Rajdowy debiut Arabii Saudyjskiej w roli gospodarza rundy Rajdowych Mistrzostw Świata nie rozpoczął się zgodnie z planem. W ramach przygotowań do zaplanowanego na listopad pierwszego w historii rundy WRC w tym kraju, w Dżuddzie zorganizowano rajd kandydacki. Już pierwszy dzień rywalizacji pokazał jednak, iż organizatorzy mają jeszcze wiele do poprawienia.
Rally Saudi Arabia, rozgrywany na wybrzeżu Morza Czerwonego w pobliżu Mekki, przyciągnął zaledwie 22 załogi. Choć frekwencja nie była imponująca, podobne problemy z liczbą uczestników występują w całym regionalnym cyklu bliskowschodnim. Dla porównania – inauguracja sezonu w Omanie zgromadziła tylko 15 załóg, a runda w Katarze – 21.
Jeszcze większym zaskoczeniem była decyzja o odwołaniu połowy zaplanowanych na piątek odcinków specjalnych. Spośród sześciu oesów, kierowcy pokonali tylko trzy. Według oficjalnych komunikatów powodem była troska o bezpieczeństwo, choć szczegóły nie zostały ujawnione. Taki rozwój wydarzeń wywołał wątpliwości co do gotowości Arabii Saudyjskiej do organizacji rajdu na najwyższym światowym poziomie.
Na czele klasyfikacji po pierwszym dniu znajduje się wielokrotny zwycięzca Rajdu Dakar i lider bliskowschodniego czempionatu, Nasser Al-Attiyah w Škodzie. Drugie miejsce zajmuje Juho Hänninen pilotowany przez Janni Hussi, jadący Toyotą. Ich strata do lidera wynosi 24,2 sekundy. Trzeci jest reprezentant gospodarzy, Rakan Al-Rashed, również w Toyocie.
Hänninen i Hussi wykorzystują rajd jako okazję do zdobycia cennego doświadczenia dla Toyoty, która przygotowuje się do udziału w saudyjskiej rundzie WRC zaplanowanej na 27-30 listopada.
Choć rajd kandydacki miał być próbą generalną przed debiutem w WRC, na razie odsłonił raczej słabe punkty organizacyjne. Sobota przewiduje kolejne sześć odcinków specjalnych – organizatorzy mają jeszcze szansę poprawić ocenę, ale jak na razie entuzjazm wokół saudyjskiego debiutu w WRC wyraźnie osłabł.
