Niebywałe, co zrobili polscy siatkarze. Tak ruszyli na rywali

13 godzin temu
To nie był horror ani choćby thriller. Po rozegraniu dwóch tie-breaków w poprzednich meczach, tym razem polscy siatkarze odnieśli w amerykańskim Hoffman Estates szybkie i bezdyskusyjne zwycięstwo. Aż 3:0 (25:20, 25:21, 25:22) pokonali zespół USA. Tym samym uszczęśliwili tysiące polskich fanów obecnych w hali na przedmieściach Chicago. I awansowali na pierwsze miejsce w Lidze Narodów!
Karch Kiraly wygrywał olimpijskie złoto dwa razy jako zawodnik w siatkówce halowej i raz w siatkówce plażowej. Do tego poprowadził do złota igrzysk zespół siatkarek USA. A po wywalczeniu z nimi kolejnego medalu (srebra) rok temu w Paryżu, został trenerem męskiej kadry tego kraju. Ta bodaj największa legenda dyscypliny próbowała wszystkiego, żeby zatrzymać Polskę w meczu Ligi Narodów w Hoffman Estates. Ale choćby on nie potrafił zepsuć naszego święta na przedmieściach Chicago.


REKLAMA


Zobacz wideo Zbliża się nowy sezon PlusLigi. Prezes Artur Popko zapowiada


„Polska! Polska!" potężnie niosło się po hali, gdy asa na 6:3 w pierwszym secie zaserwował Michał Gierżot. Po jego kolejnej świetnej zagrywce zatrzymaliśmy gospodarzy potrójnym blokiem i przy naszym prowadzeniu 7:3 Kiraly pierwszy raz prosił o przerwę. W tej przerwie trudno było usłyszeć, co mówi swoim siatkarzom. W wypełnionej aż 11 tysiącami kibiców hali już wtedy świetnie bawiła się Polonia. Jak u siebie!
Było lepiej niż na walkach Gołoty
Atmosfera na trybunach trochę przypominała tę z walk Andrzeja Gołoty, jakie toczył w Stanach ćwierć wieku temu. Tylko iż teraz nasi rodacy zza oceanu nie musieli żyć mistrzowskimi nadziejami. Oni dostawali mistrzowską grę najlepszej drużyny polskiego sportu.
Niecały rok temu w Paryżu Polska wywalczyła wicemistrzostwo olimpijskie. W drodze po ten medal rozegraliśmy niezapomniany półfinał z USA. Wygraliśmy go 3:2 w sposób trudny do zrozumienia. Dziesiątkowały nas kontuzje, przegrywaliśmy, wydawaliśmy się być złamani. Ale podnieśliśmy się, pokazaliśmy niesamowitą siłę mentalną. Wygraliśmy tak, jakby scenariusz tamtego meczu napisał ktoś z Hollywood.
Teraz w Hoffmann Estates w naszym składzie było tylko dwóch z 13 bohaterów tamtego spotkania (Aleksander Śliwka na boisku i Kamil Semeniuk wśród rezerwowych). Ale to nieważne (dla porządku dodajmy, iż w składzie USA było trzech graczy z Paryża). Ważne, iż duch naszego zespołu jest wciąż ten sam.


Kapitalnie patrzyło się, jak od początku na parkiecie błyszczą wspomniany Gierżot, Kewin Sasak czy Szymon Jakubiszak. Wywalczonej błyskawicznie przewagi spokojnie broniliśmy do końca pierwszej partii. A adekwatnie nie broniliśmy jej, tylko ją powiększaliśmy. Już przy wyniku 19:14 po dobrej zagrywce Marcina Komendy i bloku Jakubiszaka było jasne, iż będziemy prowadzić 1:0.
Zawalczyliśmy o pierwsze miejsce
W drugim secie scenariusz był niemal taki sam. Sasak na zagrywce i blok Komendy na 3:2. Sasak na zagrywce i z trudem wyprowadzony przez rywali atak w aut daje nam prowadzenie 4:2. As Sasaka i jest już 5:2. Kolejny mocny serwis naszego potężnego atakującego (208 cm wzrostu), blok Jakuba Nowaka i 6:2. I znów oglądaliśmy, jak trener Kiraly próbuje coś zrobić.
Szkoleniowiec rywali mieszał składem. Jego zmiany przyniosły tyle, iż w środkowej fazie seta nic nam nie zostało z pięciopunktowego prowadzenia. Od stanu 16:11 zaliczyliśmy taki przestój, który pozwolił rywalom dojść nas na 17:17. Ale zareagowaliśmy wspaniale.
Po dobrych zagrywkach Śliwki i czujności Gierżota na siatce (wygrał przepychankę z Ma’a) odskoczyliśmy na 19:17, a później od stanu 21:20 wygraliśmy już wszystkie punkty do końca. Głównie dzięki popisowej grze Gierżota. Przyjmujący najpierw skończył atak na 23:21, następnie zaserwował asa na 24:21, jeszcze jednego asa na 25:21 i Polonia z Chicago i okolic znowu fetowała.


Prowadząc 2:0 w setach byliśmy na najlepszej drodze do zaskakująco szybkiego zwycięstwa. Zaskakująco, bo w turnieju w Chicago wcześniej trochę się męczyliśmy. Z Włochami przegraliśmy 3:2, a z Kanadą wygraliśmy 3:2. Teraz było jasne, iż zwycięstwo za trzy punkty, a więc 3:0 lub 3:1, da nam awans na pierwsze miejsce w tabeli Ligi Narodów. Bo wcześniej punkt w meczu z Italią straciła prowadząca Brazylia (wygrała 3:2). Mamy więc tak jak ona bilans 7:1, a przy tym mamy o punkt więcej (my 18, oni 17).
Wojna nerwów też dla nas
W trzecim secie naszego meczu z Amerykanami walka była najbardziej zacięta. Po wygranej przez Śliwkę przepychance na siatce prowadziliśmy 11:8, ale wtedy zdarzyło się nam kilka błędów i niedługo przegrywaliśmy 15:16. Jednak to było ostatnie prowadzenie rywali. Gdy zbliżała się końcówka i rosły nerwy, to my zachowaliśmy więcej spokoju. Najpierw uciekliśmy na dwa punkty (19:17). A w końcu na trzy (21:18). Pomagali nam przeciwnicy, w obu przypadkach wyrzucając ataki w aut.
Kiraly jeszcze prosił o czas, jeszcze starał się uspokoić swoich graczy i jednocześnie natchnąć ich do walki. Amerykanie zbliżyli się na punkt (20:21), ale na więcej im nie pozwoliliśmy. Przy wyniku 24:22 mieliśmy pierwszego meczbola i wykorzystaliśmy już tę szansę na skończenie meczu. A zrobił to Śliwka, atakiem po bloku.
Na koniec turnieju w Chicago w niedzielę o godzinie 23 czasu polskiego zagramy z Brazylią.
Idź do oryginalnego materiału