek i rangę rywala, to w środę, przeciwko Manchesterowi City, osiągnął swój szczyt w Realu Madryt. Imponujące, jak gwałtownie się na nim znalazł, skoro jeszcze na przełomie listopada i grudnia - jak sam twierdzi - był na samym dnie. To wtedy zmarnował dwa kolejne rzuty karne - najpierw z Liverpoolem w Lidze Mistrzów, a tydzień później z Athletikiem Bilbao w La Liga. Real oba te mecze przegrał, a hiszpańskie stacje przestały prosić o diagnozę jego słabej formy kolejnych trenerów i zwróciły się do psychologów. Te niewykorzystane rzuty karne dobitnie pokazały, iż Mbappe nie tyle zawodzą nogi, ile głowa. Przez kilka tygodni wydawał się podłamany i obojętny, kompletnie pozbawiony pewności siebie. A im większą próbował wziąć na siebie odpowiedzialność, tym gorzej wychodziło, bo jeszcze boleśniej zawodził zespół. Dużo mówiło się wtedy o presji, która go przytłaczała - dołączył przecież do klubu, który od dziecka kochał, po latach starań wreszcie udało się dopiąć ten transfer, wchodził jednak do drużyny, która bez niego wygrała w poprzednim sezonie mistrzostwo Hiszpanii i Ligę Mistrzów, pierwszy raz wyprowadził się poza ojczyznę, do sezonu adekwatnie się nie przygotowywał, bo latem grał na Euro w rozpolitykowanej reprezentacji Francji, w dodatku z kontuzją twarzy.
kilka rzeczy układało się po jego myśli. Tonął w morzu plotek i domysłów. W październiku selekcjoner Didier Deschamps nie powołał go do kadry, a Carlo Ancelotti od razu zasugerował, by wykorzystał te kilka dni wolnego i wyjechał z Madrytu do miejsca, w którym nie będzie tak oblegany i zdoła na chwilę odciąć się od piłki. - Jestem Mbappe, trudno o takie miejsce - uśmiechał się później w wywiadzie. Wybrał jednak Sztokholm. Nieszczęśliwie. Gdy z niego wrócił, przeczytał w gazetach, iż dziewczyna, z którą się spotkał, oskarżyła go o gwałt, a sprawą zajmuje się już szwedzka prokuratura. Nie komentował publicznie tej sprawy, ale zaprzyjaźniony z rodziną i jego otoczeniem dziennik "Le Parisien", powołując się na swoje źródła, przekazał, iż według Mbappe to "fake news" i wielkie nieporozumienie, bo dziewczyna, z którą spędził noc, pozostaje z nim w kontakcie i ani nie ma do niego żadnych pretensji, ani nigdzie nie zgłosiła tej sprawy, więc musiał to zrobić ktoś inny. Po kilku tygodniach okazało się, iż prokuratura ze względu na brak dowodów zamknęła śledztwo, a Mbappe został oczyszczony z zarzutów. Francuskie media przypomniały wtedy słowa Ibrahimy Konate, obrońcy Liverpoolu i kolegi Mbappe z reprezentacji, które skierował kiedyś bezpośrednio do niego. "Chciałbym grać w piłkę tak, jak ty. Ale nie chciałbym mieć twojego życia".
Z dołu na szczyt. Kylian Mbappe wspina się jak Aleksandra Mirosław
W tych dwóch uderzeniach z rzutów karnych kryły się wszystkie pozaboiskowe problemy. Ancelotti po meczach prosił kibiców, ekspertów i dziennikarzy by byli względem Kyliana bardziej cierpliwi. Ale nie byli. Skoro jeden z najlepszych piłkarzy świata dołączył do najlepszego na świecie klubu, to od razu miał rozwalić system. Mbappe tymczasem strzelił 8 goli w 15 ligowych meczach, do tego jednego w Lidze Mistrzów i jednego w Superpucharze Europy. To był kryzys, o którym większość piłkarzy na świecie może tylko pomarzyć, ale on nie chciał sztucznie obniżać poprzeczki. Przyszedł do Madrytu, by osiągać rzeczy wielkie. - Nie było bardziej rozczarowanej osoby ode mnie - przyznał.
- Mecz w Bilbao był mi bardzo potrzebny. Sięgnąłem wtedy dna. To był moment, który zmienił moją mentalność. Nie mogłem już zrobić niczego gorszego. Mogłem tylko pójść w górę. To był moment, w którym usłyszałem w mojej głowie: "bum!". I nagle wszystko się zmieniło - tłumaczył w Canal+. Zaledwie tydzień później Ancelotti obwieścił światu, iż okres adaptacji Kyliana dobiegł końca. Od tamtej pory rozegrał 18 meczów, w których strzelił 18 goli i miał 3 asysty. Ale jeszcze okazalej prezentują się jego statystyki zbierane od 12 stycznia: 11 meczów - 14 goli. Kibice Realu wreszcie widzą Kyliana, którego zawsze chcieli zobaczyć - skutecznego, ekscytującego, niezwykle pewnego siebie, a przy tym nieustannie uśmiechniętego.
- Kiedy jesteś takim piłkarzem jak ja i masz dookoła siebie tak wiele oczekiwań, najważniejsze jest to, by zachować spokój. Tymczasem ja za dużo myślałem. Myślałem, gdzie się ustawić, jak się poruszać, którą przestrzeń na boisku zająć, bo jak pójdę na lewo, to wejdę w strefę Viniego, jak przesunę się w prawo, to ograniczę Rodrygo… Kto mnie zna, ten wie, iż za dużo wówczas analizowałem. jeżeli na boisku za dużo myślisz, to nie grasz dobrze. Nie powiedziałbym, iż byłem nieśmiały. To nie jest najwłaściwsze słowo. Ale jeżeli trafiasz do takiej drużyny, jak Real Madryt, która wygrała wszystko w poprzednim sezonie, to musisz wejść z pokorą. Nie możesz przyjść i pierwszego dnia powiedzieć: "To jest teraz moja drużyna. Hej, ty, podaj mi piłkę" - opowiadał w rozmowie z Canal+. Wtedy nie mógł tak powiedzieć. Dzisiaj już może.