Ponad rok Iga Świątek czekała na turniejowe zwycięstwo, ale jak wróciła na szczyt to z przytupem! Polska tenisistka w drodze do triumfu w Wimbledonie straciła raptem seta, a w finale pokonała Amandę Anisimową 6:0, 6:0. To pierwszy "rower" w finale wielkoszlemowym od Roland Garros 1988.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek zamieszkała w dzielnicy prestiżu i luksusu!
"Iga nie lubi słuchać, iż coś jest z jej sztabem nie tak, iż ktoś ją źle prowadzi"
Z bliska temu sukcesowi przyglądała się Alicja Rosolska, która była ekspertką w Polsacie Sport. Nasza deblistka w rozmowie z "Przegląd Sportowy Onet" przyznała, iż w sukces Świątek na Wimbledonie uwierzyła po porażce Polki w Roland Garros. - Na Igę spadała w Paryżu ogromna presja. Wszyscy oczekiwali kolejnego triumfu, sama też na pewno chciała potwierdzić tam swą dominację. Była przecież niepokonana na mączce. To wszystko z meczu na mecz budowało napięcie, a takie napięcie jest trudne do udźwignięcia. Kiedy przegrała, myślę, iż ta presja wreszcie z niej zeszła. Mogła po prostu wrócić do gry, do cieszenia się tenisem i do bycia sobą. Miała bardzo dobre przygotowanie do gry na trawie – i to przyniosło efekty. Tak więc po Rolandzie ta moja cicha nadzieja choćby trochę się wzmocniła. Pomyślałam sobie: może właśnie teraz, może to będzie jej moment - przyznała Alicja Rosolska.
Nasza utytułowana deblistka przyzna, iż podczas zmagań w Londynie widziała Świątek bardziej radosną i wyluzowaną. Natomiast po ostatecznym triumfie zeszedł z jej barków ogromny ciężar. - Iga sama zresztą mówiła, iż chciałaby, żeby media trochę mniej ją krytykowały, żeby pozwoliły jej po prostu grać w tenisa. Nie skreślać zbyt pochopnie, nie wątpić w nią po jednej porażce. Po tym zwycięstwie dało się zobaczyć, iż naprawdę się cieszy – iż powiedziała sobie: "Zrobiłam to, na co tak długo czekałam" - kontynuuje Rosolska.
- To zwycięstwo było też potwierdzeniem, iż jej team – osoby, które są wokół niej – to odpowiedni, adekwatni ludzie. Iga nie lubi słuchać, iż coś jest z jej sztabem nie tak, iż ktoś ją źle prowadzi. Ona ufa tym, z którymi pracuje i boli ją, kiedy inni podważają te relacje. Zresztą powiedziała wyraźnie – zespół może dać wskazówki, może przygotować ją najlepiej, jak się da, ale ostatecznie to ona wychodzi na kort i musi zagrać. I zrobiła to najlepiej, jak potrafiła. Ta wygrana będzie też dla niej punktem zwrotnym – takim nowym startem. Iga złapała znowu ten smak wygrywania, poczuła wolność. A rywalki zobaczyły, iż ona wróciła na szczyt. I iż nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa - podsumowała półfinalistka Wimbledonu w deblu z 2018 roku.